3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Feliks Koneczny: Wobec cywilizacji

Trzonem całej historii powszechnej jest zagadnienie cywilizacji. Cywilizacja jest to metoda ustroju życia zbiorowego. Prawo stanowi w nim czynnik pierwszorzędny i jest z natury rzeczy częścią metody, jak najbardziej znamienną. Każda cywilizacja ma swoje pojęcia o prawie i wysnuwa z nich odrębne systemy prawne.

Cywilizacji jest ilość nieograniczona. Są rozległe i drobniejsze, zupełne i defektowne, kwitnące i tknięte niedorozwojem, historyczne i bez znaczenia dla historii itd., itd.

Jakaś metoda ustroju życia zbiorowego istnieje wszędzie, a więc wszędzie jest jakaś cywilizacja. W Europie są cztery: łacińska, bizantyńska, żydowska i turańska, a wszystkie cztery rozsiadły się w Polsce (w zachodniej Europie brak turańskiej).

Ponieważ odmienność cywilizacji polega w znacznej częsci na przeciwieństwach, nie można tedy być jednocześnie cywilizowanym na dwa sposoby (a tym mniej na sposobów kilka). Nie ma syntez cywilizacji. Jakżeż dojść do syntezy, skoro w każdej cywilizacji inna metoda, inne cechy i zasady? Czyż można za jednym razem pielęgnować rozmaitość i wprowadzać jednostajność? Tłumić rozwój społeczeństwa i przyznawać mu swobodę? Krzewić personalizm i tępić go równocześnie? Urządzanie życia zbiorowego jednocześnie według rozmaitych metod jest absurdem. Aut-aut.

Tyczy się to wszelkich zrzeszeń od małych do największych. Społeczeństwo, państwo, naród, nie mogą być cywilizowane na kilka sposobów; nawet państwo musi stanowić wyraz pewnej cywilizacji jeżeli ma zachować żywotność. Wszelka organizacja może się powieść natenczas tylko, gdy będzie cywilizacyjnie jednolita, z zachowaniem prawa współmierności, od którego nie ma wyjątków.

Trzeba się zdecydować, do jakiej się należy cywilizacji. Nie można być cywilizowanym jednocześnie na dwa sposoby.

Co więcej, być pożytecznym da się tylko w granicach pewnej cywilizacji. Istnieją granice pożyteczności, istnieją dla niej warunki. Ażeby być skutecznie pożytecznym, nie wystarcza chcieć. Pożyteczność względem danego zrzeszenia zawisła jest od trafnego przystosowania się do jego metody. Wiedzą o tym coś misjonarze, wiedzą lekarze. Ten sam zabieg medyczny wywołuje w rozmaitych rasach rozmaite reakcje. W ogóle zaś, ażeby pożyteczność była skuteczna, trzeba wszędzie dwóch stron: niosącej pożytek i przyjmującej go.

Przyjmuje się zaś pomoc tylko od takiego, który ma podobne zapatrywania na pożytek, na dobro materialne i duchowe; inaczej nastąpi wzajemne rozczarowanie.

Razem mogą chodzić tylko ludzie, dążący w tym samym kierunku; razem pracować można tylko tą samą metodą.

Nie brak amatorów, pragnących być pożytecznymi od razu całej ludzkości. Wiadomo zresztą, że o wiele łatwiej reformować ludzkość całą niż urządzić jedną gminę!

Nasłuchały się już wszystkie karczmy przydrożne argumentacji, jak to „egoizm ciasnych kółek rodzinnych” zawadza dobru publicznemu, odciągając takich „egoistów” od społeczeństwa! Jeszcze dalej, jeszcze wyżej; gdyby nie ciasny separatyzm narodowy, gdyby nie „tyrania nacjonalistów”, a jakżeż szybko zbliżałaby się „ludzkość” do doskonałości! Któż nie spotkał się z tymi sztucznymi problemami: rodzina czy społeczeństwo, patriotyzm czy kospopolityzm?

Czasem wydarzy się skostnienie młodości, i taki człowiek jest święcie po dziecinnemu przekonany, że byłoby przewinieniem ograniczać swą nadzwyczajną pożyteczność dla jednego narodu, skoro można obdarzać swą osobą ludzkość całą.

Niechajże arcyaltruiści tacy pomną, jako stopień pożyteczności nie zależy bynajmniej od rozległości terenu działania. Można, pracując dla jednej gminy zdziałać dla całego społeczeństwa bez porównania więcej od tych, którzy lubią stawać na czele państwa! Dowodem Albigowa i Liksów, cudne swego czasu oazy pośród pustyni ciemnoty i biedy. Właśnie, że pożyteczność lubi mieć miejsce ściśle oznaczone. Najlepiej zdziałać w jednym kółku coś dobrego, a będzie ono potem naśladowane. W taki sposób powstał ruch spółdzielczy i skautyzm; w taki sposób kasy Raiffeisena i Stefczyka. Nikt z twórców tych spraw naprawdę wielkich nie paradował na „ludzkość”.

Można operować tym pojęciem w poezji, w znaczeniu zresztą rozmaitym, stosownie do potrzeb kontekstu; lecz z nauki lepiej usunąć ten „termin”, bo nie nadaje się do żadnej ścisłości.

Albowiem „ludzkość” jest pojęciem czysto racjonalistycznym, pozbawionym związku z rzeczywistością, gdyż nie istnieje ani geograficznie, ani historycznie, ni ekonomicznie, ni duchowo. Trzeba tedy poprzestać na jakimś złomku tej ludzkości, bo inaczej nie zrobi się nic. Pracować trzeba dla jakiegoś zrzeszenia rzeczywistego, z czego w naszej łacińskiej cywilizacji najwyższym zrzeszeniem jest naród.

Cóż za naiwność przypuszczać, że narody powstały z rozdrabniania ludzkości! Przeciwnie, one się wytworzyły z łączenia zrzeszeń mniejszych we większe.

Gdyby np., zniknęły narodowe języki literackie, nie zająłby ich miejsca jakiś język „ludzkościowy” (esperanto itp.), lecz gaworzyłoby się wyłącznie po góralsku, po mazursku itp. Zresztą chociaż narody są tylko w cywilizacji łacińskiej, jednak nigdy nie zjawiło się żadne zrzeszenie ogólno-ludzkie.

O cywilizacji „powszechnej” roją się ludzie od wieków. Od kilkuset lat uważano się za taką cywilizację „europejską”, jeżeli poważni filozofowie, uważani swego czasu za wyrocznię, roili o rasie powszechnej, jednej i jedynej na całym świecie, a osiągalnej (ich zdaniem) przez mieszanie ras; jeżeli ludziom uczonym roi się język powszechny „ludzkościowy”, obmyślony sztucznie, jakżeż dziwić się wymysłowi „cywilizacji powszechnej”? Somnia vigilatium! Zabawne przy tym jest pojęcie cywilizacji „europejskiej”, skoro mamy w Europie cywilizacji cztery: ogólno-europejskiej nigdy dotychczas nie było.

Sprawy tyczące cywilizacji, nigdy dotychczas nie były studiowane systematycznie i tylko dzięki temu, a więc dzięki ignorancji, mogło powstać urojenie, jakoby zanosiło się na cywilizacje „powszechną”, mającą powstać z „krzyżowania się” cywilizacji obecnie istniejących. Ogół inteligencji mniema, że wyższy szczebel cywilizacyjny osiąga się naprawdę przez owo „krzyżowanie”. Im więcej tedy cywilizacji znajdzie się w jakimś kraju, tym lepiej, bo w tym wyższa rozkwita tam cywilizacja, dzięki krzyżowaniu?

Spróbujmy przyprzeć tę tezę do muru konsekwencji. A więc na czele „ludzkości” cywilizowanej kroczą rozłogi państwa rosyjskiego posiadając aż siedem cywilizacji: po stronie europejskiej turańska, łacińska, żydowska i bizantyńska, a nadto w Eurazji i w Azji arabska, chińska, bramińska. Drugie miejsce przypadłoby Indiom, które mają u siebie o jedną cywiliazcję mniej (brak im bizantyńskiej). Na trzecim miejscu stałaby Polska ze swymi czterema cywilizacjami, a zwłaszcza jej prowincje wschodnie.

Pozostała „reszta” Europy może się pochlubić tylko trzema cywilizacjami: łacińską, bizantyńską i żydowską.

Krzyżują się aż nadto, lecz nigdzie ni śladu jakiejś cywilizacji nowej a wyższej, albowiem synteza jest tu niemożliwością. Nastaje tylko mechaniczna mieszanka cywilizacyjna, coś nieżywotnego. Chcąc pogodzić jakimś kompromisem sprzeczne poglądy na dobro i zło, dochodzi się do wniosku, że nie ma ani dobra ani zła („jesseits des Guten und Bosen”) i przygotowuje się stan acywilizacyjny. W Rosji „krzyżowanie” skończyło się na nihilizmie i bolszewizmie, w Polsce na piłsudczyzmie, w Niemczech na hitleryzmie, we Francji na pacyfizmie armii złożonej z jedynaków, w Hiszpanii na podpalaniu kościołów, we Włoszech na wyniesieniu zaborczości ponad wszelkie ideały. Cała Europa choruje od dawien na mieszankę cywilizacyjną; toteż w całej Europie cywilizacja upada. Od trzynastu z górą lat zmierza się w Europie do stanu acywilizacyjnego. Oto przyczyna wszelkich „kryzysów”.

Tekst jest fragmentem wspaniałej pracy Feliksa Konecznego „Państwo i prawo w Cywilizacji Łacińskiej”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *