Z Baszty Karczmarzy V
Akt I, scena II
Scena rozgrywa się w tym samym pomieszczeniu o poranku dnia następnego. Podczaszy śpi na krześle chrapiąc przy tym przeraźliwie. Interwał krząta się po izbie, Arcykarczmarz parzy kawę, której zapach rozchodzi się po całym mieszkaniu.
[Arcykarczmarz] (pod nosem)Chuj nie kawa, przez to królewskie embargo na produkty z cesarstwa Brazylii nic już kupić nie można.
[Interwał]Co proszę? Nie dosłyszałem.
[Arcykarczmarz]Nie do Ciebie żem me słowa kierował to i uszy Twoje głuche na nie zostają.
Interwał wzrusza ramionami.
Pstryk! Rozlega się odgłos otwieranego piwa. Przebudził się Podczaszy.
[Arcykarczmarz]Ot, wie chłopaczyna czym leczyć błędy wieczoru.
[Interwał]Przed południem się nie godzi we szklanicy usta maczać!
[Podczaszy]To lekarstwo.
[Arcykarczmarz]Pij mości bracie jeśli umysł Ci rozjaśni, dziś kończymy nasze waśni. Samopały są gotowe, trzy chorągwie mam pod ręką w noc tą świętą na Wawelu, pojmiem króla przyjacielu. Do zrzeczenia się korony zmusim władcę!
[Interwał]Hura! Hura! Nie będziem mieć króla! Hura! Hura!
[Arcykarczmarz]Milcz łbie barany. Obierzem nowego, władcę światłego, serca przemożnego!
[Interwał] zasmuconyI ot, skończy się bezkrólewie.
[Podczaszy]Wybory ludu?
[Arcykarczmarz]Wybory ludu.
[Podczaszy]Kandydaci bractwa?
[Arcykarczmarz]Kandydaci bractwa.
[Podczaszy]Wynik ustawion?
[Arcykarczmarz]Nie ustawion, wolny wybór z wolnych królewiczów. Jeno nie każdy będzie mógł kandydaturę zgłosić.
[Interwał]Kto nie może?
[Podczaszy]Kto zacz może?
[Arcykarczmarz]Panie Boże dopomoże, bo pytania wasze ciężkie, ciekawością są popchane, a nie troską dyktowane. Już cenzusu wam wersety streszczę prędko więc słuchajcie. Kandydatem do korony zostać może mąż żonaty, a najlepiej też dzieciaty. Co by ciągłość rodu była, a śmierć jego nie zgubiła – nam królestwa, które przecie dane będzie w jego pieczę. Rzecz kolejna, a też ważna! Bo kandydat do korony przecież musi być ochrzczony, Chrystusowej wiary bronić, przed kebabem się nie kłonić, pejsy równo ścinać mieczem, powołaniem jest człowieczem! A opinię nie naganną, mąż rzeczony ma posiadać, tuzin mów mieć w znajomości skoro chce królestwem władać. Angielszczyzna, francuszczyzna i łacina – ta największa. Reszta leci: węgierszczyzna co by przecie z bratankami ostrzyć miecze i szklanicą się postukać, brata nigdzie indziej szukać! I kolejno ruski znać rzecz oczywista, wróg, przyjaciel i obczyzna. Raz do trunku siadasz z onym innym razem do obrony, naszych granic i honoru, nie masz z ruskim już spokoju. I kolejno: Czeski znać jest rzeczą dobrą wszak graniczym my z tym krajem i niemiecki nie sposobna jest ominąć tym zwyczajem. Szwecja jest nad brzegiem morza co bałtyckim jest jeziorem, interesy róbmy z Szwedem pod jakimkolwiek pozorem. I kolejno: Znać hiszpański jest to honor, Chrystusowej wiary duma, Hiszpan prędzej nam jest bratem niż ten wschodni pomiot Huna. I turecki język bratku lepiej mieć jest nam w zanadrzu by dogadać się z Niewiernym, a nie szukać w Niemcach spadku. Chiński znać rzec to przezorna, gospodarka to wszelaka, jeśli nie wiesz o czym mówię nie kandyduj na radniaka, a Mongolski rozbija wszelkie troski.
[interwał]Przebóg! Wierszem gada.
[Podczaszy]Prorok!
[Interwał]Po co mongolski?
[Arcykarczmarz]Bo tak.
Zapada cisza.
[Arcykarczmarz]Dość gadania. O zachodzie zbierzcie wojsko i łodzie przy kościele na Skałce.
Koniec aktu I. Cdn.
„Z baszty karczmarza” to cykl tekstów przygotowanych przez jednego z naszych redaktorów – Filipa Palucha. Z dużą dawką humoru oraz w charakterystyczny dla siebie sposób, zręcznie rozprawi się z poruszającymi Polaków tematami, zarówno dotyczącymi polityki jak i spraw społecznych. Zapraszamy do lektury.
*Po wschodniej stronie muru okalającego pradawny gród Kraka, tam gdzie teraz wznosi się Teatr Słowackiego, przed wiekami stała Baszta Karczmarzy. Dziwne to było miejsce w murze, który ochraniał miasto przed wrogimi najazdami. Ze wszystkich zawodów, którymi trudniono się w mieście, to właśnie Karczmarzom została powierzona ochrona wschodniej części miasta. Wśród ludu mawiano, że Karczmarz jest jak ksiądz, potrafi otworzyć w człowieku najbardziej skrywane wspomnienia i emocje. Bano się ich, a i żyć bez nich nie umiano. Bractwo karczmarzy owiane było ciemną tajemnicą, gmin powtarzał między sobą, że starożytnej receptury na wywar krakowskich trunków, strzeże skamieniały smok co to niegdyś swe legowisko miał w zamkowym wzgórzu. Bardziej naiwni twierdzą, że wykradł ją samemu diabłu pewien mistrz imieniem Cervisiam , zanim jeszcze dzielnice kraju zrosły się jak członki Świętego Stanisława. Od tamtych wydarzeń minęły wieki, minął i wiek XIX w którym postępowe barbarzyństwo podniosło swą zaciśniętą pięść na wznoszące się ku Bogu na niebie, miejskie umocnienia. Pradawne Bractwo Karczmarzy jednak przetrwało do dziś kontynuując swe tradycje w śródmiejskich podziemiach.