Stanisław Bocheński: Bezwarunkowy dochód podstawowy
Jakiś czas temu naszą debatę publiczną rozgrzał temat projektowanego polskiego eksperymentu z bezwarunkowym dochodem podstawowym. Zespół kierowany przez dr. Macieja Szlindera (nomen omen członka partii Razem) chce przeprowadzić pilotażowy program, na terenie gmin graniczących z obwodem kaliningradzkim, polegający na wypłacaniu ich mieszkańcom kwoty 1300 złotych przez okres dwóch lat. W sytuacji, gdy bezwarunkowy dochód podstawowy przedarł się do świadomości opinii publicznej, byłoby wskazane przyjrzeć się tej idei bliżej.
Czym jest BDP?
Bezwarunkowy dochód podstawowy, w skrócie BDP, to pomysł zakładający, że każdemu obywatelowi (niezależnie od jakichkolwiek okoliczności) przysługuje określona z góry kwota pieniężna, która jest mu wypłacana przez państwo. Wypłata ich nie jest powiązana, chociażby, z faktem bycia zatrudnionym. Dochód ten ma być bezwzględnie bezwarunkowy, a w założeniu ma zaspokajać podstawowe, wręcz egzystencjalne potrzeby każdego człowieka. Podkreślenia wymaga fakt, iż w żadnym państwie na świecie nie funkcjonuje modelowy BDP. Dotychczas przeprowadzano jedynie jego pilotaże lub funkcjonuje on w ograniczonym zakresie (jak program na Alasce, gdzie jego wysokość jest jednak zmienna i zależna od zysków ze sprzedaży surowców naturalnych). Przeanalizujmy teraz jednak, do czego BDP może doprowadzić.
Potencjalne skutki
Popatrzmy na potencjalne skutki programu. Czym byłby taki dochód? Makroekonomicznie byłby silnym impulsem popytowym. Istnieje więc ryzyko, że po jego wprowadzeniu, wyraźnie wzrosłaby inflacja. Podkreślić należy, że wzrost cen może być skutkiem wprowadzenia takiego programu, a niekoniecznie musi. W końcu nie zawsze większa ilość pieniądza w gospodarce powoduje wystrzał inflacji. Po wielkim kryzysie finansowym państwa wpompowały w gospodarkę gigantyczne kwoty, a pomimo tego nie doszło do wybuchu inflacji. Powiem więcej, zdarzało się tym krajom notować wówczas deflację. To prowadzi nas do wniosku, że kwestią decydującą będzie to, czy podaż będzie w stanie szybko dostosować się do zwiększonego popytu. To zaś zależy od wielu czynników, choć jako kluczową wskazałbym wydajność gospodarki.
W obecnej sytuacji gospodarczej na pewno nie ma przestrzeni do wprowadzenia BDP. Właśnie teraz, gdy mamy do czynienia z podwyższoną inflacją i barierami podażowymi dodatkowy impuls popytowy byłby bardzo, ale to bardzo ryzykowny. Wydaje się, że najlepszym momentem na wprowadzenie takiego programu byłaby recesja. Wtedy to występuje ryzyko deflacji, pojawia się bezrobocie (czyli wolne moce produkcyjne w gospodarce), popyt natomiast spada. Byłby to świetny program na pobudzenie popytu, za którym mogłoby pójść ewentualne ożywienie gospodarcze. Po wyjściu z recesji gospodarka przyzwyczaiłaby się do zwiększonej ilości pieniądza i jest duża szansa, że po prostu by je zaabsorbowała. Zaszedłby tutaj podobny mechanizm, jak przy programie 500+, który sam będąc namiastką dochodu podstawowego, nie spowodował żadnego większego wzrostu cen.
Groteskowe są przy tym pojawiające się argumenty liberałów. Nieraz spotkałem się z tezą, że podwyżki kosztów życia po wprowadzeniu BDP od razu ,,zjedzą’’ całą wartość nabywczą i te 1200 czy 1300 złotych przestanie mieć jakąkolwiek wartość. Tutaj też możemy się powołać na efekty programu 500+. Po jego wprowadzeniu nie doszło przecież do dewaluacji pieniądza. Oczywiście inflacja stopniowo ,,zjadała’’ moc nabywczą tych pieniędzy. Pod koniec marca 2022 roku wyniosła ona około 395 złotych. W ciągu więc 6 lat trwania programu siła nabywcza tej kwoty spadła o około 20%. Między bajki można więc włożyć twierdzenia liberałów o błyskawicznej dewaluacji pieniędzy z BDP. Cóż, jeśli od 30 lat bez cienia żenady jest się w stanie opowiadać, że ZUS zaraz, jeszcze chwila i zbankrutuje, co przecież nie następuje, to nie ma się też problemów z manipulacjami w innych kwestiach.
Kolejną płaszczyzną, której powinniśmy się przyjrzeć, są zmiany społeczne jakie spowodowałby program. Byłby on istotnym wsparciem przede wszystkim dla osób ubogich. Wzrost ich dochodów w stosunku miesięcznym mógłby być nawet kilkukrotny. Dla osób zamożnych byłby on niewielki, zaledwie odczuwalny. To też ma znaczenie z punktu widzenia walki z nierównościami dochodowymi. W szczególności, jeśli program byłby połączony z wprowadzeniem silnie progresywnego podatku dochodowego, z najwyższymi stawkami rzędu 80-90%.
Wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego byłoby pożądane również z punktu widzenia interesów klasowych. Osoba, która ma zapewniony dochód, chociażby na minimalnym poziomie, jest w mniejszym stopniu zależna od pracodawcy. Szybciej więc sobie pozwoli na zwolnienie się z pracy lub nie będzie się obawiać redukcji etatu, bo będzie miała zabezpieczenie socjalne w przypadku bezrobocia. Tworzy to po prostu siatkę bezpieczeństwa dla osób, które nie są posiadaczami oszczędności i znajdują się de facto na łasce pracodawcy. To wszystko sprawia, że zmniejsza to nierównowagę rynkową pomiędzy pracownikiem i pracodawcą. Dochodzi do redukcji presji ekonomicznej nałożonej na słabszą stronę tego stosunku. Moim zdaniem właśnie to jest największą zaletą bezwarunkowego dochodu podstawowego i czymś, co powoduje, że warto go wprowadzić.
Argumentem, który podnoszą przeciwnicy tego programu, jest to, iż będzie on zniechęcał do podejmowania zatrudnienia. Dotychczasowe eksperymenty przeprowadzone w różnych miejscach świata nie potwierdziły tej tezy. Jeśli w grupie badanej, w trakcie eksperymentów przeprowadzanych na całym świecie, pojawił się większy odsetek biernych zawodowo, to wzrost ten był niewielki. Oczywiście to tylko eksperymenty. Nie wiadomo, jakby się zachowali ludzie, gdyby program wprowadzono na stałe. Tego niestety nie da się sprawdzić w trakcie pilotażu. Posiłkując się polskimi doświadczeniami z programem 500+ można stwierdzić, że w początkowym okresie wywołał on niewielki spadek aktywności zawodowej wśród kobiet. Jednak w kolejnych latach wskaźnik zatrudnienia osób w wieku produkcyjnym stale rósł, by pod koniec 2020 roku osiągnąć blisko 76%. Dla porównania w roku 2010 wynosił on około 64%. Spadające bezrobocie i poprawiająca się sytuacja ekonomiczna spowodowała skok o około 12%! Wydaje się, że podobna sytuacja miałaby miejsce przy wprowadzeniu bezwarunkowego dochodu podstawowego. Jego wpływ na wskaźnik zatrudnienia byłby długoterminowo niewielki. Zresztą, nawet jeśli nieznacznie zmniejszyłaby się aktywność zawodowa Polaków, to dlaczego miałoby to być problemem? Praca nie jest, w mojej ocenie, wartością samą w sobie. Siłę gospodarczą kraju buduje się w oparciu o wydajność. Groźba odejścia z pracy najsłabiej wynagradzanych pracowników stanowiłoby impuls do podniesienia ich płac, ale także do robotyzacji i automatyzacji. To bez dwóch zdań byłoby wskazane w polskiej gospodarce, która ma niskie wskaźniki tych dwóch mierników.
Kto za to wszystko zapłaci?
Kluczowa pozostaje kwestia finansowania programu w przypadku podjęcia decyzji o jego wprowadzeniu. Przy tego typu instrumencie trzeba mieć pewność, że będą na to pieniądze. Program ma gwarantować bezpieczeństwo i obywatele muszą mieć pewność otrzymania świadczenia. Nie ma przy tym, co ukrywać, że byłby to program niezwykle kosztowny. W zależności od kwot i jego zakresu kosztowałby on z pewnością kilkaset miliardów złotych rocznie.1 Zwolennicy rozwiązania proponują m.in. sfinansowanie go z podwyżki podatków, dodruku pieniądza lub poprzez dług publiczny. Kolejną ważną kwestią jest to czy ma on funkcjonować obok, czy zamiast dotychczasowych programów socjalnych.
W mojej ocenie nie ma żadnych formalnych przeszkód, aby rząd po prostu wydrukował te pieniądze (rękami banku centralnego). Jako zwolennik MMT, wiem, że rząd emitujący własną walutę jest jedynie ograniczony mocami produkcyjnymi gospodarki. Biorąc jednak pod uwagę skalę impulsu popytowego, wydaje się, że najlepszą metodą byłoby połączenie różnych źródeł finansowania. Po pierwsze dodruk, po drugie wysokie i progresywne opodatkowanie dochodów i majątków oraz dług publiczny (byleby zaciągany w swojej własnej walucie!). W ten sposób moglibyśmy zniwelować nierówności dochodowe i majątkowe (poprzez opodatkowanie), a następnie dać BDP, który jest nieporównywalnie istotniejszy dla osób niezamożnych. Wspomniany dr Maciej Szlinder w rozmowie z Robertem Mazurkiem wskazywał, że wprowadzenie BDP byłoby korzystne finansowo dla około 80% obywateli.2 Widzę więc możliwość sfinansowania programu, po rozstrzygnięciu zarysowanych przeze mnie wątpliwości, co do kwot, zakresu oraz pozostawieniu lub nie dotychczasowych świadczeń socjalnych.
Wprowadźmy BDP!
Zalety bezwarunkowego dochodu podstawowego, w mojej ocenie, zdecydowanie przeważają nad jego wadami. Przy dobrym zaplanowaniu jego finansowania oraz przemyślanej strategii jego stopniowego wprowadzania można będzie uniknąć największego zagrożenia, jakim jest inflacja. Najważniejsze jednak, aby zacząć debatę na temat programu. W mojej ocenie, zarówno z punktu widzenia solidaryzmu narodowego, jak i interesów klasowych, bezwarunkowy dochód podstawowy jest dobrym pomysłem. Obyśmy doczekali jego wprowadzenia w Polsce.
1. Państwowy Instytut Ekonomiczny przedstawił w swoim raporcie dokładne wyliczenia, do których odsyłam zainteresowanych. https://pie.net.pl/wp-content/uploads/2021/02/PIE-Raport_Bezwarunkowy-dochod.pdf
2. Polecam zainteresowanym polskim eksperymentem odsłuchać rozmowę. Skala buty, ignorancji i zadufania u red. Mazurka jest porażająca. https://www.youtube.com/watch?v=B6PgzW1-8Yc
Oprawa graficzna: Resistance Arts