Joseph Pearce: Dystrybucjonizm w Shire
W bardzo ciekawym wywiadzie dla Catholic World Report z 30 października Jay W. Richards, współautor The Hobbit Party, nowej książki badającej myśl polityczną J. R. R. Tolkiena, starał się zdystansować Tolkiena od poglądów politycznych G. K. Chestertona i Hilaire Belloca. Prawiąc pochlebstwa pod adresem romantycznych aspiracji dystrybucjonizmu, czyli politycznego credo promowanego przez Belloca i Chestertona, Richards sugeruje równocześnie, że diabeł tkwi w jego szczegółach praktycznych:
Problem, jak uważamy, polega na tym, że Belloc w szczególności nie proponował po prostu atrakcyjnego ideału. Proponował kilka bardzo konkretnych strategii zaprowadzenia społeczeństwa dystrybutywnego przy pomocy pomysłów gospodarczych, które naszym zdaniem były w pewnym sensie błędne. Na przykład w swoim Eseju o Restytucji Mienia, Belloc napisał, że „próba przywrócenia własności z pewnością zawiedzie, jeżeli będzie ograniczana przesądem przeciw użyciu siły jako służebnicy sprawiedliwości.” Dla kontrastu, w rozdziale „Porządki w Shire,” Tolkien opisuje grupę apodyktycznych outsiderów, którzy przeniknęli Shire, „poborców i szafarzy co to chodzą po kraju, liczą, mierzą i odstawiają wszystko do składów,” podobno „w celu sprawiedliwego podziału.” Nie jest to pochlebny obraz. Biorąc pod uwagę poglądy Tolkiena na temat stosowania środków przymusu do osiągania być może szczytnych celów, trudno go sobie wyobrazić jak składa podpis pod szczegółowymi ustaleniami programu Belloca.
Przyznawszy, że kwestia dystrybucjonizmu jest „skomplikowana”, Richards stwierdza następnie, że „aby czerpać mądrość z poglądów ekonomicznych Tolkiena… lepiej opisać je na jego własnych warunkach, niż identyfikować z poglądami innych myślicieli, takich jak Chesterton i Belloc.”
Mówiąc zupełnie szczerze, tok rozumowania Richardsa wprawił mnie w zakłopotanie. Hobbici w „Porządkach w Shire”, jak na dobrych bellokiańskich dystrybutystów przystało, z pewnością nie są „ograniczani przesądem przeciw użyciu siły jako służebnicy sprawiedliwości.” Wręcz przeciwnie, wszyscy są więcej niż gotowi chwycić za broń, aby przywrócić dystrybucjonizm, którym Shire cieszyło się przed ich wyjazdem. Jakimże cudem hobbici restytuujący mienie Shire przy użyciu całej, koniecznej ku temu siły, mogą być postrzegani jako stojący w sprzeczności z propagowaną w Eseju… Belloca dokładnie tą samą rzeczą?
Oprócz sprzecznego wewnętrznie charakteru działań Richardsa, obliczonych na zdystansowanie Tolkiena od Belloca, sam Richards otwarcie opowiada się za „użyciem siły jako służebnicy sprawiedliwości” w swojej ciętej obronie przywiązania Tolkiena do teorii wojny sprawiedliwej.
W tym momencie możemy poczuć się nieco zdezorientowani. Nie tylko Tolkien zgadza się z pozycją Belloca, ale zgadza się z nią Richards!
Musimy dokopać się pod tę niespójną powierzchnię, aby zrozumieć co też Richards usiłuje nam powiedzieć. Jego argument nie dotyczy użycia siły per se, lecz wykorzystania siły gospodarczej. Jako zwolennik bezsensownego credo wolnorynkowych libertynów Richards głosi, iż przywrócenie własności odebranej niesprawiedliwie mocą sił zbrojnych jest uzasadnione, w przeciwieństwie do korzystania w tym celu z mocy prawa. W celu przywrócenia mienia prawowitym właścicielom zasadne jest zabijanie ludzi i zrzucanie bomb, jednak uchwalanie praw to umożliwiających już zasadne nie jest.
Belloc chcąc odtworzyć w gospodarce sprawiedliwość opowiada się za interwencją prawną, np. pro-aktywnym wspieraniem drobnych przedsiębiorstw, aby zdobyły miejsce na rynku i utrzymały je w obliczu wielkich korporacji, które drobnych konkurentów pragną wyłączyć z gry rynkowej . Richards popełnia nazbyt powszechny i naiwny błąd zrównywania filozofii politycznej Belloca z socjalizmem, po czym stwierdza, zresztą całkiem słusznie, że Tolkien nie był socjalistą. Prawda jest taka, że Belloc sprzeciwiał się metodom, dzięki którym socjalizm i globalny kapitalizm skupiają własność w rękach uprzywilejowanej garstki osób, tzn. polityków i plutokratów. Odpowiedzią na tę niesprawiedliwość była promocja drobnych przedsiębiorstw i wykorzystanie ku temu mocy polityki. Taka interwencja polityczna nie znajduje poklasku u libertarian, bowiem zdają się wierzyć, że lepiej jest żyć w świecie zdominowanym przez globalne korporacje, którym oddano lejce (i panowanie), tak iż mogą używać i nadużywać efektu skali monopolizując kontrolę nad rynkiem.
Rozumowanie Richardsa jest nieskomplikowane i nazbyt uproszczone. Rozpoczyna od wykazania, że Tolkien nie pochwala socjalizmu, „poborców i szafarzy, co to chodzą po kraju, liczą, mierzą i odstawiają wszystko do składów,” podobno „w celu sprawiedliwego podziału.” Następnie sugeruje on, że Belloca poparcie dla dystrybucjonizmu jest w istocie socjalistyczne, choć Belloc zawsze w sposób zaciekły atakował socjalizm. Problem zdaje się wynikać z faktu, że Richards nie czyni ważnego rozróżnienia między socjalistyczną „redystrybucją bogactwa”, a odtworzeniem szeroko rozpowszechnionej własności prywatnej, za którym optują dystrybutyści. Zważywszy, że socjaliści uważają, że własność prywatna jest zła i powinna być kontrolowana przez państwo, dystrybutyści wierzą, że własność prywatna jest czymś dobrym i w związku z tym należy przywrócić ją możliwie największej ilości ludzi jako środek obronny przed zakusami urzędników. Najzwyklejszym błędem jest utożsamianie lub scalanie tych diametralnie różnych filozofii.
Ciekawe jest również to, że Richards ochoczo cytuje sprzeciw Tolkiena wobec socjalizmu, ale zapomina nadmienić o jego graficznym ujęciu, już kilka stron później, dotyczącym zniszczeń dokonanych przez leseferystyczny kapitalizm rewolucji przemysłowej:
Były to najsmutniejsze godziny w ich życiu. Przed nimi sterczał w niebo olbrzymi komin, a gdy się zbliżali do starego osiedla, położonego na drugim brzegu Wody, idąc drogą pomiędzy dwoma rzędami nowych, lichych domów, zobaczyli nowy młyn w całej jego złowrogiej i brudnej brzydocie: duży budynek z cegły okraczał rzeczkę i plugawił jej nurt wylewając weń potoki dymiącej i cuchnącej cieczy. Wszędzie wzdłuż drogi ścięto drzewa.
Kiedy przeszli przez most i podnieśli oczy na Pagórek, wrażenie dech im zaparło w piersi. Nawet wizja, która Samowi ukazała się w Zwierciadle Galadrieli, nie przygotowała ich na tak okropny widok. Po zachodniej stronie stary spichlerz zburzono i na jego miejscu wyrosły umazane smołą budy. Drzewa kasztanowe zniknęły. Zielone skarpy i żywopłoty zniszczono. Na dawnym trawniku ciągnęło się nagie udeptane pole, a na nim stały rozrzucone bezładnie ogromne wozy. Gdzie przedtem była uliczka Bagshot Row, ział rozkopany dół i piętrzyło się usypisko piachu zmieszanego ze żwirem. Samego Bag End nie mogli dostrzec, bo dawną siedzibę Bagginsów przesłaniały skupione na stoku duże szopy.
Jako chłopiec Tolkien żył „pomiędzy dwoma rzędami nowych, lichych domów”, tzn.w slumsach uprzemysłowionego Birmingham, które to, jako drugie co do wielkości miasto w Anglii, aż do nadejścia rewolucji przemysłowej było drobną wioską Warwickshire. Opisując samego siebie w jednym z listów jako „hobbita”, Tolkien preferował to, czym Birmingham było w czasach sprzed epoki przemysłowej w porównaniu z tym, czym stało się wraz z nadejściem ekonomi leseferyzmu. Podobnie do Williama Blake’a, który lamentował nad „ciemnymi młynami sztańskimi”, i Gerarda Manleya Hopkinsa, który ubolewał nad przemysłową „plamą”, którą człowiek skaził Boże stworzenie, Tolkien cenił rolniczy zdrowy rozsądek i prostotę, woląc je od trujących owoców tzw. gospodarczego „postępu.”
Natomiast w kwestii konieczności użycia tzw. „siły” interwencji gospodarczej, by zwrócić własność osobom wywłaszczonym przez szturm leseferyzmu, Tolkien zgodziliby się z Chestertonem. „U podstaw autentycznej doktryny postępu leży świadomość, że wszystko zmierza ku gorszemu,” napisał Chesterton. „Człowiek musi stale interweniować, by powstrzymać naturalną degenerację; bo jeśli człowiek czegoś nie zreformuje, natura to zdeformuje. Trzeba zawsze wszystko zmieniać, chociażby po to, by mogło zostać takie samo.” Chesterton ilustruje to na przykładzie drewnianej bramki wjazdowej, stwierdzając, że nie sposób jej uchronić poprzez pozostawienie na pastwę losu. Jeśli zostawimy ją samą sobie to zacznie gnić. Aby ją ochronić, musimy co jakiś czas chwycić za pędzel i ją od nowa pomalować. Interwencje proponowane przez Belloca były tego właśnie rodzaju. Chcąc zachować kulturę lub własność musimy aktywnie sprzeciwiać się tym siłom, które dążą do ich podważenia; a gdy raz je stracimy, musimy czynnie walczyć o pokonanie tych sił, które nas tych dóbr pozbawiły. Nicnierobienie, pozostawianie rzeczy samym sobie, czy „laissez faire”, to nie są wybory przystające do prawdziwego konserwatysty lub dystrybutysty, ponieważ wiodą do zniszczenia wszystkiego, co godne jest ochrony i odtworzenia. To w tym kontekście należy rozumieć poparcie Belloca dla użycia siły „jako służebnicy sprawiedliwości,” również w tym kontekście należałoby pojmować, jak w dążeniu do przywrócenia własności w Shire z siły korzystają hobbici.
Prawdą jest, jak utrzymuje to dr Richards, że Tolkien nigdy nie określił własnej filozofii politycznej brzydkim mianem „dystrybucjonizmu”. Jest jednak również prawdą, że ekonomia Shire i ekonomia dystrybucjonizmu to właściwie synonimy. Gdy wszystko już powiedziano i uczyniono, gospodarczy zdrowy rozsądek, jakkolwiek nazwany, wciąż pachnie równie słodko!
Joseph Pearce
Źródło: The Imaginative Conservative
Tekst opublikowano dzięki uprzejmości portalu dystrybucjonizm.pl