3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Leon Łopata: Hyperborea

Obudziły mnie zorze brzasku. Niebo było jeszcze szare i zamglone, jakby bez życia. Tylko wzbijające się w niebo płomienie rozświetlały horyzont. Ja wstałem. Rozpoczęła się gra nawyków. Poranna kawa, prysznic, spacer z psem. I do roboty…”

Snułem się jak cień pośród cichych alei nieprzeniknionego podwórza. Dwa światła nagle mnie oślepiły. To autobus! Podbiegłem tak, jakby nie będąc pewny, czy się zatrzyma. Wsiadłem i zająłem miejsce siedzące, o tej porze zawsze takowe jest…

Dygotałem z zimna, siedziałem z tego powodu w kapturze. Minus dziesięciostopniowy mróz, jak fajnie! Może to dziwne, ale lubię marznąć w rześkiej toni zimowego poranka. Wtedy czuje, że żyje!

Spałem bardzo krótko, w dodatku miałem swoje problemy, czy to jednak coś znaczy przy pięknie zimy? Dane mi oglądać najpiękniejszą z pór roku o najpiękniejszej porze doby, coś pięknego! Byłem mimo wszystko bardzo senny. Przepełniał mnie jednak płomienny idealizm… Chłonąłem piękno pełną parą… Te dwa stany w połączeniu przełożyły się na mój nagły eskapizm. Zacząłem odlatywać od rzeczywistości odrywając się od ziemi w kierunku lepszej rzeczywistości…

***

Płynąłem. Przede mną pośród mocarnych, silnych skał fiordowych w cichej zatoczce leżała malownicza drobna wioska rybacka. Tak, byłem w zwinnej łodzi mknącej do brzegu!

– Przygotowałeś cumę?

– Tak – odparłem pewnie

Zupełnie instynktownie odnajdywałem się w obcym sobie świecie, niczym we śnie! Chłonąłem bezpamiętnie chwilę… Wiatr smagał namiętnie moje długie rozjaśnione pyłem śnieżnym włosy, odurzające, krystalicznie świeże powietrze wypełniało mnie dodając mi witalnej aury. A śnieg prószył, zasypując swymi hałdami łódź po brzegi. Rybak brał jego garście nacierając sobie nimi twarz. Był nieskończenie szczęśliwy, postanowiłem go naśladować. Rzeczywiście, siarczysty mróz rozbudzał moje zmysły, nie odczuwałem już ani zmęczenia, ani towarzyszącego mi bólu istnienia. Dogłębnie odmłodzony duch radował się z każdej kropli roztopionego śniegu na mojej twarzy…

A cóż to? Na kei stoi Ona, tak, to Ona, ta z moich snów, z moich marzeń! Urocza, powabna, pełna dziewiczego wyrazu, jednym słowem piękność nad pięknościami! Jej błękitne oczy wpatrywały się we mnie czułym wyrazem, jakby otwierając tajemne zwoje serca. Ich szklista, morska toń wprawiała mą duszę w stan rozkoszy! Zimna, zlodowaciała twarz pąsowiała od wypełniającej ją miłości. Anielskie oblicze zdobił kosmyk złotawych, lśniących włosów fruwający na zgrabnie powiewającym wietrze. To moja żona!

Zszedłem na keję i wtuliłem się w jej dygoczące z zimna i płomiennej radości ciało. Otuliłem jej twarz swymi sinymi rękoma i odczytywałem z jej oczu wyraziste uczucia gładząc jej zarumienione policzki.

– Kocham Cię – wyznałem swą miłość, a ona odparła tym samym…

Za nią stał wianuszek naszego licznego potomstwa. Każda twarz radowała się na powrót ojca z połowu. Dziewczynki łagodnie się uśmiechały, chłopcy dumnie wyprężali swe nieustraszone twarze. Wszyscy radośnie udaliśmy się w kierunku chaty, będącej naszym domem.

Drewniane ściany, bielutki od śniegu dach, buchający dymem komin, dźwięcznie skrzypiące drzwi… Czego chcieć więcej! Cała rodzina weszła do domu, z radości żwawo zamknąłem drzwi. Cieszyłem się swym potomstwem pełny radości. Szczególną czułość wzbudzał we mnie mój najmłodszy syn, którego tak niedawno miłość mego życia spowiła na świat. Jego niewinny wyraz twarzy wyglądający z kolebki rozpogadzał moje serce…

Dzieci biegały po izbie, a ja z małżonką siedziałem przed rozpromienionym piecem. Ogień szalał pomiędzy roziskrzonymi bierwionami, które co chwilę z lubością poprawiałem. Tak samo ognie uczuć rozpromieniały nas… Zatopieni w swych ramionach cieszyliśmy się swoją obecnością wymieniając się żarliwymi pocałunkami…

***

Gdy się ogrzaliśmy postanowiliśmy znów zaczerpnąć świeżego powietrza. Dzieci wesoło się bawiły, my natomiast poszliśmy w kierunku głównej osady. Wszyscy ludzie, których mijaliśmy byli bardzo podobni – białe twarze, złotawe włosy, błękitne oczy… Byli do tego wysocy i postawni. Mężczyźni wyróżniali się muskularnymi rysami ciała wykwitłymi w ciężkiej, lecz przyjemnej pracy, kobiety za to delikatnym powabem czule pielęgnowanych ciał.

Tak! Dla tych ludzi praca była radością! Krople potu były im cenniejsze niż rajska ambrozja. Dlaczego? Bo to podczas niej ich dusze łączyły się z Boskim stworzeniem, to wtedy kształtowali otaczający byt w zmaganiach z naturą, to wtedy łączyli swą jaźń w wszechwładnym Stwórcą…

Jakże nie czerpać przyjemności z pracy, kiedy wysiłek jest wykonywany dla rozbudzającej idei! Pracowałem dla rozpogadzającego uśmiechu ukochanej, niewinnej radości dziecięcych twarzy, dla starców, których opuściły siły, jednym słowem dla każdego, którego mętne oczy prosiły o pomoc. Dzieliłem się wytworami swoich rąk chcąc rozpościerać dobro swego serca i obmywać je w szklistym potoku zaoszczędzonych łez. Byłem wtedy ostoją szczęścia…

Kobiety nie pracowały fizycznie, lecz sprawowały rolę jeszcze ważniejszą – wychowywały dzieci. Były szczęśliwe, ponieważ mogły przekazać swemu potomstwu to, co same otrzymały. Gdy pod ich sercami dojrzewało nowe życie cieszyły się, ponieważ wiedziały, że tworzą piękno…

Stosunki społeczne były tak sprawiedliwe, że nie występowała tu nieprawość. Dzieci od małego były uczone, by zaprzeć się naturalnego egoizmu i żyć prawem miłości. Ostoją tej dobroci były silne rodziny. Nie występowały tu plagi współczesnego świata – zdrady, rozwody czy separacje. Wszyscy modlili się do Stwórcy o pomyślność ich związków. Dziękowali za nią kreując nowe życie, które od najmłodszych lat wychwalało Boga…

***

Szliśmy tak za rękę krocząc po skwierczącym śniegu. Co raz mijaliśmy ludzi wracających z dziennych zajęć ku domostwom. Jakże różnili się od skołatanych serc z naszego szarego świata… Zarzucaliśmy im swe spojrzenia w szczerej radości. Ich twarze promieniały na tle niezakłóconej bieli…

Nagle uczułem niespożytą radość. Puściłem bladą dłoń mej ukochanej i rzuciłem się ku ziemi padając na twarz przed wszechobecnym Stwórcą. Otaczały mnie rosłe, harde drzewa obleczone śniegiem. Na nich niby rajskie driady przesiadywały zmęczone całodziennym lotem wybielałe ptaszki. Czasem z głębi boru wyłaniał się głos dzikiej zwierzyny. A ja trwałem w ekstazie podziwiając ten cudny świat…

Byłem dogłębnie poruszony… Jakże ten świat różnił się od zgniłej XXI wiecznej Europy! Gdyby tylko w sercach Europejczyków narodziła się idea tak piękna jak ta, która zrodziła się w mym umyśle… Chciałbym zabrać ten obraz ze sobą i umieścić go w rzeczywistości…

***

Ocknąłem się, po czym spojrzałem za zamgloną szybę – przystanek za późno!

Wysiadłem pośpiesznie, wokół mnie tańczyły bystre drobinki śniegu zacinające po twarzy niczym pyłowa burza. Brnąc przez gęsto opadający śnieg nadal myślałem o swej krainie, Hiperborei. Tak, nazywała się tak, jak mityczna kraina na północy! Czyż nie była ona jednak tylko złudą? Błędnym mirażem? Płomykiem beznadziejnej fascynacji? Przecież Europa nigdy taką nie była… Nawet, gdy uskrzydlające wartości były w niej powszechnie przyjęte za ich fasadą kryła się deprawacja i fałsz… Czyż zatem Duch Europy nigdy nie był Hiperboreański?

Ależ był, a nawet jest! Nie za sprawą pysznych i wyniosłych uzurpatorów, lecz za sprawą idealistów, którzy co dzień starali się tchnąć w nią piękno i dobro. Ci idealiści walczyli o jej dobro mimo przeciwności i porażek, walcząc o Boga, naród i rasę.

Gdy to zrozumiałem zatrzymałem się na chwilę zachwycając się tym co odkryłem… Europa jest tam, gdzie jesteśmy my, gdzie jest nasze serce, w którym płonie Duch Europy. Duch prawdy i dobra, miłości i empatii, odwagi i czystości. Nasze twarde charaktery są świecistymi bastionami tejże cywilizacji, która z każdym naszym czynem rozrasta i rozkwita.

To zatem nasza wola utrzymuje Ducha Europy, niech więc trwa on w naszych sercach, niech rozświetla je kwiecistą girlandą naszego dorobku cywilizacyjnego. Niech więc żyje nasza wola podtrzymująca naszego ducha przy życiu, niech żyje też Europa, która choć niewidzialna żyje w naszych sercach!

Z tą konkluzją mój chód przybrał kroku, a wraz z nim moja wola – czas zmienić coś w swoim życiu, czas wziąć odpowiedzialność za swą cywilizację, czas zbudować Hiperboreę będącą odzwierciedleniem Ducha Europy!

One thought on “Leon Łopata: Hyperborea

  1. Hiperborea jest kolejnym wcieleniem mitu o złotym wieku; stanu ludzkości przed współczesną cywilizacją i dewolucją dalszych losów człowieka. Stan wyższego, półboskiego uduchowienia, który dawał długie życie, wielką siłę, piękno i harmonię. Jest to któreś ze wcieleń kultu Apollińskiego, zamienione w mit o krainie przepełnionej jego duchem rozwagi i umiarkowania. Nietzsche pisał o „świecie snu i marzenia”, jako domenie żywiołu Apollina (n. tragedii). To, czym jest hieperborea: uśpionym, „czystym” stanem człowieka. Podobne motywy są w innych mitologiach, hinduizmie i buddyzmie. Niech tak zostanie.

    Mit jest czymś, czym można się bawić, rozciągać i jak plasteliną modelować swoje wizje. Lubię takie pokazy kreatywności. Ale powyższy tekst jest wyrazem niezrozumienia i mitologicznej dewiacji. Wiem, że memy, kręcące się w kółko czarne słońce i migające szybko obrazy zniekształciły mit o hiperborei – ale to dobrze! Spopularyzowały go i tchnęły w niego drugie życie. Tylko nie zamieniajmy hiperborei w fantazje o rodzinnym domu, ognisku, wychowujących dzieci mamuśkach i tyrających na polowaniach mężczyzn. Ossendowski pisał o tym świetnie: „mocni ludzie” – syberia jest lepszym obiektem takich wizji! Polecam tę książkę, w szczególności autorowi tego tekstu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *