3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Ankieta 3droga.pl: Narodowcy o cywilizacjach. Biernat, Danek, Krejckant, Siemiątkowski!

Obecny kształt świata każę zastanowić się nad przyszłością cywilizacji. Szczególnie interesująca w tym kontekście jest dla nas oczywiście Europa. Temat, który postanowiliśmy poruszyć wydaję się niewystarczającą zrozumiały dla naszych rodaków. Może to właśnie narodowcy powinni wprowadzić cywilizacje w publiczny dyskurs, szczególnie posiadając tak wybitnego poprzednika jakim był profesor Feliks Koneczny. Jak pokazują poniższe wypowiedzi, polskich nacjonalistów stać w potencjalnej debacie na ciekawe spostrzeżenia i wnioski. Do udziału w naszej ankiecie zaprosiliśmy Aleksandra Krejckanta, Kierownika Głównego Obozu Narodowo- Radykalnego, Adama Danka reprezentującego organizację Falanga i Xportal.pl; redaktora naczelnego Polityki Narodowej, Jakuba Siemiątkowskiego i Bartosza Biernata, redaktora 3droga,pl, przedstawiciela Stowarzyszenia Trzecia Droga. Wszystkim uczestnikom ankiety bardzo dziękujemy, a czytelników zapraszamy do lektury. Kolejność odpowiadających jest alfabetyczna.

  1. Czy Cywilizacja Zachodu powinna być traktowana jako model życia społecznego, którego powinni bronić nacjonaliści?

Bartosz Biernat (Trzecia Droga, 3droga.pl): Mamy tutaj spory problem terminologiczny, co niestety przekłada się na znalezienie swojej cywilizacyjnej tożsamości wśród europejskich nacjonalistów. Często popełnia się błąd utożsamiając Cywilizację Zachodu z Cywilizacją Łacińską, która ukształtowała się na rzymskim prawie, greckiej prawdziwej demokracji czy średniowiecznym systemie wartości. Uznaję się niesłusznie, iż obecny model życia społecznego jest kontynuacją wartości jakie odziedziczył nasz kontynent. Niestety, co przewidział zarówno profesor Feliks Koneczny jak i w mniejszym stopniu Oswald Spengler, Cywilizacja Łacińską, zwalczana przez ogromne siły już od Wielkiej Rewolucji Francuskiej powoli była zastępowana najpierw przez- jak oceniał w óczesnych czasach prof. Koneczny- stan acywilizacyjny, by na koniec zostać zastąpioną nowym modelem życia naszych narodów. O ile naród został przez wspomniane wydarzenia wywyższony do nowych zadań o tyle odbierano mu powoli instytucje rodziny i oparcie w wierze katolickiej, by na koniec również jego pozbawić prawdziwej tożsamości. Nowa Cywilizacja Zachodu nie tylko nie czerpała z wzorców europejskiego poprzednika, ale i uznała go za największego wroga, którego- co najsmutniejsze- niestety udało jej się pokonań. I tak, trzy najważniejsze podstawy życia społecznego europy łacińskiej, a więc rodzinę, Boga i naród zastąpiono materializmem, nihilizmem i globalizmem. Cywilizacja Zachodu, reprezentowana obecnie głównie przez Stany Zjednoczone Ameryki i całą Unie Europejską zanim odebrała nam bezpośrednie pryncypia władzy z własnych domach, kościołach i państwach zmieniała mozolnie latami model naszego życia, naszą mentalność, przygotowując ją do egzystencji w nowych warunkach.

Nie zgadzam się z dość powszechnym stwierdzeniem, iż Cywilizacja Łacińska poprzez wypaczenia zdeformowała się do zachodniej . Uważam, że ona po prostu poległa . W związku z tym, jasnym wnioskiem wydaję się, że narody europejskie by znów być wolne, muszą przede wszystkim- jak to celnie zauważali nacjonaliści międzywojenni-stworzyć Nowego Człowieka, cywilizowanego w sposób łaciński, który obecny świat traktuję jako wrogi, z niemożnością reformowania go i ratowania dla celów narodowych. Obecnie każde zwycięstwo wyborcze nacjonalistów, ogromne manifestacje czy restauracja samoświadomości narodowej w Europie, należy traktować jako początek drogi do największej bitwy Europy w historii: do odzyskania Cywilizacji Łacińskiej i zniszczenia tej zachodniej. Powinniśmy wyobrazić sobie globalną cywilizacyjną okupację, która jest o tyle trudna, że łatwo ją skanalizować przez wydarzenia o charakterze politycznym, a w dodatku jej istota jest praktycznie niezauważalna. Odpowiadając na pytanie: nacjonaliści europejscy za główny cel swojej działalności powinni uznać zniszczenie Cywilizacji Zachodu z jednoczesną odbudową zdewastowanej praktycznie całkowicie Cywilizacji Łacińskiej. Stworzenie Nowego Człowieka, odradzanie się Cywilizacji Łacińskiej i polityczna budowa państw łacińskich to tak trudne zadanie, że ich wykonanie trudno sobie wyobrazić rozkładając je nawet na wiele pokoleń. W obecnej sytuacji najważniejsze więc, by Cywilizacja Łacińska była zdeponowana u nacjonalistów, czekając na swoje odrodzenie.

Warto dodać, że zachodni model życia społecznego zagraża nie tylko Europie, ale jego agresywny, inwazyjny charakter jest Mieczem Damoklesa dla wszystkich pozostałych na świecie cywilizacji, z czego można odnieść wrażenie zdają sobie sprawę wszyscy, poza europejczykami. Ponieważ życie innych cywilizacji nie jest, a przynajmniej nie musi być, zagrożeniem dla innych powinniśmy wspierać wszystkie cywilizacyjne ataki w zachodni model życia społecznego, który jest niebezpieczeństwem dla całej ludzkości.

Adam Danek (Falanga, Xportal.pl): Na tak sformułowane pytanie o tyle trudno odpowiedzieć, że termin „cywilizacja zachodnia” jest zbyt niejednoznaczny. Istnieje wiele rozbieżnych definicji i opisów cywilizacji zachodniej. Jedne charakteryzują ją pozytywnie, inne negatywnie. By przywołać najbardziej znane przykłady, inaczej cywilizację Zachodu definiuje Feliks Koneczny, inaczej Oswald Spengler, a jeszcze inaczej Samuel Huntington.

Natomiast zgadzam się, że europejscy nacjonaliści powinni bronić Europy, rozumianej, w dużym uproszczeniu, jako „romańsko-germańsko-słowiańska triada”, jak zdefiniował ją zamordowany przez Hitlera niemiecki konserwatysta Ulrich von Hassell. Uważam, że europejscy nacjonaliści powinni, mimo wszystkich zastrzeżeń, opowiedzieć się po stronie sił broniących Europy, nawet w tak schorowanej jej postaci, jaką mamy dzisiaj, a nie po stronie tych, którzy w imię urojonej, groteskowo pojmowanej „rewolucji tradycjonalistycznej” chcieliby zniszczyć Europę jako taką razem z dżihadystami. Oczywiście w obecnym – chwiejącym się dzisiaj – światowym systemie Europa odgrywa rolę politycznego agresora, ekonomicznego pasożyta i kulturowego szkodnika, a kraje i narody „Trzeciego Świata” mają prawo i obowiązek bronić się przed takim jej wpływem. Jednak możemy wyobrazić sobie w przyszłości nasz świat, w którym Europa przestanie odgrywać swoją dzisiejszą szkodliwą rolę. Natomiast jeśli Europa zostanie zniszczona, nasz świat przestanie istnieć. Bo wąsko rozumiany „nasz świat” to właśnie Europa – i bynajmniej nie mam przez nią na myśli Unii Europejskiej, z jej absurdalnymi regulacjami prawnymi pozwalającymi dziś setkom tysięcy czy milionom nielegalnych imigrantów wyłudzać „azyl” w krajach, których gospodarze wcale ich tam nie chcą. Europa to nasz sposób życia – a nie sposób życia pazernych kapitalistów, wielkomiejskich hipsterów, korporacyjnych termitów i internetowych zombie z komórką przyrośniętą do ręki.

Dlatego nacjonaliści powinni wspierać ruchy i siły polityczne gotowe podjąć walkę w obronie Europy z globalizmem i inwazją imigrantów, nie wybrzydzając zbytnio na stosunek tych ruchów do religii, tradycji, ważnych wydarzeń historycznych, ani nawet na ich ukłony pod adresem demoliberalizmu i częściowe koncesje na rzecz poprawności politycznej. W tym kontekście werbalne ataki części środowisk nacjonalistycznych i konserwatywnych na Marine Le Pen, Geerta Wildersa czy Szwedzkich Demokratów uważam za bezmyślne. Europa i tak nie ma na chwilę obecną innej nadziei niż politycy i partie tego formatu. Jedyną dla nich alternatywą są dalsze niczym niezakłócone rządy cyrkla i giełdy, sprawowane w cichym porozumieniu z petrodolarowym dżihadem.

Aleksander Krejckant (Obóz Narodowo- Radykalny): W obecnej sytuacji należałoby się zastanowić, czy w ogóle mamy jeszcze do czynienia z czymś takim jak „Cywilizacja Zachodu”… Osobiście mam spore wątpliwości. Wydaję mi się, że przez ostatnich kilkadziesiąt lat Zachód zabrnął tak daleko w budowaniu społeczeństwa wykorzenionego, pozbawionego tożsamości, ateistycznego i podporządkowanego wytwarzaniu oraz konsumpcji, że w praktyce jest teraz tylko związaną polityczną poprawnością wydmuszką, jedynie mieszkającą wśród materialnych pozostałości swojej dawnej chwały. Oczywiście, można, a wręcz należy mieć nadzieję, że gdzieś głęboko, skrywana przed dyktatem politycznej poprawności jest jeszcze witalność i wola istnienia. Jednak demoliberalny konsensus i niekwestionowalność nowych „prawd” trafiła nawet do wydawałoby się, naturalnych depozytariuszy dziedzictwa cywilizacyjnego Zachodu, jakimi powinni być nacjonaliści. Wystarczy wsłuchać się w to, co mówią liderzy np. Le Pen i ze wschodnioeuropejskiej perspektywy pozostaje tylko złapać się za głowę. Model życia społecznego, jaki wytworzył się po obu stronach Atlantyku to model, w którym nie ma miejsca dla uniwersalnych Prawd, na jakich powstała Cywilizacja Zachodnia. Degrengolada w postaci antyrodzinnych postaw, deprecjonowania tradycyjnych ról społecznych i sztucznego wstawiania w to miejsce, cały czas mnożonych, pomysłów w stylu inżynierii społecznej, wspartej hedonizmem to nie jest to, na czym Cywilizacja Zachodu zbudowała swoją potęgę. Zachód niby wszystko toleruje, wręcz obnosi się z tolerancją, która zajęła miejsce tradycyjnych wartości, ale w praktyce niczego i nikogo nie szanuje. Dlatego z pełną świadomością, nie widzę najmniejszego sensu w obronie zachodniego modelu życia.

Jakub Siemiątkowski (Polityka Narodowa): Pytanie wygląda na retoryczne. Jest oczywistym, że odpowiedź będzie brzmiała twierdząco. Polacy są narodem cywilizacyjnie zachodnim, europejskim, łacińskim – niezależnie od tego jaką klasyfikacją będziemy się posługiwać i teorie którego historiozofa będą nam bliższe. Oczywiście, Polska była w pewnym sensie miejscem styku różnych kultur, silne były tu wpływy wschodnie, przenikające się z europejskimi. Wydaje się, że na pewnym etapie (czasy dawnej Rzeczypospolitej) zachodziła możliwość, że uda nam się stworzyć nową jakość cywilizacyjną, choć to być może zbyt daleko idące wnioski. Faktem jest, że ostatecznie był to eksperyment nieudany – w dużej mierze w wyniku naszej nieudolności, zamiłowania do anarchii, w czym też zresztą można dopatrywać się odejścia od „standardów” europejskich. Znamienne, że większość klasyków polskiego nacjonalizmu widziało w zachodniej orientacji cywilizacyjnej naszą siłę. Fakt wejścia w obręb Zachodu w wieku X zadecydował o sprawnym zorganizowaniu państwa Piastów, dał mu nie tylko osłonę przed niemczyzną, ale i administrację, nawet ideologiczną treść – jak twierdzą mediewiści.

Zachód to oczywiście nie tylko chrześcijaństwo, podobne trendy w kulturze, ale i pewien model życia społecznego. Z treściami, jakie składają się na europejską cywilizację nie współgra tak charakterystyczny dla innych modeli despotyzm. To w Europie ukształtowały się społeczeństwa w pełnym tego słowa znaczeniu. Państwo było tu ich narzędziem, wyrazem ich dążeń, a nie tylko instrumentem ucisku. To nie przypadek, że model narodu, który od ponad 100 lat upowszechnia się na świecie, pochodzi z Europy. Tego wszystkiego człowiek Zachodu musi bronić – to ukształtowało również nasze polskie dzieje i polskie pojmowanie świata. Szeroko pisaliśmy o tym w nr 15. „Polityki Narodowej”.

Problemem jest oczywiście fakt, że od tej prawdziwej europejskości odeszła większość narodów Europy Zachodniej (w sensie geograficznym). Ciężko widzieć dziedzica ponadczasowych ideałów Zachodu w osobie, która nie czuje się z nimi w żaden sposób związana, która widzi w historii Europy dzieje opresji i ciemnoty, która obojętna jest na upadek tradycyjnych wartości i otwarta na masową imigrację. Ze spuścizny dawnego Zachodu pozostaje tu jedynie jakaś wykoślawiona forma kultu wolności, pojmowanej w sposób libertyński, bez żadnego poczucia obowiązku za wspólnotę. Demokratyzm dzisiejszego Europejczyka nie ma nic wspólnego z demokracją starożytnych Aten, czy rzymskim republikanizmem. Nawet skojarzenia z odnowieniem tych pojęć w dobie rewolucji francuskiej wydają się (mimo wszystko!) błędne, bo także ten eksperyment ożywiany był troską o naród i idealizmem, chęcią budowy świata, w którym zapanuje cnota. Dzisiejszy świat zachodni pogrąża się w antywartościach – przychodzi nam więc stwierdzić, że obecnie prawdziwa Europa, prawdziwy Zachód pulsuje głównie w Europie Środkowo-Wschodniej. Tu ludzie wciąż poczuwają się do więzi z przodkami, wciąż wyżej stawiają swoje standardy kulturowe niż napływającą z zewnątrz egzotykę, wciąż nie chcą przyjmować przybyszów z odległych kręgów kulturowych. Mimo, że pobożność nie ma się tu może najlepiej, to przynajmniej w sferze deklaracji jesteśmy – jako Europejczycy obszaru międzymorza – chrześcijanami. Jest oczywiście zagrożenie, że pójdziemy śladem Niemców, Francuzów czy Hiszpanów (tak katolickich jeszcze niedawno), ale w ostatnich latach historia nieco przyspieszyła, uwydatniając to jakim moralnym szambem są panujące tam od dziesięcioleci trendy kulturowe. To co dzieje się obecnie na świecie nastraja dość pozytywnie.

2. Jak oceniasz zagrożenie cywilizacyjne z strony imigrantów z Bliskiego Wschodu?

Bartosz Biernat (Trzecia Droga, 3droga.pl):  Trochę przekornie odpowiem, iż nie ma zagrożenia z strony Cywilizacji Arabskiej w związku z przybyciem imigrantów. Można powiedzieć więcej, co z pewnością będzie stanowić podstawę do rozjątrzenia części czytających. Cywilizacja Arabska jest szansą dla europejczyków na przypomnienie sobie czym była prawdziwa Europa, jej wartości, cele i powody ogromnego rozwoju intelektualno- duchowego, który stworzył jej wielkość. Wyjaśniając: niestety, imigranci to w jakimś stopniu również odrzuty społeczeństwa arabskiego, nie reprezentujący żadnych wartości pięknej arabskiej cywilizacji, a przybywający tu głównie z powodów materializmu zachodniego. Wynika z tego, że są to kolejne rzesze ludności zaślepionej chciwością i egoizmem. Umyślnie nie poruszam tutaj kwestii ich izolacji w stosunku do naszych społeczeństw i zagrożeniach dla niego, gdyż nie są to groźby cywilizacyjne, a powody kłopotów jakie mają europejskie społeczeństwa z imigrantami rodzą się z tego, iż przybysze z Bliskiego Wschodu nie reprezentują wartości ani Arabskich, ani Łacińskich a jedynie chcą- jak każdy cywilizowany na zachodni sposób człowiek- mieć jak najwięcej dóbr materialnych dla samego siebie.

Zamachy bombowe wydają się być w dużej mierze sterowane przez rządzących Zachodem. Jednakże nawet w tak karykaturalnej formie jaką przybiera Państwo Islamskie i jego europejskie sondy można zauważyć, iż wartości wyższe- nawet gdyby były oszustwem jak w przypadku wyżej wymienionych- są uwodzące dla młodego pokolenia europejczyków coraz częściej wspierających dżihadystów. Wbrew wszelkim pozorom może być to dobry omen, iż po latach kultu pieniądza i samego siebie nowe pokolenia są znudzone pseudowartościami oferowanymi przez Cywilizację Zachodu.

Kończąc optymistycznie miejmy nadzieję, że imigranci będą nieświadomymi marionetkami nie w rękach bonzów demoliberalizmu, ale w rękach Cywilizacji Łacińskiej wykorzystującą ich do własnego odrodzenia. To oczywiście melodia przyszłości, dobrze by było jednak gdyby taka pobudka była inicjowana przede wszystkim z strony europejskich nacjonalistów.

Adam Danek (Falanga, Xportal.pl): To złożony problem. Zagrożenie ze strony imigrantów z Bliskiego Wschodu, i szerzej z całego świata islamskiego, utożsamia się najczęściej z zagrożeniem terrorystycznym. Ale w rzeczywistości zagrożenie terroryzmem nie wynika bynajmniej z żadnego „zderzenia cywilizacji”. Zamachy terrorystyczne dokonywane w Europie przez imigrantów lub ich potomków są zapłatą za udział w neokolonialnych wojnach i rozgrywki, na jakie pozwalają sobie zachodnie rządy w Trzecim Świecie, w tym w świecie islamu, nachalnie mieszając się w wewnętrzne sprawy krajów, których mieszkańcy nie życzą sobie takiej ingerencji. Z chwilą, gdy Europa Zachodnia wyrzeknie się tej neokolonialnej polityki, zagrożenie zamachami ustanie.

Jako „uchodźcy” wdzierali się jednak ostatnio do Europy nielegalni imigranci nie tylko z Bliskiego Wschodu, ale zewsząd: z Afganistanu i Pakistanu, z Nigerii i Ghany, z Etiopii i Erytrei, a nawet… z samej Europy – z „Republiki Kosowa”. I choć wszyscy oni nie są z Bliskiego Wschodu, również niosą zagrożenie. Każda masowa imigracja jest zagrożeniem dla kraju, który pada jej ofiarą, ponieważ niszczy w nim równowagę społeczną i wyzwala konflikty. Każda masowa imigracja jest zagrożeniem dla tożsamości, kultury, bezpieczeństwa, stabilności wewnętrznej czy systemu socjalnego kraju docelowego – niezależnie od tego, do jakiego kręgu kulturowego należą masy imigrantów. Nasz ostatni przedwojenny premier, generał Sławoj Składkowski, słusznie powiedział: „Osobiście bardzo lubię Duńczyków, ale gdybym miał ich w Polsce trzy miliony, to bym Boga prosił, żeby ich najprędzej stąd zabrał.” Powiem do końca: Anglicy i Szkoci mają pełne prawo nie chcieć u siebie miliona imigrantów z Polski, a Polacy – miliona imigrantów z Ukrainy. Kwestie cywilizacyjne nie mają tu szczególnego znaczenia.

Aleksander Krejckant (Obóz Narodowo- Radykalny): Z nacjonalistycznej perspektywy cała ta sytuacja jest bardzo prosta i klarowna. Jak to słusznie ujął Alain de Benoist, emigracja to rezerwowa armia kapitału. Ewidentnie za całym tym procesem stoi kapitalistyczna mentalność elit rządzących Europą. Całe to bajdurzenie o biednych uchodźcach to wyłącznie zasłona dymna dla prawdziwej przyczyny przyjmowania ludzi z innego kręgu kulturowego. Tą przyczyną jest konieczność złożenia na ołtarzu fetyszy kapitalizmu jak „efektywność”, „opłacalność”, „koszta pracy” nowej ofiary z ludzi. A kto się do tego bardziej nadaje? Zblazowani, rozleniwieni i przyzwyczajeni do wysokiego standardu życia rdzenni Europejczycy, czy też ludzie, dla których Europa rysuje się niemal jako raj na Ziemi? Problem polega na tym, że elity europejskie były tak bardzo przekonane swoją własną propagandą, a ich paradygmaty wydawały się być lekiem na zło tego świata, że nie wzięli pod uwagę, że zarówno rdzennym Europejczykom (których cała ta sytuacja zaczyna wreszcie wybudzać z letargu), jak i imigrantom wcale nie jest w smak być wyzutym ze swojej tożsamości, pozbawionym religii i sprowadzonym do roli trybiku w kapitalistycznej machinie wyzysku. Uważam, że dla niektórych państw Europy Zachodniej, przy utrzymaniu obecnych zasad, jest już za późno. Ilość aktywniejszych, radykalniejszych i pełnych życia ludzi z innych kręgów cywilizacyjnych jest po prostu za duża. Przyszłość postrzegam tak, że Zachód będzie trawiony nieustannymi konfliktami religijno-kulturowymi w ramach własnych obywatelskich społeczeństw i dopóki nie znajdzie się ktoś, kto zacznie wymagać respektowania zwyczajów, prawa i nadrzędnej roli rodzimej kultury, to Europa Zachodnia będzie się powoli staczać w ruinę. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy taki scenariusz grozi również naszej części Europy. Póki co jesteśmy wolni od problemów Zachodu, które znamy wyłącznie z doniesień medialnych. Nie wiadomo jednak, ile taki stan rzeczy może potrwać. Jestem natomiast pewien tego, że Cywilizacja Zachodu, a przede wszystkim jej europejska część sama sobie kręci sznur, na którym powiesić ją może Cywilizacja mniej rozwinięta, ale o wiele bardziej zdeterminowana i nastawiona na fanatyczną ekspansję. Dopóki naszą odpowiedzią będą warsztaty, na których będziemy uczyć imigrantów, jak być zblazowanym Europejczykiem, dopóty nie będziemy mieli szans na otrząśnięcie się i powrót na drogę rozwoju.

Jakub Siemiątkowski (Polityka Narodowa): To banał, ale zacznę od powtórzenia, że historia nie znosi próżni. Skoro cywilizacja zachodnia w Europie Zachodniej przestaje istnieć, to zastąpi ją inna cywilizacja. Świat antywartości, kultu tego, co faktycznie stanowi upadek Europejczyka, nie jest w stanie ani patronować reprodukcji kolejnych pokoleń (bo wyśmiewa rodzicielstwo), ani mobilizować ludzi do obrony tego stanu (bo wyśmiewa jakiekolwiek poświęcenie i samą ideę walki). Jak by się historia dalej nie potoczyła, nie wątpię, że kiedyś będzie patrzeć się na nasze czasy z zasłużoną pogardą.

Podobnie banalne są prawidła demografii. Jeśli pogrążone w hedonizmie narody zachodnie nie będą się rozmnażać, w przeciwieństwie do imigrantów – coraz tłumniej szturmujących stary kontynent (w 2015 r. do samych Niemiec przybyło bodaj 900 tys. imigrantów) – to kiedyś nastąpi to, co w zachodnich środowiskach tożsamościowych nazywa się „wielką wymianą”. Nie będzie może aż tak, że za 50 lat we Francji uświadczymy samych muzułmanów, ale przecież wystarczy, że będą oni stanowić powiedzmy 30% ludności – to już będzie siła zdolna dyktować warunki wypranej z woli reszcie. Oczywiście nie muszą wszyscy wyznawać islamu w wersji salafickiej, może z czasem upowszechnią się jakieś skażone demoliberalizmem wersje tej religii, ale co to będzie miało wspólnego z Europą? Z czasem będzie zresztą więcej konwersji na islam. Dla niektórych, głodnych sacrum (to przecież naturalne dla człowieka) Europejczyków islam będzie jawił się jako atrakcyjny, bo przecież religia chrześcijańska w części państw właściwie nie istnieje, a czasem sprowadzona jest do roli pośmiewiska. Bo jak inaczej nazwać znane ze Skandynawii sytuacje kiedy pełniąca funkcje pastora lesbijka udziela kościelnego ślubu dwóm homoseksualistom? To nikogo nie przyciągnie, a odejścia od takiej „religii” muszą być coraz powszechniejsze.

Wygląda na to, że przeciwstawić się islamizacji mogą jedynie nacjonaliści, choć wielu z nich – szczególnie w krajach zachodnich – wykazuje niezrozumienie dla faktu, że imigracja jest jedynie pochodną moralnej nędzy, w jakiej znalazła się Europa. Reszta sił politycznych jest pod tym względem w najlepszym wypadku bezwartościowa – partie demoliberalnej prawicy często przedstawiają sobą obraz równie żałosny co lewica. Niewykluczone jednak, że niektóre populistyczne partie o rodowodzie bynajmniej nienacjonalistycznym będą ewoluować w pożądanym kierunku. Na ograniczoną skalę już to widzimy.

Nawiasem mówiąc, należałoby wspomnieć także o imigrantach chrześcijańskich – z Egiptu, Syrii, Libanu, Iraku, Palestyny – rzeczywiście prześladowanych w swoich krajach przez wojujący islam. Oczywiście nie niosą oni zagrożenia, takiego jak muzułmanie. Ich chrześcijańska gorliwość religijna przedstawia się zresztą pozytywnie na tle tej europejskiej, jednak jest to mały procent bliskowschodnich imigrantów. Zasłanianie się nimi w dyskusjach nad kryzysem imigracyjnym jest niezbyt poważne.

3. Czy istnieje w obecnych czasach niebezpieczeństwo przejęcia europejskich dusz przez inne cywilizacje np. Żydowską, Turańsko- Rosyjską czy Chińską?

Bartosz Biernat (Trzecia Droga, 3droga.pl): Każda z wymienionych cywilizacji przeżywa problemy, które raczej wykluczają ich ekspansje. Cywilizacja Żydowska zmieniła się od kiedy lud ten nie jest skazany na tułaczkę. Wydaję się, że syjoniści rządzący Izraelem i większością diaspory nie są zainteresowani rozszerzaniem swojego porządku życia, co wynika z ich mesjanistycznej religii. Z uwagi na to, promują Cywilizację Zachodu w wszystkich zakątkach świata poza własnym społeczeństwem. Warto jednak dodać, że władza demoralizuje i coraz częstszy opór żydowskich duchownych wobec syjonistów może wskazywać na niejednokrotną ingerencję również w swój własny model życia.

Trudno powiedzieć na ile materializm zniszczył Cywilizacje Turańską i Chińską. Ta pierwsza wydaję się już teraz swoją własna drwiną, z nikłą szansą na odrodzenie w najbliższych latach, z żadną na mocarstwowość. Państwa chińskie i rosyjskie nawet jeśli planowałyby rozszerzać swoje granice to byłaby to wojna o charakterze jedynie politycznym.  Cywilizacyjnie wydają się być regionalnymi kopiami Cywilizacji Zachodu. Komunizm odcisnął ogromne piętno na obu cywilizacjach, wprowadzając materialistyczną truciznę. Powoduję to, że szukanie szansy lub zagrożenia dla naszych wartości z powodu ewentualnej wojny należy włożyć między bajki.

Najsmutniejszym jest, iż właściwie cały świat jest w stanie acywilizacyjnym, przejściowym lub pod kontrolą Cywilizacji Zachodu. Ostała Cywilizacja Arabska podobnie jak nasza została już skazana na wyginięcie, paradoksalnie przy burzy oklasków nacjonalistów pod hasłami patriotyzmu i nowych krucjat. Chichot historii. Trudno jednak przewidzieć dalszy rozwój lub jego brak, cywilizacyjnej mozaiki świata. Na koniec dodam, że obecny stan wymusza na nas walkę nie tylko o restaurację Cywilizacji Łacińskiej, ale i wspieranie odrodzenia każdej innej, przeciwstawiając się wspólnie przeciwko materializmowi reprezentowanemu przede wszystkim przez Cywilizację Zachodu.

Adam Danek (Falanga, Xportal.pl): To są kategorie wzięte z historiozofii Feliksa Konecznego. Wielokrotnie pisałem, że teoria cywilizacji Konecznego jest zasadniczo niezgodna z rzeczywistością.

Nie ma czegoś takiego jak jedna cywilizacja żydowska. Jeżeli popatrzymy na przykład na prastare wspólnoty żydów w Jemenie i Etiopii, na w pełni zasymilowanych żydów zachodnioeuropejskich przed II wojną światową, na znanych niegdyś w Polsce litwaków i Ostjuden – to widzimy, że wszystko to byli reprezentanci zupełnie różnych cywilizacji, a nie jednej. Dlatego też zresztą twór syjonistyczny w Palestynie jest sztucznym zlepkiem kulturowym, stworzonym przez przybyszów z całego świata. Przecież oni nawet nie mieli własnego języka – przypomnijmy, że pierwszym językiem obrad Knesetu był język polski. Istnienie tworu syjonistycznego podtrzymuje wyłącznie zbrojna przemoc, mająca polityczne i finansowe wsparcie z zagranicy. Lobby żydowskie w Europie, w tym w Polsce, to fenomen polityczny i ideologiczny, a nie cywilizacyjny.
Sądzę, że nie mamy powodów obawiać się cywilizacji chińskiej, ponieważ jest to cywilizacja bardzo wsobna, nie ekspansywna. Chiny dążą do poszerzenia swoich wpływów politycznych i ekonomicznych w świecie, ale nie mają ambicji przerobienia całego świata na swój obraz i podobieństwo, jak USA.

Co zaś do Rosji, to jej przynależność cywilizacyjna jest przedmiotem do dyskusji. W samej Rosji spór na ten temat, skądinąd intelektualnie bardzo ciekawy, toczy się od XIX wieku. Ówczesny wybitny historyk Michaił Pogodin propagował pogląd, że Rosja jest cywilizacyjnie odrębna od Europy, ponieważ wyrosła na fundamencie bizantyjskim, a Europa na rzymskim. Rosyjscy zapadnicy widzieli w Rosji kraj europejski, zwolennicy panazjatyzmu – kraj azjatycki, a przedstawiciele eurazjatyzmu przekonywali, że Rosja jest światem odrębnym zarówno od Europy, jak i od Azji.

Rosja, podobnie jak Chiny, stara się włączać różne państwa w krąg swoich wpływów politycznych i gospodarczych, ale nie narzuca im wzorca rozwoju wewnętrznego ani konkretnej ideologii (znamienne, że lubiana gdzieniegdzie ideologia russkiego mira jest w gruncie rzeczy pusta, bo nie zawiera żadnej uchwytnej wizji ładu politycznego, który miałby zapanować w tym „ruskim świecie”). Dlatego mając dualistyczny wybór, wolałbym już widzieć Polskę we wschodnich strukturach współpracy międzynarodowej, niż w bloku zachodnim, w którym w ostatnich latach jako probierz lojalności wobec hegemona traktowane było wprowadzenie we własnym kraju „związków partnerskich” i „małżeństw” dla pederastów.

Aleksander Krejckant (Obóz Narodowo- Radykalny): Według mnie europejskie dusze już są przejęte. Od lat wypychano z nich europejskość, a implementowano w to miejsce sposób czucia, życia i myślenia, który jest wytworem globalnego kapitalizmu, któremu nie jest na rękę istnienie żadnych cywilizacji. Oczywistym jest też dla mnie związek między Cywilizacją Żydowską a kierunkiem, w jakim zmierza coraz bardziej zglobalizowany świat. Natomiast nie przeceniałbym wpływu cywilizacyjnego turanizmu i Chin. Rosja jako państwo jest i nadal będzie mocarstwem, ale już jej wpływ cywilizacyjny nie jest atrakcyjny dla współczesnych Europejczyków. Faktem jest, że szczególnie zachodnioeuropejscy nacjonaliści spoglądają na Rosję z wielką nadzieją, ale wynika to z powiązań finansowych i słabego zrozumienia, czym kieruje się Cywilizacja Turańska. Poza tym Rosjanie mają swoje problemy na gruncie kulturowym z ogromnymi, z perspektywy europejskiej, etnosami, a nawet całymi narodami zamieszkującymi dzisiejszą Rosję. Co do Chin to wydaję mi się zbyt wczesnym wyrokowanie, czy ich obecność w Europie sprowadzi się do czegoś więcej niż gospodarczej konkurencji z USA. Współczesne Chiny kierują się nacjonalistyczną zasadą w polityce i jakoś nie sądzę, żeby byli szczególnie zainteresowani „wtłoczeniem w europejską formę” swojego modelu funkcjonowania. Myślę, że Europa, o ile nie nastąpi przebudzenie, stanie się teatrem rywalizacji czysto ekonomicznej między największymi graczami. Natomiast prawdziwy konflikt rozegra się pomiędzy Rosją a Chinami oraz Chinami i ich azjatyckimi sąsiadami wspieranymi przez USA. To smutne, ale dzisiaj nikomu z globalnych potęg nie zależy na Europie, bo prawdziwe interesy i wpływy są gdzie indziej. Co do samej Europy, to ma tylko dwa wyjścia – powrócić do korzeni i powalczyć o swoją przyszłość lub poddać się całkowicie i z kolonizatora, który europejskość zaszczepiał na całym globie, stać się kolonizowanym przez cały świat rynkiem produkcji, wymiany, rozszarpywanym przez coraz to nowe interesy państw i korporacji.

Jakub Siemiątkowski (Polityka Narodowa): Nie wydaje mi się, by zachodziła groźba asymilacji rzesz Europejczyków do cywilizacji chińskiej czy żydowskiej (choć Koneczny – jak by to absurdalnie nie wyglądało – uważał, że Niemcy hitlerowskie były przejawem myślenia charakterystycznego dla tej drugiej cywilizacji). Naturalnie nie znaczy, to że należy bagatelizować wpływy polityczne Chin czy różnych ponadpaństwowych lobby – abstrahuję tu od tego jak odnosić się do nich w szczegółach. To wszystko jednak co innego niż mentalne upodobnianie się do tak różnych od nas narodów.

Z cywilizacją eurazjatycką, turańską (użyjmy najbardziej popularnego terminu) sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Oczywiście jest ona reprezentowana przez Rosję – wcale nie trzeba tu sięgać do Konecznego, bo sami Rosjanie często podkreślają swoją odrębność cywilizacyjną. Wpływ mongolski na dzieje Rosji został szeroko opisany, dla wielu teoretyków rosyjskiej mocarstwowości jest wręcz powodem do dumy. Nie wchodząc w szczegóły – Rosjanie są nam pod tym względem odlegli. Należy oczywiście żałować, że to Moskwa, a nie republikański (i będący jednym ze spadkobierców dawnej Rusi) Nowogród Wielki, zaważyła o kierunku dziejowym, obranym przez ten etnos.

Wracając do meritum. Nie ma zagrożenia zaszczepieniem turańskiego typu myślenia milionom mieszkańców Europy – zbyt duże są tu różnice, nawet jeśli wiemy jak silna jest rusofilia np. u Francuzów. Chodzi o to, że pewna część Europy znajdowała się przez wieki pod panowaniem Moskwy. Terytoria Białorusi, Ukrainy, ale też Mołdawii, niegdyś podatne na wpływy europejskie (w pewnej mierze dzięki pośrednictwu kulturowemu Polski), były przez setki lat rusyfikowane, potem sowietyzowane, co zresztą także łączyło się z rusyfikacją. Dużo czasu zajmie Ukraińcom i Białorusinom odejście od tego modelu – o ile oczywiście się zdecydują obrać taką drogę. Białoruś właściwie stoi w miejscu, ale Kijów już na nią wszedł, a właściwie wchodził stopniowo od 30 lat. Nieporadnie, bo i ciężko byłoby spodziewać się czegoś innego w kraju, który ma takie doświadczenia historyczne. Tu potrzeba czasu – z perspektywy odrębności tego etnosu, sukcesem o znaczeniu dziejowym jest zerwanie tak silnych więzów z Moskwą.

Istnieje ryzyko nadmiernego (bo w jakimś stopniu to nastąpić musiało) zachłyśnięcia się tym co za „Zachód” uważa się dziś. Widzieliśmy to w Polsce po 1989 r., a w społeczeństwie zsowietyzowanym znacznie silniej niż nasze, takie tendencje mogą być jeszcze mocniejsze. Myślę, jednak że z czasem – podobnie jak w innych krajach, które z bloku wschodniego wyszły już jakiś czas temu – z grubsza wróci to do stanu zadowalającego. Konający powoli demoliberalizm może zabić zachodnią część kontynentu, ale chyba nie zdąży tego zrobić z narodami Europy Środkowo-Wschodniej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *