Zawisza Biały: Rzeczpospolita Wulgarna
Trzeba zbędne słowa rugować. Słowa chwasty wyrzucać. – Marek Nowakowski, pisarz
Powyższy cytat Nowakowskiego zobaczyłem na plakacie kampanii “Licz się ze słowami” w barze kawowym Piotruś na Nowym Świecie w Warszawie. Chociaż raczej nie dotyczy ona przeklinania a właśnie twórczości samego Nowakowskiego, to skoro zobaczyłem ten plakat dzień po skończeniu tego tekstu, potraktowałem ujrzenie go jako znak i postanowiłem rozpocząć nim ten artykuł.
Polacy, obok np. Turków, Szwedów i Chińczyków, mają być najwulgarniejszym narodem świata. Nie musi nam tego tak naprawdę nikt mówić, bo sami dobrze o tym wiemy. Być może moglibyśmy nawet liczyć na miejsce na podium. Czemu tak jest? Czy musi tak być? I co właściwie z tego wynika?
W październiku 2023 roku na portalu Narodowcy.net ukazał się artykuł o niezwykle trafnym tytule “Rośnie pokolenie meneli, którzy nie potrafią powiedzieć zdania bez przekleństwa i wspomnienia o seksie”. Zgodzę się z jego autorem, że napewno wpływ mają na to popularne seriale Netflixa. Warto podchwycić ten temat i poszerzyć go o kilka tez. Ja chciałbym dodać od siebie, że według mnie wulgaryzacja Polski wynika z jej infantylizacji (jak zresztą całego Zachodu), tylko o ile w kwestiach pedalstwa, chłopów przebierających się za baby i przyjmowania genetycznie obcych i szkodliwych elementów jesteśmy (dzięki Bogu!) w tyle, to w kwestii wulgaryzacji jesteśmy na europejskim, jeśli nie światowym podium, co zresztą zawdzięczamy także komunie – o czym już później. W kolejnych częściach wywodu będziemy się wspólnie coraz bardziej cofać w czasie. Zapraszam do wehikułu czasu.
Czasy przedwojenne
Zacznę zarysowaniem tego jak było przed II Wojną Światową, a przynajmniej to co o tych czasych wiem. Moja Mama sama opowiadała mi, że wychowany jeszcze przecież przed IIWŚ mój Pradziadek kiedy bardzo się zdenerwował to mówił takie rzeczy jak: psia kość, psia krew, psia jucha (czyli mniej więcej ciągle to samo), moja Prababcia oczywiście nawet takich rzeczy nie mówiła. Dziś oczywiście brzmi to jak parodia w stylu “Motylej Nogi Tomka Nowaka” z filmu “Miś” (jeśli nie znasz tego filmu, nie nazywaj się prawdziwym Polakiem).
Jak jednak widać, jeszcze bardzo niedawno ludzie mówili w zupełnie inny sposób. Niesamowite jak potrafiła się zdegenerować kultura języka w ciągu jedynie kilku dekad. Kiedy następiło to tąpnięcie w jakości polszczyzny?
Komuna, rozpijanie i zwarcholenie
W jednej z RPLowskich kronik filmowych widać pana podchodzącego do kiosku, który pyta “Dzień dobry, czy jest może KULTURA”? (chodzi oczywiście o czasopismo wydawane przez Giedroycia), na co pan w kiosku odpowiada mu nonszalancko “Kultura już była” zamykając okienko sklepiku. I rzeczywiście, zginęła w dużej mierze wraz z pokoleniem wychowanym przed Wojną. Oczywiście, też nie jest tak, że wszyscy ciągle przeklinają – dużo osób, szczególnie z pokolenia naszych rodziców, trzyma fason. Ale też nawet od kulturalnych skąd inąd osób czasem słyszymy słowa, których nikt używać nie powinien. Nie mam na to danych, ale z kim nie porozmawiam, wszyscy przyznają, że to za komuny coś się zmieniło.
Lata 2000: zatrzymany rozwój i wszechobecna infantylizacja
Nie mam pojęcia na temat młodości autora, ale ja pamiętam okres późnego gimnazjum oraz liceum jako okres przesycony przekleństwami oraz hehe, żartami o segzie (pomimo tego, że wszyscy z nas jedyne piersi jakie widzieli na żywo to te karmiących matek, co trudno pomylić z erotyzmem). Młodzi chłopcy, którym do głowy uderzyła fala hormonów, bardzo często tkwią w przekonaniu, że tego typu wyrażanie się dodaje im dorosłości. Oczywiście nie jest to prawdą, bo jeszcze “za moich czasów” spora część z tego wyrastała, pozostawiając z arsenałem “ku*ew” środowiska patologiczne i generalnie osoby, które zatrzymały się w rozwoju właśnie w okresie dorastania.
Jest dość dobrze udokumentowane naukowo to, że ludzie o niskim IQ. Być może stygmatyzuję, ale z szeroko pojętej literatury na temat badań na temat inteligencji można wywnioskować, że ludzie mają głębokie problemy z kontrolą impulsów poniżej 90 punktów IQ (właściwie to 85 punktów, ale bądźmy brutalni – tymbardziej, że później cytowane badania Pollster mówią, że o wiele więcej, czyli 25% osób mówi brzydko bardzo). W rozkładzie normalnym większość populacji mieści się w granicach jednego odchylenia standardowego od średniego IQ, które zazwyczaj wynosi 100 (w Polsce wg niektórych badań nasze średnie IQ wynosi nawet 101, więc możemy się kolektywnie poklepać po plecach). W tym przypadku około 68% populacji będzie miało IQ między 85 a 115. Jeśli więc uznamy IQ poniżej 90 za „mniej niż 1 odchylenie standardowe poniżej średniej”, to około 16% populacji w Polsce miałoby IQ poniżej 90. Szybka kalkulacja wskazuje, że około 6 milionów Polaków ma po prostu genetyczne zadatki na taką osobę. Nie piszę tego złośliwie, raczej próbuję policzyć potencjał wulgarności.
Może to także przesada, ale dziś słyszymy wylgaryzmy na niemal każdym kroku, więc “na oko” można sobie oszacować, że ten potencjał nie tylko jest w całości wykorzystany, ale także wylewa się na pozostałe grupy społeczne. Dziś przeklina wielu – mądrzy i głupi, wykształceni i niewykształceni, bogaci i biedni. Śmiem twierdzić, że jest to konsekwencja infantylizacji naszego społeczeństwa. Mamy 40-letnich chłopów, którzy grają w gry komputerowe i noszą krótkie spodenki, oraz 40-letnie baby, które oglądają seriale i ubierają się jak 20-latki. Mamy ludzi, którzy żyją tylko i wyłącznie dla siebie i którzy tracą panowanie nad emocjami, gdy ktoś im to wytknie wprost. No i mamy teoretycznie dorosłych ludzi, którzy trochę chcą imponować wulgarnością, a trochę już po prostu tak w nią wrośli (jak i w swoją infantylność), że nie są w stanie się z niej wydostać. Usprawiedliwiają się często, że przeklinanie pozwala im na zachowanie “autentyczności”. Rzeczywiście, są autentycznymi przygłupami, bo autentyczność nie polega na doborze słów tylko na wewnętrznej i zewnętrznej spójności osoby. Chociaż, jeśli pójść ich tokiem myślenia, to może ich wnętrze jest po prostu takim samym chaosem, jak ich sposób wyrażania się. Pamiętam wywiad z Agnieszką Chylińską (taka piosenkarka rockowa jak młodzież nie wie, polecam jej nagrania z zespołem O.N.A., w którym na gitarze grał łysy z Kombi), w którym mówiła, że nie ufa ludziom którzy nie przeklinają bo nie wyrażają się tak, jak formują ich emocje. Z jakiegoś powodu ta opinia została mi w głowie na wiele lat – może właśnie po to żebym się nią z Wami podzielił. Jednak nawet teraz myśląc o tych słowach zastanawiam się czy menel bardziej wzbudziłby we mnie zaufanie jeśli po “Panie kierowniku, pan da 5 złotych” dodałby jeszcze “K**rwa”.
Zwróćmy jeszcze uwagę na wulgaryzację nie tylko w sferze prywatnej, ale także w życiu publicznym. Pierwszym tego etapem było pewnie zmurzynienie “kultury” popularnej przez rap, czyli gadanie o zazwyczaj mało ważnych sprawach w rytm monotonnego rytmu, bez urozmaicających utwór zmian na refren czy zwrotki. Innym oczywistym tego przykładem jest telewizja, w której od fajnopolaków występujących w programach typu Kuba Wojewódzki słyszymy, że coś jest “za***iste” jeśli coś aprobują, a “z****ne” gdy nie. Ale pewnie najagresywniejszym wejściem wulgarności w sferę publiczną była organizacja Marszy C*p, czy wszechobecność ***** *** histerycznych antyfanów Zjednoczonej Prawicy. Tym samym, na miliony ludzi którzy starają się kontrolować swój język mimowolnie wylała się językowa kloaka.
Czy możliwy jest powrót do stanu wcześniejszego?
Oczywiście, w historii były momenty w których nawet najbardziej zdegenerowane (i to w gorszy sposób niż jedynie semantycznie zdegenerowane) społeczeństwa odżywały. Jak zwykle, sami musimy dawać przykład innym. Jednak też musimy się zastanowić czy całkowita rezygnacja z przekleństw paradoksalnie nie zubożeje naszego języka. Zdaje się Nietzsche mówił, że granicami naszego świata oraz naszego zrozumienia tego świata jest to w jaki sposó jesteśmy w stanie go opisać. A jednocześnie, nadużywanie przeklinania nie tylko szpeci język, ale i ten nasz świat ogranicza. Co prawda to są już badania sprzed niemal dekady, ale wg badań Pollster z 2016, 85% Polaków przeklina gdy jest zdenerwowana, a 25% gdy odczuwa euforię. Śmiało zakładam, że te grupy nachodzą na siebie niemal całkowicie. Wyobraźcie sobie jakim dzbanem trzeba być żeby cały wachlarz ludzkich emocji być w stanie określać jedynie garstką brzydkich słów.
Ponadto, kiedyś w TVN leciał reportaż o reżysterze Kazimierzu Kutzu. Oczywiście, Kutz był senatorem Platformy Obywatelskiej, więc opowiadano o nim w samych superlatywach. Ale co szczególnie zapadło mi w pamięć, to komentarz na temat języka, którym się posługiwał. Rzeczywiście Kutz przeklinał. Nie pamiętam czy mówili, że dużo lub mało, ale co istotne, to podobno po prostu wiedział kiedy jest odpowiedni czas na użycie odpowiednich słów, często bawiąc towarzystwo celnie wybierając moment w którym rzucić mięsem.
Oczywiście, sporadyczne użyci przekleństwa może być celne, i sprawić wiele radości. Przypomina mi się na przykład anegdotka gdy chodziłem do podstawówki i w gorący letni dzień kolega kopał piłkę o ścianę szkoły. Gdy w pewnym momencie ta piłka mu gdzieś odleciała, siarczyście zawył “K***a!”, na co zza rogu wychyliła się pani nauczycielka pytając oburzona “Michał, czy twoi rodzice mówią tak w domu?”, na co Michał odpowiedział “Nie, w samochodzie”. No i właśnie, już kończąc nasze rozważania, zastanówmy się, któż z nas – nawet jeśli jest osobą, która stara się panować nad językiem – jadąc samochodem nie wykrzyczał “Jak jedziesz głupia c**o?!” (lub od czasu do czasu też “Jak jedziesz, stary ch**u?!”.
Zakończenie
Jako polscy patrioci, powinniśmy dbać i dbamy o higienę na różne sposoby. Staramy się godnie reprezentować siebie i wyższy ideał człowieka chodząc w schludnych ubraniach, myjąc zęby czy szorując się pod pachami, zupełnie inaczej niż wielu reprezentantów tzw. lewicy. Dbamy o swoje ciało uprawiając sport. Rozwijamy się intelektualnie, czytamy i piszemy artykuły i dyskutujemy na istotne dla naszego narodu sprawy. Modlimy się i medytujemy, staramy się panować nad sobą by jak najsumienniej wypełniać swoje obowiązki wobec Boga oraz bliźnich. Dlatego dołóżmy do tego jeszcze ten jeden element, którym jest higiena w naszej komunikacji. Mówmy pięknie.