Adam Busse – Człowiek pośród ruin #3 (Piątek, Czarny piątek, weekendu początek…)
Piątek, Czarny Piątek, weekendu początek
Piątek. Dzień jak każdy inny. Weekendu początek, jak popularnie mówi współczesna młodzież. To również dzień, od którego można już odliczać równy miesiąc do nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Ten ostatni piątek listopada to również tzw. #BlackFriday. Dzień promocji i wyprzedaży produktów wszelkiego sortu – odzieży, obuwia, kosmetyków, książek, płyt, filmów etc. 20, 30, 40, 50 i tak aż do 80 czy nawet 90% obniżki cen. Masy ludzi w różnych przedziałach wiekowych i społecznych, stojących w długich kolejkach do sklepów sieciowych, hipermarketów, centrów handlowych. Niby nic nowego, ale jednak bolesnego. Bolesnego nie tylko dla portfela, ale i ludzkiej duszy. Ile to człowiek jest w stanie poświęcić dla drugiego produktu, który chce kupić? Wszystko! Ile razy miało miejsce coś takiego?
Otwarcia kolejnych Biedronek, bójki o karpia świątecznego czy nowe kurtki sportowe w Lidlu, wielogodzinne kolejki do świątecznego tira, który niedługo wyruszy w Polskę, byleby otrzymać za darmo puszkę z ćwiartką Coca-Coli.
Michał, młody student z aglomeracji warszawskiej, nie celebrował Czarnego Piątku. Wiedział, że będzie miał on miejsce i dlatego go bojkotuje. Wolał pomóc swojej mamie w opiece nad blisko trzyletnim chrześniakiem, bawić się z nim, oglądać bajki, układać puzzle, budować torowiska, towarzyszyć przy kolacji, chodzić z nim w te i wewte oraz rozmawiać z nim. Jak dojrzały chłopak ze swoim małym rówieśnikiem, który ma – tak jak on sam – przed sobą całe życie. Dlaczego Michał wolał to niż celebrację piątku w klubie, butiku, sieciówce czy centrum handlowym?
Dlatego, że miał po prostu ludzką duszę, której nie przelicza na jakąkolwiek walutę.
Nienawidził całym sercem wyścigu szczurów, ciągłej pogoni za pieniądzem, szukania i kreowania sztucznych potrzeb, które wytwarzają kolejne potrzeby. A które okazują się WTÓRNE! Piętnował degenerację moralną, krytykował dekadencję i fatalizm, choć sam nie był wolny od tych uczuć. Bronił Tradycji tam, gdzie ją próbowano podeptać. Brał udział w wielu demonstracjach, rozmawiał o tych tematach ze znajomymi, krzyczał hasła i pisał swoje myśli na papierze. Był szczery do bólu, mimo iż wiedział, że słowo wypowiedziane szczerze może być dla kogoś bolesnym ciosem sierpowym w gębę. Pomagał drugiemu człowiekowi niezależnie od tego, czy był to jego kolega z uczelni, parafii bądź ktoś bliski. Robił to szczerze i bezinteresownie w przeciwieństwie do wielkich tego świata, którzy muszą wyceniać opłacalność i koszty pomocy na dolary, euro, złote i inne waluty. Był nacjonalistą i antyglobalistą, stąd wspierał m.in. Serbów w Kosowie, Palestyńczyków, syryjskich chrześcijan. Wspierał modlitwą, a w razie możliwości materialnie. Był głęboko przekonany, że wolny świat zwycięży z globalizmem, a Prawda zatriumfuje.
Tego samego dnia, kiedy rówieśnicy Michała konsumowali, kupowali i cieszyli się spędzając czas na wyprzedażach, w Egipcie miała miejsce tragedia relacjonowana przez żółte paski w serwisach informacyjnych w telewizji. Na niespokojnym półwyspie Synaj islamiści z zimną krwią zamordowali ponad 300 osób, a ranili 128. Był on jednym z największych jednorazowych ataków w przeciągu ostatnich kilku lat. Daleko od Europy. Jednak Europa wraz z napływem milionów muzułmańskich imigrantów również cierpiała od zamachów terrorystycznych. Paryż, Manchester, Barcelona, Kolonia, Londyn, Bruksela – długo, by wymieniać. Czy na Facebooku są gotowe do zamieszczenia na zdjęciach profilowych filtry z flagą Egiptu? Nie. Jak widać, są równi i równiejsi. Jednak cierpienie to samo.
Cierpiał również Michał, który za swoje poszukiwanie Prawdy płacił niezrozumieniem ze strony rodziny, zakończeniem relacji z wieloma osobami (które od tej pory przypinały mu łatkę faszysty, antysemity i politycznego oszołoma), nieprzespanymi nocami, samotnością, rozterkami moralnymi i chwilami zwątpienia, które go raz po raz nawiedzały. Mimo to nie rezygnował z tej drogi, ponieważ wierzył, że jest ona słuszna i prowadzi do chwały. I to dawało mu wraz z wiarą katolicką siłę do życia.
Choćby drzewo było nie wiem, jak stare, jest młode w każdym nowym kwitnieniu. – Ernst Junger
***
Tego samego dnia po centrum handlowym snuła się grupa studentów historii sztuki, która po ostatnim wieczornym wykładzie (16:45-18:15) postanowiła wybrać się na zakupy. Udała się do Złotych Tarasów. Wszyscy postanowili przeznaczyć ten czas na shopping. Wszyscy, z wyjątkiem Laury. Magda, Kasia, Agata, Karol, Maciek i Kornelia. Przechodzili tak sklep po sklepie. W pewnym momencie Laura poszła w innym kierunku, oddalając się od grupy rówieśników. Natychmiast zauważyła to Kornelia:
– Laura, gdzie idziesz?
– Wracam do domu. – Laura odpowiedziała Kornelii.
– Dlaczego?
– Nie mam na nic ochoty, chcę odpocząć.
– Rozumiem. To na razie.
Koleżanki po tym bezceremonialnym pożegnaniu zaczęły obgadywać Laurę. Nie pasowała do ich towarzystwa. Pochodziła z nizin społecznych, mieszkała z rodziną w Rawie Mazowieckiej. Ojciec Laury od trzydziestu lat pracował na magazynach, obecnie jest kierownikiem zmiany. Matka z wykształcenia była malarką, ale pracowała na kasie w sklepie spożywczym. Na czas studiów musiała się usamodzielnić i przeprowadziła się do Warszawy. Łączyła studia z pracą kuriera. Minimalna wypłata musiała starczyć jej na opłaty za mieszkanie, jedzenie i własne, osobiste potrzeby. Mieszkała w centrum Warszawy, w bloku przy ul. Kopernika. Jej współlokatorką była Sara.
W wolnym czasie dziewczyny lubiły spacerować po parkach i skwerach, wyjeżdżać poza Warszawę oraz uprawiać sport. Laura trenowała kickboxing, Sara z kolei chodziła na siłownię. Treningi i wspólne wyjazdy pozwalały im obojgu odpocząć od zgiełku wielkiego miasta i tego, co je przytaczało. Laura od blisko trzech lat nie pije i nie pali, przeszła na straight edge (by raz na zawsze skończyć z używkami, z którymi miała do czynienia od liceum). Nie jest ona typem imprezowej dziewczyny. Wrażliwa estetycznie, marzyła od gimnazjum, by zostać zawodową malarką, jednak nie udało jej się dostać na Akademię Sztuk Pięknych. W mieszkaniu ma teczkę pełną swoich malunków, dziesięć segregatorów zawierających szkice różnych figur, postaci, zabytków architektury oraz tych, których kochała, a odeszli z tego świata.
– Ech, Saro, zastanawiam się tak.
– Nad czym, Lauro? – zapytała zaciekawiona Sara?
– Dlaczego ja nie pasuję do tego świata?
– Co masz na myśli?
– To, że staram się żyć w zgodzie z samą sobą, realizuję swoje pasje, zainteresowania i staram się w nich spełniać. Spełniać się na punkcie artystycznym i estetycznym. A i tak ludzie mnie nie rozumieją. Byłam ostatnio ze znajomymi z historii sztuki w Złotych Tarasach. Dokładnie dzisiaj, bo jest Czarny Piątek i te wyprzedaże do 70% cen zakupów. Nie miałam w ogóle ochoty iść, a mimo to dla towarzystwa i z czystej ciekawości poszłam. Ale tylko dosłownie na parę minut, bo mi się później odechciało. Pożegnałam się z Kornelią i wróciłam do domu. Zauważyłam odchodząc, że zaczęły się ze mnie śmiać i obgadywać. Tu…
W tym momencie Sara przerwała…
– Nie przejmuj się tym, co mówią o Tobie. Bądź po prostu sobą.
– Tak myślisz? – zapytała Laura.
– Oczywiście. Nie każdy człowiek musi być taki sam, bo tak to byłoby nudno na tym świecie. Niestety taki jest dzisiejszy świat. Taki, że człowiek człowiekowi jest wilkiem, a nie bratem. Jeśli robisz to, co kochasz, to rób. Jeśli się to komuś nie podoba, to jego sprawa i nic mu do tego.
– Miło to słyszeć. Dziękuję.
– Nie ma za co. Jak chcesz ze mną pogadać, to bez problemu. Chodźmy już spać, bo późno się zrobiło.
– Racja, po tym dniu najchętniej bym pospała.
Laura i Sara ściskając się poszli do łóżek i zasnęły wcześniej zażywając długiej kąpieli, i przebierając się do snu. Był piątek 24 listopada, godzina 23:00. Za godzinę północ. Pogoda nie nastrajała optymizmem, przez cały dzień było pochmurno, z niewielkimi przejaśnieniami. Wprawdzie temperatura wynosiła 7 stopni Celsjusza, ale silny wiatr i duża wilgotność powietrza zaniżały ją. Wieczorem i nocą z kolei temperatura spadała o kilka stopni niżej. Jaka pogoda będzie jutro? Dziewczyny długo o tym myślały leżąc już w łóżkach i próbując spać. Z pewnością słowa Sary zapadną Laurze w pamięć.
Jak tworzył Belon: Śpij, mówi cicho skrzyp podłogi,/Śpij, rano Słońce Ci sen odbierze./Dzień już niedługo – już za progiem,/Znów trzeba będzie wstać, jutro przeżyć.
***
Pub Spektrum, znajdujący się na warszawskich pawilonach, w sąsiedztwie Nowego Światu. Tam i w innych okolicznych pubach, barach czy klubach nocnych toczy się nocne życie Warszawy. Tomek i Radek, chłopaki studiujący już ostatni rok, siedzieli w pubie i popijali piwo. Niepewni swojej przyszłości i pełni obaw postanowili się spotkać, napić i pogadać. Spokojnie spędzić czas mimo muzyki dudniącej z głośników.
– No, Radek, to za naszą przyszłość.
– Za naszą przyszłość.
Stuknęli szklankami i usiedli pijąc dalej. Po długiej chwili milczenia Radek zaczął stukać palcami o blat stołu.
– Co tak stukasz? – zapytał Tomek.
– Oj, Tomek – odpowiedział Radek – nie wiem. Nie wiem, jaka będzie przyszłość. Na razie pracuję na pomocy kuchennej w klubokawiarni na Grójeckiej. Wiesz od dawna, w której. W tej, gdzie pracują autyści i aspergery. Grafik u mnie zmienia się z dnia na dzień, wypłatę dostaję i tyle. Czasem mi się nawet tego odechciewa, choć na razie nie jest źle.
– Wiem, o czym mówisz. Mi się odechciewa studiów. Piąty rok, pisanie pracy magisterskiej, praca na pierwszym i czwartym roku, praktyki zawodowe. Ogrom nauki. Coraz trudniejsze zajęcia. Żyć się odechciewa i co z tym zrobię. Ja chcę tylko dociągnąć na tych studiach do końca i wynieść się raz na zawsze. – dopowiedział Tomek.
W tym momencie skończyli pić i szklanki po piwie zostały puste.
– To co, Radek? Jeszcze jedno i wychodzimy? – zasugerował.
– Dobra. – rzekł Radek.
Tomek poszedł na górę z pustymi szklankami. Dał kelnerce 16 złotych. Po chwili zszedł z piwem. Napili się, zostawili puste naczynia i wyszli.
Szli Nowym Światem i na skrzyżowaniu ze Świętokrzyską weszli prosto w Krakowskie Przedmieście. Zaraz po tym mijali budynek Uniwersytetu Warszawskiego. Zatrzymali się na chwilę. Była godzina 19:40, a więc już ciemno. Na kampusie głównym tylko pojedyncze latarnie migotały białym światłem. Chłopakom w jednej chwili przypomniała się ważna rocznica, która miała miejsce 24 listopada.
24 listopada 1936 roku odbył się strajk okupacyjny na UW, w którym wzięło udział około tysiąca studentów związanych z obozem narodowym. Domagali się oni obniżenia opłat za studia, bezpłatnych studiów dla studentów pochodzenia chłopskiego i robotniczego oraz wprowadzenia getta ławkowego. Byli wrogo nastawieni do sanacji i komunistów. Cieszyli się poparciem ludności Warszawy. Po kilkudziesięciu godzinach, w noc z 24 na 25 listopada specjalne oddziały policji brutalnie stłumiły strajk. Wielu studentów zostało aresztowanych, niejeden z nich przeszedł przez „ścieżkę zdrowia”, a ówczesny premier II RP uznał te wydarzenia za „próbę endeckiego zamachu stanu”.
Tomek i Radek patrząc w ciemność, w milczeniu oddali hołd bohaterom tamtych dni. Dzisiaj na UW, jak i na innych polskich uczelniach, dominuje lewicowo-liberalna ideologia. W jej ramach występują wybiórcza polityka organizowania debat, tłumienie prawa do wolności słowa oraz faworyzowanie jednych kosztem drugich. Nie o to walczyli studenci z ’36 roku. Pamięć o tych wydarzeniach pozostała w sercach niewielu.
Po wyjściu z kampusu Tomek z Radkiem pożegnali się podając dłonie na wysokości nadgarstków i wrócili do domów.
Również Michał minutą ciszy w czasie spaceru upamiętnił bohaterów ’36 roku.