Stefan Gardyński: Szansa 2015?
W chwili pisania tego krótkiego tekstu mija ledwie dziewiętnasty dzień nowego, 2015 roku. Przez te kilkanaście dni zdążyliśmy nasłuchać się sporej ilości informacji, które szarego obywatela III RP, a tym bardziej nacjonalisty raczej nie ucieszyły, a wręcz (zależnie od usposobienia i porcji wiedzy) rozczarowały, zasmuciły bądź zeźliły. Dlaczego uważam, że rok 2015 może być inny, na pewno ciekawy, a może i przełomowy, a że dwojako można to odbierać piszę poniżej.
Jeszcze w poprzednim roku, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia próbowano przepchnąć zmiany dotyczące Lasów Państwowych. Następnie pojawił się konflikt na linii: lekarze – rząd, a gdzieś w tle przewijają się także postulaty nauczycieli. Zdaje się, że również spora liczba pracowników Poczty Polskiej pożegna się w najbliższym czasie z pracą. Z mediów dochodzą informacje o niezadowolonych kolejarzach oraz zbrojeniówce – te dwie grupy ponoć chętnie przyłączą się do większych protestów. Nie zapominajmy o kibicach, którym coraz bardziej dokręca się śrubę – a którzy potrafią całkiem nieźle się zorganizować. Lecz najbardziej palącą według mnie sprawą jest obecne zawirowanie wokół górnictwa. Raczej mało kto z naszego „narodowego kociołka” nie zwrócił uwagi na spontaniczność, a jednocześnie twardy sprzeciw ludu w sprawie nowych pomysłów rządu (gwoli ścisłości: pamiętajmy, że w przypadku górników jest to niejako standard). Bardzo ucieszył mnie fakt przyłączenia się do sprzeciwu sporego grona nacjonalistów, wszak „dla Narodu – przez Naród!”. Jest to również ważne z innego powodu – jakaś część (bez przerzucania się czy mniejszość, większość, czy też może ¾) mieszkańców tego regionu nie jest przychylnie nastawiona do państwa polskiego, a oliwy do ognia dolewa pan Gorzelik. My też nie pałamy sympatią do III RP – trzeba to pokazywać właśnie poprzez solidaryzm w codziennych sprawach dotyczących pracy i egzystencji szarych ludzi. To powinno zaprocentować w przyszłości i według mnie nacjonalizm wypalony samymi okrzykami na manifestacjach i lekko oderwany do tej pory od codziennych problemów rodaków kieruje się w bardzo dobrą stronę. Ciekawe jak w tej perspektywie wyglądać będą dalsze, już nie takie ciche kontakty między pewnymi dwiema małymi partiami, bo w kwestiach prospołecznych nacjonalista ma więcej wspólnego z anarchistami niż dbającymi tylko o swoje cztery litery „patriotycznymi wolnorynkowcami”.
No dobrze, ale czemu o tym piszę? Podkreślam to co umieściłem we wstępie: rok 2015 dopiero się zaczął, a już pojawił się twardy orzech do zgryzienia dla rządu. Wszystkiego nie można w nieskończoność zamiatać pod dywan – o ile Donald Tusk umiał się perfidnie uśmiechnąć i dostosować płynnie do sytuacji aby uspokoić ufających mu ludzi – o tyle nowa pani premier wypada w kwestii PR bardzo słabo. Kończą się też w dość szybkim tempie dobra, które można spieniężyć by jakoś połatać budżet. I choć wieszczy się od paru ładnych lat, że III RP jedzie mocno rozklekotana po dziurawej drodze, to sądzę, że właśnie zgubiła koło. Na razie tylko zapasowe. Ważne, byśmy jako nacjonaliści wiedzieli jak wykorzystać ten moment, gdy już zabraknie banialuk do wciskania ludowi. Jeśli ta tendencja będzie się chociaż trochę utrzymywać, to zdaje się, że jakiś odłamek ulicznej rewolucji zza naszej wschodniej granicy doleci i do nas. I jeśli nie bezpośrednio w tym roku, to być może przez najbliższe ponad trzysta dni będziemy mieć ku temu solidne podwaliny, gdyż barakowóz zaczął przyspieszać…