3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Edward Feser: Jan Paweł II w obronie narodu i patriotyzmu

W rozdziałach 11-15 swojej ostatniej książki „Pamięć i Tożsamość”, Papież św. Jan Paweł II udziela jasnego wyjaśnienia idei narodu jako naturalnej instytucji społecznej oraz cnoty patriotyzmu, tak jak były one rozumiane w tradycyjnej teorii naturalnego prawa i katolickiej teologii moralnej. Istotność tych kwestii dla współczesnych kontrowersji staje się oczywista.

Czym jest naród i czym jest patriotyzm? Jan Paweł II zaczyna od zauważenia związku między narodem a rodziną, gdzie ten pierwszy jest w pewnym sensie rozszerzeniem tego drugiego:

Łacińskie słowo patria wiąże się z ideą i rzeczywistością „ojca” (pater). Ojczyzna może w pewnym sensie być utożsamiana z dziedzictwem – czyli całością dóbr przekazanych nam przez przodków… Nasza ojczyzna to zatem dziedzictwo i jednocześnie całe dziedzictwo pochodzące z tego dziedzictwa. Odnosi się to do ziemi, terytorium, ale co ważniejsze, pojęcie patrii obejmuje wartości i treść duchową, które tworzą kulturę danego narodu. (s. 60)

Jak wyraźnie wynika z ostatniego stwierdzenia, więzy krwi są mniej istotne niż te kulturowe. W rzeczywistości, naród może składać się z wielu etniczności. Papież odnosząc się do swojej ojczyzny Polski zauważa, że „pod względem etnicznym, być może najważniejszym wydarzeniem dla powstania narodu było połączenie dwóch wielkich plemion”, a mimo to inne ludy również wspólnie tworzyły „naród polski” (s. 77). To wspólne dziedzictwo kulturowe, zwłaszcza wspólna religia, ukształtowały te różnorodne etniczności w naród:

Kiedy mówimy o chrzcie Polski, nie odnosimy się tylko do sakramentu inicjacji chrześcijańskiej otrzymanej przez pierwszego historycznego władcę Polski, ale także do wydarzenia, które było decydujące dla narodzin narodu i kształtowania jego chrześcijańskiej tożsamości. W tym sensie data chrztu Polski jest punktem zwrotnym. Polska jako naród wyłania się z prehistorii w tym momencie i zaczyna istnieć w historii. (s. 77)

Że wspólne dziedzictwo kulturowe jest kluczem do zrozumienia narodu, to temat, który Jan Paweł II wielokrotnie podkreśla w całej książce. Mówi, że „każdy naród czerpie życie z dzieł własnej kultury” (s. 83), oraz że:

Naród to w istocie wielka wspólnota ludzi zjednoczonych różnymi więzami, ale przede wszystkim kulturą. Naród istnieje 'przez’ kulturę i 'dla’ kultury, a zatem jest wielkim edukatorem ludzi, aby ci mogli 'być więcej’ w wspólnocie…

Jestem synem narodu, który… zachował swoją tożsamość i utrzymał, pomimo rozbiórów i obcych okupacji, swoją suwerenność narodową, nie polegając na zasobach siły fizycznej, ale wyłącznie na swojej kulturze. Ta kultura okazała się w tych okolicznościach silniejsza niż wszystkie inne siły. To, co tutaj mówię o prawie narodu do podstawy swojej kultury i swojej przyszłości, nie jest więc echem jakiegokolwiek 'nacjonalizmu’, ale zawsze chodzi o stabilny element ludzkiego doświadczenia i humanistyczną perspektywę rozwoju człowieka. Istnieje fundamentalna suwerenność społeczeństwa, która objawia się w kulturze narodu. (s. 85)

Oprócz wspólnych wartości i religii, Jan Paweł II identyfikuje wspólną historię jako kolejny istotny element kultury identyfikującej naród:

Podobnie jak jednostki, narody są obdarzone pamięcią historyczną… I historie narodów, zmaterializowane i zapisane na piśmie, są jednymi z istotnych elementów kultury – elementem, który określa tożsamość narodu w wymiarze czasowym. (s. 73-74)

Papież zauważa, że obywatele nowoczesnych państw Europy Zachodniej często mają „zastrzeżenia” wobec pojęcia „tożsamość narodowa wyrażona przez kulturę”, a nawet „doszli do etapu, który można by określić jako 'post-tożsamość'” (s. 86). Istnieje „rozpowszechniona tendencja do dążenia do struktur ponadnarodowych, nawet międzynarodowych”, gdzie „małe narody… pozwalają się wchłonąć przez większe struktury polityczne” (s. 66). Jednak zniknięcie narodu byłoby sprzeczne z naturalnym porządkiem rzeczy:

Ale wciąż wydaje się, że naród i ojczyzna, podobnie jak rodzina, są trwałymi rzeczywistościami. W tym kontekście nauka społeczna Kościoła katolickiego mówi o „naturalnych” społeczeństwach, wskazując, że zarówno rodzina, jak i naród mają szczególną więź z ludzką naturą, która ma wymiar społeczny. Kształtowanie się każdego społeczeństwa zachodzi w rodzinie: tego nie można kwestionować. Podobnie można powiedzieć o narodzie. (s. 67)

I ponownie:

Termin „naród” oznacza społeczność opartą na danym terytorium i odróżnioną od innych narodów przez swoją kulturę. Nauka społeczna Kościoła katolickiego twierdzi, że rodzina i naród to obie społeczności naturalne, nie wynikające jedynie z konwencji. Dlatego w historii ludzkości nie mogą być zastąpione niczym innym. Na przykład naród nie może być zastąpiony przez Państwo, chociaż naród naturalnie dąży do ustanowienia się jako Państwo… Jeszcze mniej możliwe jest utożsamianie narodu z tzw. społeczeństwem demokratycznym, ponieważ mamy tu do czynienia z dwoma odrębnymi, chociaż związany, porządkami. Społeczeństwo demokratyczne jest bliższe Państwu niż narodowi. Jednak naród jest ziemią, na której rodzi się Państwo. (s. 69-70)

Jak wskazuje ostatni punkt o państwie i demokracji, naród nie może być definiowany ani zastąpiony ani instytucjami rządowymi i ich prawnymi uregulowaniami i politykami, ani zbiorem postaw poszczególnych obywateli. Jest to coś głębszego i zakładającego oba te elementy. Dopiero gdy naród, określony przez swoją kulturę, już istnieje, może powstać państwo. Dlatego błąd polega na myśleniu, że jeśli wspólne kulturowe więzi, które definiują naród, znikną, naród nadal można utrzymać za pomocą narzuconej z góry polityki lub decyzji większości. Ludzie muszą być zjednoczeni wspólnymi kulturowymi więzami, zanim zaczną postrzegać zarówno politykę rządową, jak i wolę większości za legitymację. (Czytelnicy zaznajomieni z twórczością Rogera Scrutona zauważą analogie i jak głęboko konserwatywne jest rozumienie narodu przez Jana Pawła II.)

Teraz, jako naturalna instytucja, naród, podobnie jak rodzina, jest niezbędny dla naszego dobrostanu. I tak, jak w przypadku rodziny, oznacza to moralny obowiązek lojalności i obrony swojego narodu – z dokładnie takich samych powodów, dla których ma się obowiązek lojalności i obrony swojej rodziny:

Jeśli zapytamy, gdzie patriotyzm znajduje się w Dekalogu, odpowiedź przychodzi bez wahania: jest objęty czwartym przykazaniem, które zobowiązuje nas do czci ojca i matki. Zawiera się w ramach łacińskiego słowa pietas, które podkreśla wymiar religijny szacunku i czci należnego rodzicom…

Patriotyzm to miłość do wszystkiego, co związane z naszą ojczyzną: jej historią, tradycjami, językiem, cechami naturalnymi. To miłość, która obejmuje także dzieła naszych rodaków i owoce ich geniuszu. Każde niebezpieczeństwo zagrażające ogólnemu dobru naszej ojczyzny staje się okazją do wykazania tej miłości. (s. 65-66)

Wśród zagrożeń dla narodu wymienia przeciwstawne błędy ekonomiczne egalitarnego statyzmu i liberalnego indywidualizmu, które zagrażają zniszczeniem wspólnej kultury, która definiuje naród – w jednym przypadku od góry, a w drugim od dołu. Papież pisze:

[M]usimy zadać sobie pytanie, jak najlepiej szanować właściwy związek między ekonomią a kulturą, nie niszcząc tego większego dobra ludzkiego dla zysku, w posłuszeństwie przytłaczającej siły jednostronnych sił rynkowych. Właściwie ma to niewielkie znaczenie, czy taki rodzaj tyranii narzuca marksistowski totalitaryzm, czy zachodni liberalizm. (s. 83-84)

Jeśli liberalny indywidualizm jest błędem, który nie okazuje wystarczającego szacunku dla narodu, istnieje oczywiście przeciwny błąd skrajny, który polega na nadmiernym szacunku dla narodu – mianowicie nacjonalizmie. Patriotyzm, właściwie rozumiany, stanowi złoty środek między tymi skrajnościami:

Podczas gdy nacjonalizm polega na uznawaniu i dążeniu do dobra tylko własnego narodu, bez względu na prawa innych, patriotyzm z drugiej strony to miłość do swojej ojczyzny, która przyznaje wszystkim innym narodom prawa równe tym, które przysługują własnemu narodowi. (s. 67)

Jan Paweł II jasno stwierdził, że lekarstwem na nacjonalizm nie jest pójście na przeciwny skraj (czy to w imieniu indywidualizmu, internacjonalizmu, czy czegokolwiek innego), ale raczej nalegać na trzeźwe złoty środek:

Jak możemy uchronić się przed takim niebezpieczeństwem? Uważam, że właściwą drogą jest patriotyzm… Patriotyzm, innymi słowy, prowadzi do właściwie uporządkowanej miłości społecznej. (s. 67)

Teraz zauważmy kilka rzeczy o tych uwagach i ich implikacjach. Po pierwsze, jak już powiedziałem, to, co wyrażał tutaj zmarły papież, nie jest jedynie jego osobistą opinią, ale tradycyjną filozofią polityczną prawa naturalnego i nauczaniem moralnym katolickim – takim, które było dobrze znane komuś ukształtowanemu w filozofii i teologii tomistycznej na początku XX wieku, jakim był Jan Paweł II.

Zwróćmy teraz uwagę na kilka rzeczy dotyczących tych uwag i ich implikacji. Po pierwsze, jak już wspomniałem, to, co wyrażał zmarły papież, nie jest jedynie jego osobistą opinią, ale tradycyjną filozofią polityczną prawa naturalnego i katolickim nauczaniem moralnym – rodzajem rzeczy, które byłyby dobrze znane komuś ukształtowanemu w tomistycznej filozofii i teologii na początku XX wieku, tak jak Jan Paweł II.

Po drugie, nauczanie Jana Pawła II sugeruje, że ci, którzy starają się zachować wspólną kulturę swojego narodu i z tego powodu są zaniepokojeni trendami, które mogą radykalnie zmienić jego skład religijny lub podważyć jego wspólny język i szacunek dla jego historii, po prostu podążają za naturalnym i zdrowym ludzkim impulsem i rzeczywiście podążają za implikacjami czwartego przykazania. Nie ma koniecznego związku między taką postawą a rasizmem, nienawiścią do imigrantów, religijną bigoterią itp.

Oczywiście osoba, która dąży do zachowania kultury swojego narodu, może być również rasistą, ksenofobem lub bigotem. Chodzi jednak o to, że nie musi nim być, a nawet błędem jest zakładanie, że nim jest, ponieważ szczególna miłość do własnego narodu i chęć zachowania jego kultury jest naturalną ludzką tendencją, a zatem można ją znaleźć nawet u osób, które nie mają rasistowskich, ksenofobicznych lub bigoteryjnych postaw. W rzeczy samej, jest to nawet moralnie cnotliwe.

Nie trzeba dodawać, że istnieje również moralna potrzeba zrównoważenia tego patriotyzmu z przyjazną postawą wobec imigrantów, z poszanowaniem praw mniejszości religijnych i tak dalej. Chodzi jednak o to, że wszystkie te rzeczy muszą być zrównoważone. Zbyt wielu współczesnych katolików, w tym niektórzy kościelni, ma tendencję do podkreślania tylko tego drugiego, ignorując pierwsze. Mają tendencję do kupowania lewicowej narracji, zgodnie z którą obecna fala populistycznych i patriotycznych nastrojów w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej jest jedynie wyrazem rasizmu i ksenofobii. Jest to głęboko niesprawiedliwe, sprzeczne z nauczaniem katolickim i politycznie niebezpieczne. Jest to niesprawiedliwe i sprzeczne z nauczaniem katolickim, ponieważ zarówno prawo naturalne, jak i tradycyjna teologia moralna potwierdzają, że pragnienie zachowania własnego narodu i jego kultury jest naturalnym ludzkim uczuciem i jest moralnie godne pochwały. Jest to niebezpieczne, ponieważ gdy władze rządzące nie szanują i nie biorą pod uwagę tych naturalnych i przyzwoitych ludzkich uczuć, raczej zachęcają do nacjonalistycznej przesady, niż jej zapobiegają.

(Prezydent Trump słynnie nazywał siebie „nacjonalistą”, co jest niefortunne, biorąc pod uwagę konotacje tego terminu. Jednak z jego przemówienia wygłoszonego w 2019 r. na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych wydaje się jasne, że ma on na myśli obronę instytucji narodu przed tymi, którzy chcieliby ją rozwiązać w imię globalizmu, otwartych granic itp. Co więcej, wyraźnie potwierdził prawo każdego narodu do zachowania siebie i swojej suwerenności, a także prawo każdego człowieka do szczególnej patriotycznej miłości i preferencji dla własnego kraju. Wielokrotnie wzywał również Stany Zjednoczone do powstrzymania się od interweniowania w sprawy innych narodów. Jest więc oczywiste, że tak naprawdę zamierza on promować patriotyzm w znaczeniu opisanym powyżej, a nie jakiś rodzaj amerykańskiego nacjonalizmu).

Obecne kontrowersje dotyczące nielegalnej imigracji muszą być rozumiane w świetle tych zasad. W orędziu na Światowy Dzień Migracji w 1996 r. Jan Paweł II podkreślił potrzebę przyjmowania migrantów, brania pod uwagę niebezpiecznych okoliczności, z których czasami uciekają, unikania wszelkich rasistowskich i ksenofobicznych postaw itp. Jednocześnie przyznał, że „migracja nabiera cech zagrożenia społecznego, przede wszystkim z powodu wzrostu liczby nielegalnych migrantów” (podkreślenie w oryginale), a problem jest „delikatny i złożony”. Potwierdził, że „należy zapobiegać nielegalnej imigracji” i że jednym z powodów, dla których jest ona problematyczna, jest to, że „podaż zagranicznej siły roboczej staje się nadmierna w porównaniu z potrzebami gospodarki, która już ma trudności z absorpcją pracowników domowych”. Stwierdził również, że w niektórych przypadkach może być konieczne doradzenie migrantom, aby „szukali akceptacji w innych krajach lub wrócili do swojego kraju”.

Katechizm ogłoszony przez papieża Jana Pawła II naucza, że:

Narody bardziej zamożne są zobowiązane, w miarę swych możliwości, przyjąć cudzoziemca poszukującego bezpieczeństwa i środków do życia, których nie może znaleźć w kraju swego pochodzenia. Władze publiczne powinny czuwać nad poszanowaniem naturalnego prawa, zgodnie z którym gość znajduje się pod ochroną tych, którzy go przyjmują.

Władze polityczne, ze względu na dobro wspólne, za które są odpowiedzialne, mogą uzależnić korzystanie z prawa do imigracji od różnych warunków prawnych, w szczególności w odniesieniu do obowiązków imigrantów wobec kraju ich adopcji. Imigranci są zobowiązani do poszanowania z wdzięcznością materialnego i duchowego dziedzictwa kraju, który ich przyjmuje, do przestrzegania jego praw i do pomocy w ponoszeniu ciężarów obywatelskich. (Wytłuszczenie dodane)

Koniec cytatu. Należy zauważyć, że Katechizm naucza, że imigranci mają obowiązek szanować prawa i „duchowe dziedzictwo” narodu, do którego chcą wjechać, a władze polityczne mogą ograniczać imigrację, aby chronić „wspólne dobro” narodu, którym rządzą.

W związku z tym w nauczaniu katolickim nie ma podstaw dla stanowiska otwartych granic lub stanowiska, że ci, którzy starają się chronić wspólną kulturę i interesy gospodarcze swojego narodu, powinni zostać odrzuceni jako rasiści i ksenofobi. Wręcz przeciwnie, katolickie nauczanie wyraźnie wyklucza takie stanowiska.

Z nauczania Jana Pawła II płynie jeszcze jedna implikacja. Nie chodzi tylko o to, że posiadanie szczególnej miłości do własnego narodu i jego kultury jest naturalne i cnotliwe. Chodzi o to, że jej brak jest złem – pogwałceniem czwartego przykazania.

Oczywiście każdy naród ma swoje wady i aspekty swojej historii, których należy się wstydzić. Na przykład Niemcy mają rację, odrzucając nazistowski okres swojej historii, a Amerykanie mają rację, odrzucając niewolnictwo i segregację. Istnieje jednak mentalność dominująca na współczesnym Zachodzie, która wykracza daleko poza to – która nalega na dostrzeganie jedynie zła we własnym narodzie, jego kulturze i historii. Jest to mentalność czasami nazywana oikofobią – nienawiść do własnego „domu” (oikos), w sensie własnego narodu. Widzimy tę mentalność u ludzi Zachodu, którzy krzykliwie i nieustannie potępiają swoją cywilizację jako nieodwracalnie rasistowską, kolonialistyczną itp., bagatelizując lub zaprzeczając jej zaletom i porównując ją niekorzystnie do innych kultur – tak jakby kultura zachodnia była w jakiś sposób bardziej podatna na takie wady niż inne kultury i jakby nie wniosła ogromnego wkładu w dobro świata (oba te założenia są absurdalne).

Ojkofobia jest złem. Jest to duchowa trucizna, która szkodzi zarówno tym, którzy są na nią podatni (w zakresie, w jakim czyni ich zgorzkniałymi, niewdzięcznymi itp.), jak i porządkowi społecznemu, którego są częścią (w zakresie, w jakim podważa miłość i lojalność, jaką obywatele muszą mieć wobec swojego narodu, jeśli ma on przetrwać). Jest to analogiczne do zła nienawiści i podkopywania własnej rodziny. Jest to pogwałcenie czwartego przykazania.

Oikofob postrzega swoją postawę jako remedium na nacjonalizm, ale w rzeczywistości jest po prostu winny popadnięcia w błąd, który jest przeciwną skrajnością niż nacjonalista. Co więcej, nieumyślnie promuje nacjonalizm, ponieważ istoty ludzkie mają tendencję do przesadnego reagowania na jedną skrajność, posuwając się zbyt daleko w drugim kierunku. Nacjonalizm musi powstać właśnie jako nadmierna reakcja na oikofobię. Ci, którzy obecnie reagują na to, co postrzegają jako odradzający się nacjonalizm, podwajając oikofobię – naciskając na otwarte granice, bezkrytycznie potępiając swoich przeciwników jako rasistów i ksenofobów itp. – zwiększają, a nie zmniejszają prawdopodobieństwo prawdziwego nacjonalistycznego sprzeciwu. Jedynym prawdziwym lekarstwem na zło nacjonalizmu i oikofobii jest, jak nauczał Jan Paweł II, trzeźwy patriotyzm.

To nie przypadek, że osoby podatne na oikofobię są zwykle dokładnie tymi samymi ludźmi, którzy chcą popchnąć dalej rewolucję seksualną, feminizm oraz zniszczenie tradycyjnej rodziny i tradycyjnych ról płciowych, które się z tym wiążą. U podstaw wszystkich tych postaw leży ta sama liberalna trucizna indywidualizmu. Jak powiedział św. Jan Paweł II, „patria jest związana z ideą i rzeczywistością 'ojca’ (pater)”. Nienawiść do męskości oraz do ojcowskiego autorytetu i obowiązków, które są jego spełnieniem, nienawiść do tradycyjnej rodziny i do moralności seksualnej, która ją chroni, oraz nienawiść do ojczyzny, są ostatecznie tym samym. A pod nimi wszystkimi czai się głębsza nienawiść do innego, niebiańskiego Ojca.

Źródło: https://edwardfeser.blogspot.com/2019/10/john-paul-ii-in-defense-of-nation-and.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *