3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Sandra Błażejewska: Masakra w Ostrówkach a rzetelność upamiętnienia jej ofiar

Nie trzeba być bystrym obserwatorem, by zauważyć krążący od pewnego czasu w sieci, a już zwłaszcza powiązany z różnymi witrynami kresowymi demotywator, przedstawiający zapłakanych ludzi nad trumnami bliskich. Obrazek w kolorze sepii opatrzony jest napisem:  „9 lat. Tyle wynosiła średnia wieku Polaków zamordowanych przez Ukraińców w Woli Ostrowieckiej. Wśród nielicznych dorosłych, większość stanowiły kobiety. Mężczyzn zdolnych do noszenia broni było… trzech.” Za każdym razem, gdy widzę ten obrazek czuję, jako moje ciało przeszywa wstrząs, niczym po uderzeniu piorunem. Moja młoda dusza początkującego historyka zostaje poruszona do granic możliwości. By znaleźć jej ukojenie, nie pozostaje mi nic innego, jak napisać swoje wyjaśnienie pod tymże znaleziskiem. Jest to szczególnie ważne, gdyż zbliża się 74. rocznica zbrodni w Ostrówkach.

sandra blazejewska zbrodnia

Z przykrością bowiem muszę stwierdzić, że ten „demotywator” kłamie. Mord znany szerzej pod nazwą „zbrodni ostrowieckiej”, bądź też „masakry w Ostrówkach”, miał miejsce  30 sierpnia 1943 r. w powiecie lubomelskim, w województwie wołyńskim. Ofiarami tej zbrodni byli mieszkańcy wsi Wola Ostrowiecka oraz Ostrówki. Były to wówczas miejscowości od niemal 400 lat całkowicie zamieszkałe przez Polaków, w większości wyznania rzymskokatolickiego, co stanowiło fenomen w warunkach wołyńskich. W okresie międzywojennym, w miejscowościach tych znajdował się m.in. kościół, szkoła, kasa spółdzielczo– oszczędnościowa, a także działały tam liczne organizacje społeczno– religijne. Mieszkańcy obydwu wiosek żyli w zgodzie z Ukraińcami zamieszkałymi w okolicy. Pomimo tego, że już od wiosny 1943 r., wsie te były wizytowane przez patrole Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), nikt nie podejrzewał ich o złe zamiary. Niespokojnie zaczęło dziać się dopiero pod koniec sierpnia 1943 r., kiedy to zaobserwowano gromadzące się oddziały UPA w pobliskich wsiach ukraińskich. 29 sierpnia 1943 r. podczas Mszy Świętej, proboszcz parafii w Ostrówkach poinformował zgromadzonych wiernych o możliwym napadzie ze strony Ukraińców oraz zalecił wywiezienie kobiet i dzieci do Nowego Jagodzina, gdzie zorganizowano polską samoobronę. Mimo, że wielu mieszkańców nie dowierzało w te wieści, społeczność zdecydowała się opuścić wieś na noc i wystawić patrole. Noc nie przyniosła zapowiadanych złych zajść, dlatego o świcie powrócono do swoich gospodarstw.

Rano do Ostrówek wkroczył oddział UPA, którego członkowie poprzez przyjacielskie rozmowy zapraszali wszystkich mieszkańców na zebranie do szkoły, na którym miały zostać omówione szczegóły dotyczące wspólnej walki z Niemcami. Ci, którzy odmówili udania się na spotkanie, byli wyciągani z domów i zaprowadzani siłą na miejsce zebrania. Tak wydarzenia z 30 sierpnia 1943 r., zapamiętał ówczesny mieszkaniec Ostrówek, Antoni Łysiak – jeden z nielicznych świadków tej zbrodni:

„[…] Ostrówki zostały otoczone kordonem. Co 10-15 metrów stał uzbrojony Ukrainiec. Zawracano każdego, kto chciał uciekać ze wsi. Przez pierścień okrążenia przedarł się Stach Muzyka (w 1939 r. był w Korpusie Ochrony Pogranicza), zawiadomił placówkę obrony w Nowym Jagodzinie, że Ostrówki zostały zaatakowane przez Ukraińców i poprosił  o pomoc. Wracając został zabity koło cegielni.  Po wejściu do wsi, Ukraińcy uspokajali mieszkańców i zapraszali ich na zebranie  w szkole. Ludzie zeszli się na plac, po czym zostali otoczeni przez napastników uzbrojonych  w karabiny maszynowe. Mężczyznom kazano wejść do szkoły, a kobietom, dzieciom i starcom do kościoła. Następnie szkoła została zamknięta i wyprowadzano z niej po 5 mężczyzn w kierunku dołów na okólniku, mieszczących się w zabudowaniach Janka Trusiuka oraz za sad Suszków. Trzecim miejscem mordu był dół koło kuźni Bałandy. W ten sposób Ukraińcy wymordowali wszystkich mężczyzn. Kobiety, dzieci i starców (wśród których były kobiety i dzieci z Woli Ostrowieckiej), prawdopodobnie chcieli spalić w kościele, ale przeszkodzili im w tym Niemcy, nadjeżdżający samochodami od strony Równa (przez Rymacze i Jagodzin). Niemcy postrzelali trochę z daleka, ale nie atakowali Ukraińców, którzy w tym czasie wypędzali ludzi z kościoła i prowadzili ich obok cmentarza, koło lasu Kokorawiec. Kobiet, dzieci i starców było łącznie około 400. Na miejscu mordu kazano im się kłaść twarzą do ziemi, a następnie strzelano im przeważnie w głowę. Z pobojowiska pod lasem Kokorawiec ocalało zaledwie kilkanaście osób […].

W Woli Ostrowieckiej było podobnie. Po otoczeniu wsi, Ukraińcy kazali wszystkim iść na plac szkolny, gdzie miało odbyć się zebranie. Następnie okrążali zebranych, brali po 5 mężczyzn i odprowadzali ich do stodoły Strażyca. Tam mordowali siekierami i wrzucali ciała do rowu. Kobiety i dzieci zamknęli w szkole, obrzucili budynek granatami, a na koniec podpalili. Dużo osób wrzucili także do studni w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej. Z pogromu ocaleli ci, którzy zdołali ukryć się w piwnicach, stodołach i innych budynkach gospodarczych. […] ” [Popek 2011 : 98 – 99].

Warto przytoczyć wspomnienia jeszcze jednej osoby – Henryka Kloca, której było dane przeżyć ten tragiczny dzień:

„29 sierpnia 1943 r., nie pasłem krów, bo wyręczyła mnie w tym moja mama.  Wraz z kolegami: Jankiem Hajdamaczukiem, Tadkiem Jesionkiem, Cześkiem Ulewiczem, Marcinem Pogorzelskim i Wickiem „Baniukiem” udałem się na niedzielną wycieczkę.  Jak się potem okazało, był to nasz ostatni przyjacielski rajd. Żaden z moich kolegów  nie ocalał, wszyscy zginęli w czasie rzezi. Mieli zaledwie po 13 lat. Wieczorem 29 sierpnia wszyscy mieszkańcy Woli Ostrowieckiej po raz pierwszy  nie poszli spać. Doszły do nas niepokojące wieści, iż w sąsiadujących z nami wsiach ukraińskich zgromadziły się tłumy Ukraińców oszalałych z nienawiści, którzy wznosili okrzyki: „Hajże na Lachiw, budem ich rizaty”.

Oddziały samoobrony wystawiły czujki w różnych punktach wioski, które miały za zadanie obserwować ruchy bojówek ukraińskich. Wszyscy mieszkańcy w każdej chwili byli gotowi opuścić rodzinną ziemię, jeśliby zauważono Ukraińców. Noc pełna grozy i oczekiwania najgorszego, miała się ku końcowi. Gwiazdy na niebie zaczęły blednąć i wstawał świt. I właśnie wtedy od północno-wschodniej strony, na tle porannej zorzy, wyłonił się zwarty tłum Ukraińców. Zmierzali oni gościńcem od Sokoła  w kierunku południowo-zachodnim, do ukraińskiej wsi Przekurka. Dowódcy samoobrony zaczęli się zastanawiać co powinni zrobić. Nie wiedzieli czy przywitać hordy Ukraińców ogniem z kilku sztuk broni, czy też pozwolić im maszerować dalej. Postanowiono ściągnąć posterunki, a dowódcy i młodzież ukryli się w zamaskowanych schronach, czekając na dalszy przebieg zdarzeń. Tymczasem Ukraińcy dokonali dość niespodziewanego manewru. Albowiem ku naszemu zaskoczeniu, weszli oni do wsi od strony zachodniej. Były to zwarte oddziały, uzbrojone w broń maszynową i karabiny.

Na horyzoncie wyłoniła się czerwona kula słoneczna, która jakby zapowiadała krwawe żniwo, mające dokonać się za kilka godzin. Tymczasem bojówkarze ukraińscy wkraczający do wsi zachowywali się nadzwyczaj spokojnie, a do Polaków odnosili się życzliwie. Dzieci częstowali nawet cukierkami. Byliśmy zdziwieni i zaskoczeni ich stosunkiem do nas. Pamiętam, że podszedł do mnie młody Ukrainiec, pogłaskał po głowie i zapytał jak  się nazywam, ile mam lat oraz gdzie mieszkam. […] Około godziny 8 rano dały się słyszeć głosy ukraińskich bojówkarzy, wzywające mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat na zebranie, które miało się odbyć na placu szkolnym. Równocześnie zaczęli przeczesywać każdy dom wraz z zabudowaniami gospodarczymi, szukając ukrytych ludzi. […] Kiedy już prawie wszyscy mężczyźni znaleźli się na szkolnym boisku, zostali otoczeni przez uzbrojonych Ukraińców. Między godziną 10 a 11 do zebranych przemówił watażka hord ukraińskich, oczywiście po ukraińsku. Oświadczył, iż pragną razem z Polakami walczyć przeciwko Niemcom oraz, że przybyli do naszej wioski by dokonać naboru mężczyzn, których następnie uzbroją i poprowadzą do wspólnej walki z wrogiem. Mówił tak porywająco i przekonywująco, iż niektórzy ze słuchających uwierzyli w jego słowne zapewnienia. Następnie powiedział, że będą brać po 6 mężczyzn na badania lekarskie i sprawnościowe, a zdrowych umundurują, uzbroją i utworzą z nich oddziały polskie obok ukraińskich. W tym czasie tłuszcza Ukraińców uzbrojona w kosy, siekiery, widły i inne narzędzia zbrodni, wykopała rów przy dwuklepiskowej stodole gospodarza Strażyca. Do niego właśnie trafiały później ciała zarąbanych siekierami, przebitych widłami i kosami Polaków.

Nikt z nas wtedy nie wiedział, co szykują dla nas bandyci spod znaku Bandery i Bulby. Uzbrojeni mordercy odprowadzali w pewnym odstępie czasu po 6 mężczyzn, w nieznanym kierunku. Gdy na boisku pozostały już tylko kobiety, dzieci i starcy, Ukraińcy siłą wpędzili ich do szkoły. Następnie, podobnie jak to czynili wcześniej z mężczyznami, wyprowadzali po kilkanaście osób i prowadzili w znane sobie miejsce. Czekając na swoją kolej, wiedzieliśmy, że za chwilę zostaniemy zamordowani. Dlatego wyznawaliśmy sobie wszystkie przewinienia i grzechy, matki zaś udzielały dzieciom rozgrzeszenia. Na głowy moich sióstr: Anny (16 lat) i Antoniny (20 lat), a także moją, matka położyła dłonie i udzieliła ostatniego błogosławieństwa. Chwilę później rozpoczęliśmy odmawianie Różańca do Najświętszej Marii Panny, prosząc ją o lekką śmierć. Kiedy skończyliśmy drugą, bolesną część różańca, matka wręczyła nam święte obrazki. Ja otrzymałem obrazek z Aniołem Stróżem, który przeprowadza przez wąską kładkę nad rwącą rzeką dwoje dzieci. I rzeczywiście przeprowadził mnie on przez śmierć do życia, abym mógł dziś opowiadać o zbrodni, jakiej dokonali na Polakach sfanatyzowani Ukraińcy. […]” [Popek 1997 : 79 -83].

Natomiast badacz zbrodni wołyńskiej, Grzegorz Motyka, opisuje masakrę w Woli Ostrowieckiej następująco:

„[…] 30 sierpnia ok. godz. 8 oddział UPA wkroczył do Woli Ostrowieckiej. Aby uśpić czujność Polaków, partyzanci zachowywali się wobec mieszkańców bardzo grzecznie,  m.in. częstując dzieci cukierkami. Mieszkańców ściągnięto na plac szkolny, gdzie  ok. godz. 10 wygłoszono do nich przemówienie nawołujące do wspólnej walki z Niemcami. Następnie zamknięto wszystkich w szkole, skąd po kolei, grupami po 5-10 osób, wyprowadzano mężczyzn w kierunku stodoły, w której byli zabijani siekierami, młotami i innymi tępymi narzędziami. Około południa szkołę obłożono słomą, oblano benzyną i podpalono, a do wnętrza budynku wrzucono kilka granatów. Znajdowało się w niej wówczas od 150 do 200 kobiet i dzieci. […]” [Motyka 2006 : 338].

W Ostrówkach i w Woli Ostrowieckiej istniało kilka miejsc kaźni Polaków. Najwięcej osób zginęło na ściernisku koło lasu Kokorawiec w Ostrówkach, gdzie stłoczono 300 osób wyprowadzonych wcześniej z kościoła. Akcję pacyfikacyjną na chwilę przerwał niespodziewany przyjazd Niemców, jednak ci nie podjęli żadnych kroków prowadzących  do zaprzestania zbrodniczego procederu. Na ściernisku banderowcy grupowali ofiary w dziesięcioosobowe rzędy, najczęściej całe rodziny, którym kazali kłaść się  na ziemi, gdzie następnie były mordowane poprzez strzał w tył głowy i kłucie bagnetem. Niewiele mniej ludzi stracono w szkole w Woli Ostrowieckiej – ok. 200, gdzie do sal dydaktycznych wrzucono przez okna granaty, a następnie podlewano budynek benzyną i go podpalono [Siemaszko 2000 : 502 – 511 ; 513 – 521]. Ze stodoły Strażyca, w której miała mieć miejsce rzekomo „komisja lekarska”, udało się uciec tylko jednemu mężczyźnie [Popek, 2011 : 127 – 129]. Łącznie w obu wsiach zginęło ok. 1050 osób [Popek, 2011 : 26].

Krótko po dokonaniu tej zbrodni do wiosek przybyły ukraińskie kobiety, które rabowały mienie po zamordowanych gospodarzach oraz wskazywały rezunom kryjówki ocalałych Polaków. Ostrówki i Wola Ostrowiecka stały się tym samym miejscem największej jednorazowej i najbardziej przerażającej masakry przeprowadzonej przez UPA  w województwie wołyńskim. Odbyła się ona pod dowództwem sotni Iwana Zareczniuka „Worona” oraz kurenia „Łysego”, przy licznym wsparciu okolicznego chłopstwa ukraińskiego i byłych funkcjonariuszy ukraińskiej policji [Siemaszko 2000 : 504 ; 515]. Te same oddziały UPA odpowiadają także za przeprowadzone w tym samym dniu napady na Jankowce (88 ofiar) i Kąty (213 ofiar) [ Siemaszko 2000 : 493 – 494].

Jak w takim razie zamieszczony przeze mnie „demotywator” ma się do rzeczywistego przebiegu zbrodni? Otóż nie odpowiada on prawdzie w żaden sposób. Zarówno ze wspomnień bezpośrednich świadków zbiorowego morderstwa: Antoniego Łysiaka i Henryka Kloca, wynika, że w dniu napadu Ukraińców, w obydwu miejscowościach żyło więcej niż trzech mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Można to wywnioskować chociażby po tym, że we wsiach tych zorganizowano patrole mające ostrzegać przed atakiem. Takie warty pełnili mężczyźni w kwiecie wieku, zdolni do tego, by w razie konieczności odeprzeć atak wroga. Ponadto banderowcy w celu zebrania dużej ilości przyszłych ofiar w jednym miejscu, uciekli się do podstępu, informując mieszkańców wsi o zamiarach wspólnej walki z Niemcami. Czy zastosowaliby ten odrażający chwyt, gdyby męską populację Polaków stanowiły jedynie lub w przeważającej ilości osoby w podeszłym wieku?

Nie, gdyż  do udziału w bitwach potrzeba młodych, zdrowych i silnych mężczyzn. Poza tym głoszone przez nich hasła musiały sprawiać wrażenie realnych, a nie odniosłyby takiego skutku, gdyby wsie zamieszkiwali jedynie staruszkowie. W relacji Henryka Kloca można przeczytać,  że ok. godz. 8 rano słychać było Ukraińców, wzywających mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat na zebranie na placu szkolnym. Przebieg tych zajść potwierdza Grzegorz Motyka w swojej książce pt. „Ukraińska partyzantka 1942 – 1960″, pisząc, że z miejscowej szkoły wyprowadzano mężczyzn w grupach 5-10 osobowych, którzy następnie byli zabijani w brutalny sposób. W dodatku Władysław i Ewa Siemaszkowie w swej monumentalnej pracy pt. „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945. Tom I”, podają, że 30 mężczyzn ocalałych z rzezi wstąpiło do oddziału partyzanckiego Armii Krajowej, dowodzonego przez Kazimierza Filipowicza „Korda” [Siemaszko 2000 : 510]. Czy seniorzy byliby więc w stanie znosić wszelkie niedogodności konspiracyjnego życia w lesie? Osobiście uważam, że nie.

Najszerszy wgląd w tę zbrodnię dają świetne monografie Leona Popka pt. „Ostrówki – wołyńskie ludobójstwo” i „Wołyński testament”, w których można znaleźć  jej zrekonstruowany przebieg oraz liczne relacje świadków. Godne polecenia jest również sztandarowe dzieło Władysława i Ewy Siemaszków, gdzie znajduje się imienny wykaz ofiar masakry w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej wraz z podaniem ich wieku w chwili śmierci [Siemaszko 2000 : 507 – 510 (Ostrówki) ; 516 – 519 (Wola Ostrowiecka) ]. Z podobnym spisem można zapoznać się także w „Wołyńskim testamencie” [ Popek 1997 : 200 – 226].

Samo zdjęcie zamieszczone na „demotywatorze”, mające dokumentować masakrę,  nie pochodzi z Ostrówek. Fotografia przedstawia natomiast przygotowania do pogrzebu ofiar napadu UPA na miejscowość Łodzina koło Sanoka, przeprowadzonego już po zakończeniu II Wojny Światowej (Zdjęcie stanowi okładkę książki Grzegorza Motyki pt. „Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”. Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947″. Fotografię wykonał Stanisław Potocki. Zdjęcie pochodzi z Muzeum Historycznego w Sanoku).

Sprawdziłam więc pochodzenie obrazka. Został on zamieszczony na facebookowej stronie „Pamiętam Wołyń”. Polubiło go 181 osób oraz dokonano 238 ponownych udostępnień (Stan na dzień 20 czerwca 2015 r. ). Zapewne o wiele więcej osób widziało ten obrazek w serwisie demotywatory.pl.

Zrobiło mi się bardzo przykro z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest stwierdzenie pewnego ponurego faktu. Wiedziałam już o tym wcześniej, ale dopiero teraz empirycznie przekonałam się o tym, że żyjemy w smutnych czasach kultury wizualno– werbalnej, gdzie źródłem wiedzy nie jest już sam tekst, ale przede wszystkim grafika. Możliwe, że jeszcze ewentualnie jakiś rodzaj przekazu muzycznego. Zaprezentowany przeze mnie „demotywator” stał się źródłem wiedzy dla minimum kilkuset osób. Szkoda, że nikt się bardziej nie zagłębi w temat i nie zweryfikuje podanych w nim informacji. W tym miejscu chcę uwrażliwić wszystkich czytelników na to, że internet, a już zwłaszcza wszelkiego rodzaju ilustracje w nim zawarte, nie zawsze są wiarygodnym źródłem informacji. Niestety jak zaobserwowałam, wiele osób bezrefleksyjnie wyraża aprobatę oraz przekazuje do dalszej wiadomości wszystkie wieści, czy nowinki, które zdają się być patriotyczne i zgodne z narodowym punktem widzenia. Jest to dowód na to, że pomimo wielkiego postępu technicznego, podstawowym źródłem wiedzy nadal pozostaje książka. Jednak w dobie cywilizacji cyfrowej ciężko jest uwierzyć w to, że w tradycyjnie wydawanych publikacjach są zamieszczone informacje, których zazwyczaj nie można znaleźć nigdzie w sieci. Dlatego jeśli chcemy budować Wielką Polskę, podwaliny naszej wiedzy niezbędnej do jej powstania, musimy oprzeć przede wszystkim o książki. Trzeba o tym pamiętać – tym bardziej, że to my mamy być przyszłą elitą tego narodu.

Drugi powód stanowiący podłoże mojego zmartwienia, a w konsekwencji napisania tego artykułu, jest o wiele bardziej frustrujący. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że autor tego nieszczęsnego „demotywatora” jest człowiekiem dość zorientowanym w historii ludobójstwa wołyńsko – galicyjskiego. Wskazuje na to m.in. odwołanie się do masakry w Woli Ostrowieckiej, która właściwie znana jest jedynie w kręgach osób stricte zajmujących się tragedią Kresów Południowo – Wschodnich oraz w tzw. środowiskach kresowych. Domyślam się także przyczyn powstania tego obrazka. W obliczu przemilczenia przez obecną władzę kwestii szeregu zbrodni dokonywanych przez OUN – UPA na Polakach oraz utrzymującej się od czasu powstania tzw. Majdanu medialnej narracji kreującej obraz przychylnego nam nadnieprzańskiego sąsiada, twórca grafiki chciał zwrócić uwagę  na przestępczy charakter działań banderowców oraz upamiętnić w ten sposób ich ofiary. Szczególnie, że powyższe fakty są całkowicie pomijane w mediach głównego nurtu, podobnie zresztą jak epizod niebezpiecznego dla Polski, odradzającego się kultu OUN – UPA  na Ukrainie. Nowe władze Ukrainy najdobitniej dały temu wyraz, ustanawiając  14 października święto państwowe formalnego powstania UPA. Pobudki autora obrazka więc zapewne były naprawdę szczytne, niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Tym bardziej, że jak już to udowodniłam wcześniej, ilustracja nie odpowiada rzeczywistemu przebiegowi wypadków.

Istnieją dwa powody wyjaśniające taki efekt końcowy. Pierwszym z nich może być niedoinformowanie, drugim zaś umyślna hiperbolizacja i tak już przerażającej swym rozmiarem rzezi. Osobiście wolę myśleć, że winnym temu jest pierwszy z wymienionych przeze mnie powodów, połączony z brakiem weryfikacji informacji. W przeciwnym razie mamy tu do czynienia z cyniczną manipulacją wprowadzającą w błąd odbiorców, której zamierzeniem nie było szerzenie wiedzy i upamiętnianie ofiar, ale wywołanie nienawistnych uczuć w stosunku do Ukraińców. W takim przypadku byłoby to zachowanie zwyczajnie podłe. Zwracam uwagę na to, że mottem środowisk kresowych jest hasło: „nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary”, więc szerzenie nienawiści jest co najmniej nie na miejscu.  Poza tym dokonując takowego zafałszowania, autor złamał zasady etyczne i moralne wypływające z chrześcijaństwa, które stanowi fundament cywilizacji europejskiej. „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (Jana 8,32) – niechaj ten biblijny werset będzie naszym drogowskazem w poszukiwaniu prawdy i wystrzeganiu się kłamstwa. Albowiem kłamstwo dokonane nawet w dobrej wierze i tak pozostanie kłamstwem.

Sandra Błażejewska

Bibliografia:

Motyka Grzegorz , Ukraińska partyzantka 1942 – 1960. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, Warszawa 2006, str. 338

Popek Leon, Ostrówki – wołyńskie ludobójstwo, Lublin 2011, s. 26 ; Relacja Antoniego Łysiaka s. 98 -99 ; Relacja Władysława Soroki, z której wynika, że ze stodoły Strażyca,
w której miała mieć miejsce rzekomo „komisja lekarska”, udało się uciec tylko jednemu mężczyźnie s. 127 – 129

Popek Leon, Wołyński testament, Lublin 1997 ; Relacja Henryka Kloca s. 79 – 83; imienny spis ofiar wraz z podaniem nazwisk i wieku s. 220 – 226

Siemaszko Ewa, Siemaszko Władysław; Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 -1945. Tom I, Warszawa 2000, s. 493 – 494, 502 – 511, 504, 510, 507 – 510 [wykaz ofiar wraz z podaniem ich nazwisk i wieku we wsi Ostrówki], 513 – 521, 516 – 519 [wykaz ofiar wraz z podaniem ich nazwisk i wieku we wsi Wola Ostrowiecka].

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *