Leon Łopata – Tomik Miłości [Sztuka i Naród]
Rozlewisko marzeń
Zielone, niezmącone zdroje
W których chciałbym rajsko brodzić
Szklisto promieniejące głębie
W których zanurzam się zmysłem imaginacji
Strumień gwiazd spadł ku ich akwenom
Nadając im błysk szczęścia i witalności
Nadziemski deszcz wypełnił ich meandry
Czyniąc ich taflę subtelnie wygładzoną
Wody napełniły rozlewisko marzeń
Pistacjowym strumieniem szczęścia
Jaśniejącym łagodnym szafirem
Rozświetlającym włókna niezwykłej kaskady
Podziwiać te wody to radość niezgłębiona
Kontemplować ich powalające piękno, klasyczną harmonię
Kosztować wzrokiem esencję kolorytu barw
Które zdobią czarodziejskie tęczówki ukochanej…
Złote łany
Złote łany dumnie prężą kłosy
Które kołyszą się na wietrze niby rozedrgane nici
Nici tajemnej tkaniny strojnej słonecznym szafranem
Co rozpromienia żarliwie komnaty królewskie mego serca…
Gładzić ich subtelne łuny pieszczotą
Grać na ich włóknach niby na strunach lutni
Śpiewać do anielskiego rytmu serenady
W którą wprawiają zmysły włosy ukochanej
To radość czysta niby rajski zdrój…
Kwiat miłości
Wychylił nieśmiało swe płatki niebiański kwiat miłości
Promieniejąc soczystą słodyczą kwitł karmiony słońcem
Różowe zorze rozogniły jego pąsowe oblicze
Nadając mu powabnego poblasku czułości…
Kielich ten rajski przywołuje me usta kipiąc upragnioną pieszczotą
Purpurowa wstęga łuną światła wabi me serce w sidła miłości
Odmęty mych marzeń gonią ich smukłe linie niby podniebne pasma
Chcąc gonić ich trajektorie z rozkoszną nieuwagą
Wszystkie to uczucia kumulują się we mnie
Gdy kosztuję ust ukochanej…
Moja miłość…
Moja miłość to nie kruchy płomień
To łuna ognia szczera i żwawa, monumentalna i rosła…
Moja miłość to nie płytki staw
To głębina nieprzebyta przez nikogo, kto nie poznał Twego serca…
Moja miłość to nie przelotny wiatr
To rajski zefir co zawiewa twe włosy beztrosko je całując…
Moja miłość to nie marny miraż
To barwna mozaika kropli krwi, potu i wspólnych łez…
Moja miłość to nie chwilowa impresja
To permanentna eksplozja uczuć rześkich jak woda, ostrych jak lawa, silnych jak stal…
Konwalijki białe
Konwalijki białe rosły na podwórzu
Niby żagle mieniły się na wiosennym wietrze
Jaśniały w rześkich promieniach słońca
Błyszczały się łagodnymi taflami rosy…
Czekały one niby światła twego gładkiego dotyku
Zakwitając śnieżną żywą bielą specjalnie dla Ciebie…
Ja także rozkwitam przed Tobą
Wręczając Ci ten znak miłości…
Wszystko to niczym przy Tobie!
Przechadzaliśmy się pośród barwnych składników witrażu natury
Kolekcjonując w pamięci jego kolorystyczne fragmenty
Dotykaliśmy wzrokiem bujnej palety wyrazów piękna
O które zawadzaliśmy naszymi napęczniałymi sercami
Wszystko to niczym przy Tobie!
Goniliśmy za promieniami ognistej, dziennej gwiazdy
Za pąsowym rumieńcem nieba i łagodnym wyrazem chmurek
Wpatrywaliśmy się w blady, uśpiony, zahibernowany księżyc
Chłonąc zziębłe zorze rozmarzonego wieczoru
Wszystko to niczym przy Tobie!
Nie mam nic prócz słów
Nie mam nic prócz słów
Którymi Ciebie wielbię
Prócz strojnej szaty poezji
W którą Cię przyodziewam
Nie mam nic prócz lutni serca
Co wprawiana w rytm twoim pięknem
Bije dla Ciebie niby dzwon
Dźwięcznie ujmując mą miłość
Nie mam nic prócz zmysłu piękna
Którym ujmuje twój majestat
Lecz to w zupełności wystarczy
By być człowiekiem szczęśliwym
Bo szczęście to kontemplacja Ciebie
To życie twoim pięknem
To bycie twoim kapłanem
To bycie twoim wieszczem
Przyjaciółka
Jak dobrze mieć w Tobie przyjaciółkę co rozgania piekielne zorze lęku
Jak dobrze mieć w Tobie przyjaciółkę przed którą można odsłonić pejzaże własnych uczuć
Jak dobrze mieć w Tobie przyjaciółkę co przyzdabia cierpienie w nimb szczęścia
Jak dobrze mieć w Tobie przyjaciółkę co wsłuchuje się w głębie mych słów
Jak dobrze mieć w Tobie przyjaciółkę która wróży z mej dłoni miłość
Jak dobrze mieć w Tobie przyjaciółkę co złączona zbawiennym węzłem tonie ze mną w najpiękniejszym z uczuć…
Zapętlone serca
Zapętlone serca nasze biją jednym rytmem
Poruszane przez te same uczucia i porywy
Jesteśmy sobie bliscy do granic możliwości
Tak jakby nasze dusze prowadził jeden fluid
Jesteśmy jednym tchnieniem, jednym głosem, jednym szeptem
W ramionach przyjaźni odnajdujemy tą nieopisaną bliskość
Co czyni nas zakochanymi w sobie
Tak do granic zespolonymi miłością!
Kopytka sarenek
Na twarzy twojej malują się bursztynowe kropki
Gładko rozproszone niby ślady kopytek rajskich sarenek
Zakwitają one wraz z promieniami słońca
Karmione szczęśliwą łuną płomiennej gwiazdy
Ich toń miło ubarwia twą twarz
Czyniąc jej obraz przepełnionym słodyczą
Ich pejzaż przyciąga me stęsknione usta
Które gładząc ich wygładzone punkty eksplodują miłością…