Konrad Rekoj: #DobraZmiana
Po burzliwych latach 90 przebieg historii każdej organizacji nacjonalistycznej lub mieniącej się narodową był taki sam. Zawsze była jedna wybrana organizacja, namaszczona przez Gazetę Wyborcza czy TVN do sprawowania władzy nad rządami dusz narodowców. Oczywiście młodzi ludzie, pod przewodnictwem chcącego szybko zbić kapitał polityczny lidera, nie byli przygotowani ani mentalnie, ani ideowo, ani intelektualnie na brzemię liderującej organizacji polskiego ruchu narodowego. W sposób obrzydliwie drastyczny byli wykorzystywani przez samozwańczych, ale co trzeba przyznać, często sprytnych liderów, kończąc na bruku naszej sceny mamrocząc półsłówka półidei lub dopinając swój polityczny żywot jak ich liderzy wpatrzeni w pieniądze i władze. Ci drudzy ideologią czy w ogóle suwerennością co najwyżej wycierali sobie mordy. Oczywiście co jakiś czas szepnęli coś o Dmowskim, nawet w przypływie radykalizmu sprzeciwiając się homoseksualizmowi czy aborcji. Ale oni już byli w innym świecie, w innej rzeczywistości i zostawiali nas samych.
Porzuceni czekaliśmy na kolejne namaszczenie przez demoliberalne media nowego ugrupowania narodowego, które dążyłoby do urzeczywistnienia nacjonalistycznych haseł. Przez młodych, narodowych polityków haseł wyśmiewanych jako sekciarskie bajdurzenie zupełnie niewspółmierne z III RP, w której przecież tak dobrze zaczęło im się żyć. Oczywiście system zaraz kogoś takiego znajdował. A to ktoś oficjalnie walczył z całym systemem, a to sobie założył koszulkę ze znakiem Związku Jaszczurczego. Dla wielu z nas, którym odbiera się codziennie nadzieję na zrealizowanie choćby promila naszych postulatów, którym codziennie wmawia się aberracje umysłową, to wystarczy. Wystarczy zagrać na naszych emocjach i już jesteśmy kupieni. Nie ma co przesadnie krytykować kolegów tak łatwo ulegających systemowym pułapkom. W końcu codziennie nabiera się na te lub podobne sztuczki ok. 38 milionów w Polsce a pewnie kilka miliardów na świecie ludzi, więc kilka setek (a niech będzie tysięcy!) w tą czy tamtą nie powinno stanowić dla nas szokującej różnicy,
Są jednak w Polsce (i na całym świecie) ludzie całkiem oderwani od rzeczywistości. To my, sekciarze żyjący w przeświadczeniu o tym, że naprawdę doczekamy kiedyś prawdziwie Wolnej Polski. To my, bezkompromisowi ideowcy traktujący rzeczywistość jako czarno-białą walkę bez odcieni szarości. Ludzie, którym kolejna moda patriotyczna na stadionach czy na bawełnie nie sprawiała radości, gdyż jej pustka i rychły koniec nastręczał nowych problemów w utrzymaniu kilku osobowych grupek rozsianych po całej Polsce. Grupek wspaniałych, bo zaczytanych w Chestertonie, Doboszyńskim, czy w Degrellu. Grupek, dla których rzeczywistość polityczna III RP nie ma żadnego znaczenia, partyzantów z dawno już wyciętego lasu, którzy jednak potrafią w zatęchłych knajpach rozmawiać o ustroju, czy gospodarce Wolnej Polski na poziomie nieosiągalnym przez demokratycznych polityków, czy telewizyjnych ekspertów. Jednocześnie grup, które były i są tak kanapowe, że aż śmieszne. Kiedyś ktoś powiedział, że większe znaczenie od tych zamkniętych w miejskich piwiarniach grup mają towarzystwa hodowców kanarków i niestety miał w tym dużo racji. Byliśmy skazani na wspaniałą, choć mocno ograniczającą role: depozytariuszy idei.
Wydaję się, że nastąpiła jednak zmiana. Albo przynajmniej jest na nią szansa. W moim przekonaniu jest nią Obóz Narodowo-Radykalny, dziś największa grupa narodowa w Polsce, która ma stosunkowo duży dostęp do mediów, której członkowie przeżyli już i wzloty wielkich manifestacji i upadki pragmatyzmu politycznego. Nie ma co ukrywać, i dla systemowych mediów i dla szarego Kowalskiego, to właśnie oni są reprezentantami idei, a dla nacjonalizmu pierwszy raz od dawna pojawia się szansa by byli również jego prawdziwymi nośnikami. Dotychczas wszystkie grupy na ich miejscu zaraz stawały się też zdrajcami. Trzeba nazwać to po imieniu. Zdradzano nas tyle razy, że przestaliśmy interesować się narodowym marginesem parlamentarnym, lub mającym takie ambicje. Kupienie tamtych grup nie nastręczało żadnych problemów systemowi. Wystarczyło tylko zagrać na ambicjach zakompleksionych chłopców.
Uważam, że pierwszy raz jednak jest szansa, by idea wykuta w wyżej wymienionych barach, odkurzana z źródeł, do których wspomniany Kowalski nigdy nie będzie miał szans dojść w końcu będzie miała reprezentacje w partii masowej. Nie jest moim celem wystawianie jakiejś laurki ONR. Dostrzegałem i zawsze będę dostrzegał ideowe błędy. Gdy pieprzyli o patriotyzmie Lecha Kaczyńskiego i płakali po jego śmierci chwytałem się za głowę. Gdy przybijali piątkę z ludźmi bez honoru na Marszu Niepodległości spisywałem ich na straty. A jednak bardzo możliwe, że się myliłem. Po nieudanym romansie w ramach Ruchu Narodowego, wydaje się, że ONR ustawił swoje priorytety na nacjonalizm. Symptomy do tego widać było od dawna, a dziś najlepiej pokazuje to wywiad z ich Kierownikiem Głównym, Aleksandrem Krejckantem.
W wywiadzie tym nie znalazłem powtarzanych od lat przez „narodowych liderów” potrzeby walki z lewicą o prawicową Polskę. Nie znalazłem tam wiernopoddańczości żadnego z imperium jak to zawsze wcześniej bywało. Nie znalazłem strachu przed własnymi poglądami, własną przeszłością, ani własnymi ludźmi. Znalazłem za to naprawdę dobry wywiad, intelektualną (może nawet przeintelektualizowaną) narodowo radykalną ucztę. Mówienie o prawdziwym nacjonalizmie bez kompleksów, o własności prywatnej, o ustroju i kwestiach społecznych, a także bez mizdrzenia się pod przyszłe wybory i próby znalezienia siebie na demokratycznej palecie wyborczej. Jeżeli to jest szef organizacji mającej ambicje być liderem ruchu nacjonalistycznego w Polsce to trzeba sobie powiedzieć w końcu, że jednak jest jakaś dobra zmiana. Że nie tylko my, ludzie chorzy na nacjonalizm nie chcemy go karykaturalizować na kształt demokratyczny. Że dystrybucjonizm, ustrój gwarantujący suwerenność narodu, prymat ducha nad materializmem – słowem czysty nacjonalizm bez szowinizmu i kurewstwa, co można dostrzec w w.w. wywiadzie.
Gdy skończy się patriotyczna fala na stadionach (już niedługo), gdy skończy się bawełniany patriotyzm na ulicach (jeszcze szybciej) to może jednak zostanie coś wartościowego po tym na naszej scenie? Może my jesteśmy w stanie wytworzyć jednak prawdziwy ruch nacjonalistyczny bez kompleksów i śmiesznych liderów. Bez doradztwa „prawicowców” i naleciałości miliona ideologii. Bez parcia na wybory parlamentarne za wszelką cenę byleby „coś znaczyć”. Nie będzie mi zupełnie przeszkadzać – wierzę, że moim nacjonalistycznym przyjaciołom również – jeśli pałeczkę lidera takiego ruchu weźmie ONR i Krejckant. Bylebyście nas nie zdradzili jak wszyscy wasi poprzednicy. Najważniejsza jest idea – depozytariuszy ona już ma. Fajnie, gdyby znalazła swoich nośników!