Ada Wojska: O wyższości interesów prywatnych
Od Redakcji: Chcielibyśmy serdecznie powitać na łamach naszego portalu nową felietonistkę Adę, która – miejmy nadzieję- długo będzie cieszyć nas swoimi tekstami. Nie ustajemy przy tym w poszukiwaniu kolejnych piór: chcemy by portal 3droga.pl był nacjonalistyczną platformą do dyskusji, więc w żaden sposób nie ograniczamy tych, którzy do nas piszą. Oczywiście wszystko w ramach zdrowego rozsądku. Jeśli chciałbyś dołączyć do naszej Redakcji, napisz: redakcja@3droga.pl
„Zdrada”, jakiej rzekomo dopuściła się Polska w stosunku do Grupy Wyszehradzkiej, wyzwoliła w sieci szereg reakcji: od żywiołowej, emocjonalnej krytyki, przez racjonalizację, aprobatę, entuzjazm, po chęć zatarcia złych wrażeń – polegającą na listownym przepraszaniu Węgrów, Czechów, Słowaków i – last but not the least – Rumunów za „zdradę polskiego rządu”. Co prawda, wystosowując ów list, jego autorzy wpisali się w świecką tradycję polskiego przepraszania – niemniej w imię słusznej idei tym razem. Wszak warto asekurować się na wypadek tradycyjnego „umywania rąk” przez sojuszników zachodnich – którzy tym chętniej deklarują sojusze, im mniej ich ta deklaracja kosztuje.
Głosowanie wbrew stanowisku V4 uruchomiło ciąg niepokojących skojarzeń; rok 1939 nasunął się nieuchronnie. Jednakże sam fakt poparcia interesów Europy Zachodniej nie powinien był nikogo zaskoczyć. Albowiem, z punktu widzenia naszych decydentów, dokonywane przez nich wybory nie są ani wymuszone, ani przypadkowe, ani też niewłaściwe. Przeciwnie – są uzasadnione i słuszne oraz postrzegane w kategorii sukcesu. Dla akolitów i naśladowców herr Tuska możliwość przypodobania się Niemcom jest cenna, ponieważ cyklicznie demonstrowana usłużność gwarantuje im zachowanie pozycji lub awans.
Tymczasem lojalność w obrębie V4 skutkowałaby popadnięciem w niełaskę.
Stronnictwo pruskie kalkulowało więc nader roztropnie, zwłaszcza że jego pozycja chwieje ostatnimi czasy dość mocno. Elektorat „wykształconych i młodych” stracił dlań bezkrytyczny entuzjazm, zaś rywalizujące koterie (amerykańsko-żydowska, wkrótce też być może rosyjska, skoro Putin ma być biczem na rozdokazywane islamstwo) coraz mocniej je kopią po kostkach. W tej sytuacji storpedowanie środkowoeuropejskiego przymierza było bezdyskusyjnie konieczne. Dzięki niemu premier Kopacz zdołała kilka interesów jedną zabezpieczyć decyzją: po pierwsze – zameldowała się na pozycji wasala (nigdy za wiele okazji, by mocodawców o swoim oddaniu zapewnić), po drugie – ugruntowała opinię o Polsce jako niewiarygodnym i niestabilnym partnerze w regionie (co sprzyja izolacji i umacnia zależność Polski od Niemiec); po trzecie – ugrała nieco czasu dla siebie, pozyskując politycznych stronników perspektywą rozdzielania środków, przeznaczonych na pomaganie uchodźcom.
Na pomaganie, nie zaś dla uchodźców – podkreślam!
Bo nawet jeżeli finalnie UE rozłoży się pod rozdokazywanym islamstwem, to program pomocowy wymiernie ubogaci tych, którzy nim będą zarządzać. Pani Mucha także ma tego świadomość 😉
Obiecująca wizja spodziewanych profitów usposobiła więc życzliwie do Kopacz wielu sceptyków na szczeblu równorzędnym i niższych; aparat administracyjny i służby też zacierają ręce z radości – wszak oporządzanie rosnącej rzeszy uchodźców wymaga powołania analogicznej armii urzędników. Znajdą się więc synekury dla „swoich”; będą unijne fundusze na projekty integracyjne, szkolenia…
Poza tym urzędnicy i służby to niezawodny elektorat, strzegący status quo; warto więc w nich inwestować, bo ta inwestycja się zwraca. Natomiast uwzględnianie opinii obywateli spoza tych grup (o ile w ogóle ma miejsce) wyradza się w formę groteski – vide referendum Komorowskiego. Ten przypadek dowodzi ponadto, jak bardzo kasta rządząca lekceważy czynnik społeczny w swych planach.
I jak sprawnie go dezawuuje.
Rozłam w Grupie Wyszehradzkiej pogłębił sygnalizowane powyżej antagonizmy w obrębie polskiego społeczeństwa; choć lepszym określeniem byłoby „uwypuklił”, jako że polaryzacja utrzymuje się od trzech stuleci (co najmniej). Dla wyjaśnienia przyczyn sytuacji obecnej, wypadałoby zatem sięgnąć trzy wieki wstecz, do czasów Oświecenia – okresu wielkich idei i planów zjednoczenia Europy. Wówczas to bowiem doszło do wynarodowienia elit politycznych RON. Kilka rywalizujących koterii, tworzonych przez najzamożniejszych magnatów, podejmowało polityczne decyzje stosownie do własnych interesów i potrzeb. Dzięki pomnażanej fortunie i wpływom, wszędzie czuli się swobodnie i pewnie, toteż inwestowanie starań w obronę i umacnianie Rzeczypospolitej przestało być ich priorytetem i celem.
Ponadto autonomia finansowa sprawiła, że sam fakt bycia Polakiem zaczął być traktowany jak balast; elity aspirowały do miana europejskich, nie polskich. Patriotyzm był parweniuszowski – jak dzisiaj. W rezultacie powiązania interesów prywatnych z interesem kraju, w który przyszło im żyć, znikły doszczętnie. Ostatecznie polska magnateria straciła poczucie wspólnoty z resztą społeczeństwa; liczył się zysk osobisty i przynależność do europejskiej socjety.
Analogiczne potrzeby i cele determinują zachowanie elit współczesnych.
Nie dziwi więc, że w kontekście atrakcji, jakie Zachód uosabia dla Polski, V4 pozostaje bez szans. Ta geopolitycznie uwarunkowana struktura nie stanowi wszak grupy odniesienia dla polskojęzycznych elit – w przeciwieństwie do tuzów zachodnich, od których zadowolenia zależy ich status i swoboda w gromadzeniu aktywów. A gromadzenie to będzie się w najbliższym czasie nasilać – również pod szyldem przydzielania lokali uchodźcom, dzięki czemu wiele nieruchomości i gruntów trafi w te ręce, w które trafić powinno.
Nihil novi sub sole – jak skwitowałby sytuację filozof.
Nas jednak powinna zaalarmować bezczelność w forsowaniu polityki Zachodu przez Polskę; co prawda polityczne elity konsekwentnie oswajają nas z hucpą, tym niemniej ich aktualna zachłanność zakrawa wręcz na desperację.
To zaś może budzić obawę, że stoimy w obliczu katastrofy, której skutkiem będzie totalny reset. Ci, którzy zeń wyjdą zwycięsko, zawdzięczać to będą zasobom, zgromadzonym przed odpaleniem kryzysu. Zasobom, kładącym fundament pod dynastie przyszłej arystokracji. Finalnie więc aktualne podziały ulegną utrwaleniu: potomkowie wynarodowionej elity zarządzać będą Polską w przyszłości, natomiast patriotyczny prekariat skazany będzie na wieczyste ubóstwo.