3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Michał Wojtkowiak: Bóg i Dziewica

Niezłomność

Jeżeli przyszłoby wymienić jedną wspólną cechę wszystkich świętych, pomijając ich żarliwą wiarę, byłaby to niezłomność. Święci od początku dziejów różnili się diametralnie w swojej wędrówce ku Bogu, a jednocześnie wszystkie drogi prowadziły ich do Rzymu, do prawdziwej katolickiej wiary. Podążając odmiennymi ścieżkami, zawsze byli absolutnie bezkompromisowi w swoich działaniach; nie baczyli na otoczenie, na pokusy rezygnacji ze swojej wiary ani na życie doczesne. Nie znali kompromisu i pragmatyzmu; im bardziej byli do nich nakłaniani, tym bardziej wiedzieli, że muszą podążać pod wiatr szalejących herezji, wrogów, a także systemu.
Wspaniałym przykładem takiej postawy jest św. Joanna d’Arc – choć wyśmiewana, opluwana, wzgardzona, nigdy nie straciła z oczu swojego życiowego celu. Jej życie to również koronny przykład połączenia starań o wyzwolenie swojej Ojczyzny – Francji – z miłością do Boga; to także dowód na to, że nie jest możliwe odrębne rozpatrywanie tych dwóch najważniejszych dla człowieka wartości.

Wiara

Był rok 1429, kiedy doszło do spotkania owej nastoletniej, nieco ekscentrycznej dziewczyny z delfinem Karolem. Francja chyliła się ku upadkowi, zwycięstwo Anglików w wojnie stuletniej było niemal przesądzone. W koteriach skupionych wokół słabego z charakteru i ducha delfina, ubiegającego się o koronę króla Francji, doradcy prowadzili sprzedajne negocjacje z Anglikami; nie słuchali przełożonych, nie wierzyli w wolną Ojczyznę. Ich postawy były całkowitym przeciwieństwem wizji francuskiego zwycięstwa, doświadczanych przez pewną wiejską dziewczynę. Była nią Joanna d’Arc, która dzięki własnemu uporowi i bezczelności dostała szansę rozmowy z delfinem. Nie było końca kpinom i drwinom z Dziewicy twierdzącej, iż słyszy Boże Głosy, pozbawionej przy tym jakiejkolwiek ogłady, dyplomacji i znajomości polityki, wszystkich cech niezbędnych w życiu dworskim.
Pewność swojego posłannictwa, przekonanie o boskości słyszanych Głosów, pogarda dla tchórzy i politykierów mieszały się w postawie Dziewicy Orleańskiej z wielką miłością dla prostego ludu, skromnością i pokorą. Gdy dzięki podpowiedziom Świętych Joanna przekonała do siebie delfina, wielu spośród dworskich osobistości, w których jeszcze nie umarła nadzieja na francuskie odrodzenie, najnowsze militarne plany władz Ojczyzny wydawały się całkowitym absurdem. Na czele resztek wojsk francuskich miała bowiem stanąć osoba bez jakiegokolwiek przygotowania wojskowego – Joanna, która w otoczeniu dworskim i żołnierskim była niczym istota z innego świata.
Pomimo późniejszych trudów wojennych Dziewica Orleańska nigdy nie zapominała o Bogu. Msza Święta była obowiązkiem dla walczących każdego dnia. Joanna zawsze upominała bluźnierców i grzeszników, nigdy nie zapominała o stronie wroga, którą starała się ostrzegać przed potępieniem. Po bitwach nieraz opłakiwała dusze poległych angielskich łuczników. Nieraz widziano Joannę modlącą się godzinami, jakby nie był jej potrzebny odpoczynek po ciężkich bojach. Opiekę nad nią sprawowali: św. Michał Archanioł, św. Katarzyna i św. Małgorzata. To ich Głosy doprowadziły do niesamowitych wydarzeń kolejnych miesięcy.

Walka

Dumni rycerze francuscy nadal nie chcieli słuchać nowego dowódcy. Część z nich próbowała działać wbrew rozkazom. W międzyczasie po całym kraju rozeszła się już wieść o Dziewicy Orleańskiej, którą prosty lud uznał za ostatnią nadzieję na wolność Francji, jednocześnie odzyskując wiarę i obdarzając Joannę niemalże ekstatyczną miłością. Gdy Dziewica wkraczała do Orleanu na białym koniu, z chorągwią w dłoni i w towarzystwie najlepszych ówczesnych mężów we Francji, lud orleański oszalał z radości, jakby już został wybawiony z angielskiego oblężenia.
Ocalenie Orleanu było zasługą jedynie Joanny. Nie istniała absolutnie żadna możliwość, by ktoś obronił ten fort po przegranych w Saint Loup i Saint Augustin. W obu przypadkach Joanna ratowała swój kraj w ostatniej chwili. W Saint Loup jeden ze szlachetnych mężów francuskich, de Dunois, wyruszył na wroga bez uprzedzenia głównodowodzącej wojskami. Dziewicę Orleańską obudziły w środku nocy Głosy. Krzyknęła: „Anglicy przelewają francuską krew! Moja zbroja! Moja chorągiew!”, i ruszyła na ratunek przygotowującym się do odwrotu wojskom. Wobec odwagi i niezłomności Joanny rycerze momentalnie zapomnieli, czym jest nieuchronność porażki. Po tym pierwszym wielkim zwycięstwie Joanna powiedziała tylko: „Wszyscy muszą udać się do spowiedzi, potem podziękujemy Bogu za zwycięstwo!”.
Walki w forcie Saint Augustin były znacznie trudniejsze. Anglicy urządzili zasadzkę i wiele ataków wojsk francuskich zostało odpartych. Gdy wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna, Joanna ponownie ruszyła do natarcia. Francuzi mniemając, że ich przywódczyni idzie na pewną śmierć, nie mogli się z tym pogodzić. Podążyli więc za nią z takim zacięciem bojowym, że zdobyli kolejny fort.
Po tych zwycięstwach nie tylko Orlean, ale i cała Francja wykrzykiwała: „Bóg i Dziewica!”. Był to okrzyk, na dźwięk którego każdy Francuz chwytał za broń i ruszał na wroga. Obywatele kraju nad Loarą nie bronili słabego króla, nie walczyli w interesie francuskich możnych, lecz dla Boga i Dziewicy.

Po zwycięstwach Joanny możni ponownie spróbowali się jej sprzeciwić, postanawiając poczekać kilka dni na następną bitwę. Wiedzieli bowiem, że bez względu na ich decyzje Dziewica Orleańska ruszy do ataku, mając za sobą praktycznie każdego, gdyż nikt nie śmiał sprzeciwić się jej niezłomnej woli. Strażnik Bramy Burgundzkiej, który otrzymał rozkaz niewypuszczania przez wrota nikogo, a szczególnie Joanny, nie potrafił jej odmówić wydania klucza. Mer miasta, de Gaucourt, nie był w stanie – znając charyzmę Joanny – ukarać podwładnego za złamanie rozkazu. Niebawem zresztą ujrzał, jak ów strażnik wymyka się za bramę, aby dołączyć do reszty wojska Joanny. Tak samo musieli uczynić możni, wśród których nie brakowało osób bardzo przychylnych Dziewicy.
W kolejnym z szaleńczych ataków Dziewica Orleańska wdrapywała się na drabinę, aby przekroczyć mury Tourelles. Oczywiście jako dowódca nie powinna tego robić, ale wydaje się, że nikt nie byłby w stanie jej powstrzymać. W tym momencie została ranna, wpadając do fosy. Poruszenie wśród Francuzów było tak duże, że nie myśleli już o zdobyciu fortu, lecz o ratowaniu Dziewicy. Po udanej akcji ratunkowej ranna Joanna wróciła do Orleanu, a ludzie pierwszy raz dostrzegli kruchą, czysto ludzką kondycję Dziewicy. Bitwa toczyła się nadal, zaś Joanna w bezpiecznym schronieniu powoli odzyskiwała świadomość. Sama wyciągnęła strzałę, która w niej tkwiła, i poszła się modlić. Wszyscy, którzy to widzieli, nie mogli uwierzyć, jak drobna dziewczyna może być tak wytrzymała. Po chwili z rozmyślań wyrwał ich głos Joanny: „Mój koń! Mój sztandar! Ten dzień należy do nas! Ruszajmy!”. Gdy angielscy żołnierze zobaczyli pędzącą na koniu dowódczynię wojsk francuskich, nie mogli wyjść z podziwu, ale i obawy. Uznano taką walkę za starcie ludzi z demonami, twierdząc, że Joanna na pewno nie jest człowiekiem. W wyniku błyskawicznej akcji zbrojnej zdobyto dom bramny Tourelles, broniony przez słynnego Glasdale’a.
Nazajutrz po ataku Anglicy obserwowali Francuzów, którzy tłumnie uczestniczyli w Mszy Świętej. Słysząc śpiew w imię Jezusa Chrystusa, wojska angielskie całkowicie straciły chęć do walki, zdając sobie sprawę, iż wcale nie walczą z czarownicą, jak próbowano im przedstawić Joannę. Po chwili nastąpił odwrót Anglików. Francja była wolna, a misja Joanny w połowie wypełniona. Kolejną częścią jej posłannictwa było doprowadzenie do objęcia przez delfina władzy w kraju nad Loarą.

Koronacja

Dziewica Orleańska postanowiła zrobić wszystko, by delfin wstąpił na tron. Według Głosów zostało jej niewiele ponad rok życia, a doradcy przyszłego króla raczej proponowali ugodę z Anglikami niż pośpiech w związku z koronacją. Po drodze do Reims, gdzie miała odbyć się koronacja delfina Karola, wiele miast odmawiało posłuszeństwa przyszłemu królowi, nie wierząc, że sytuacja potoczy się tak, jakby tego chcieli francuscy patrioci. Obawiając się zemsty Anglików, Francuzi zamykali bramy przed delfinem. To obrazuje, w jakim rozkładzie moralnym i patriotycznym byli rodacy Dziewicy, a zarazem jak bardzo duch Joanny, jej żarliwa wiara i wola walki za Ojczyznę była potrzebna Francji. Tuż pod Reims również rajca tego miasta chciał zamknąć bramę przed francuską armią. Przeciwko niemu zbuntowali się jednak mieszkańcy i milicja, dzięki czemu nie było już żadnych przeciwwskazań do koronacji.
Tysiąc lat przed tym wydarzeniem św. Remigiusz koronował Chlodwiga – pierwszego króla Francji. Święta Joanna pochodziła zaś z wioski Domremy, która została założona właśnie na cześć tego świętego. Skromna wieśniaczka, choć już z tytułem szlacheckim, była traktowana tak, jakby to ona była koronowana, a nie delfin. Ona jednak skromnie i pokornie pogrążyła się w modlitwie, a podczas uroczystości chciała być jak najbardziej z boku.
Jakiś czas później tłum mógł głośno zakrzyczeć: „Niech żyje Król Karol VII! Niech żyje Francja!”. Misja Joanny d’Arc została zakończona, a jej kraj uratowany od zagłady.

Śmierć

Dziewica Orleańska oddała życie w podobnym stylu, w jakim je prowadziła: dumnie, a przede wszystkim niezłomnie i bezkompromisowo. Przez cały okres pojmania i przesłuchań pokazała – jak każdy święty – zarówno ludzką stronę swojej świadomości, czyli wątpliwości i duchowy upadek, ale również, gdy wróg już szykował się do jej ostatecznego złamania, nadludzką siłę woli, ducha i wiary. Joanna w sposób niezwykle błyskotliwy składała dowody swojej żarliwej wiary katolickiej wobec angielskich duchownych, którzy próbowali udowodnić herezje Dziewicy.
W ręce Anglików Joanna trafiła z powodów, których całe życie szczerze nienawidziła: pieniędzy, układów, politykierstwa i woli kompromisu. Przed sądzącym ją trybunałem poczynała sobie coraz śmielej, ostrzegając zebranych przed czekającą ich karą i nawołując do nawrócenia oraz uznania nowego króla Francji. Spokój ducha Dziewica osiągnęła, gdy usłyszała Głos: „Przyjmuj wszystko z pogodą ducha. Nie uchylaj się od swego męczeństwa, gdyż przez nie prowadzi droga do Raju”. Od tego czasu nie było już możliwe żadne załamanie jej ducha. Joanna z uśmiechem i pokorą oczekiwała na śmierć. Gdy kilka dni później była prowadzona na stos, widać było nienawiść, szaleństwo Anglików, żądnych krwi tej, przez którą utracili bogactwa we Francji. W momencie rozpalenia ognia, gdy chwilę później jej ciało zaczęło skwierczeć, Dziewica Orleańska wzywała swoich opiekunów: św. Katarzynę, św. Małgorzatę i św. Michała Archanioła oraz na koniec samego Jezusa Chrystusa. Jeszcze chwilę wcześniej Anglicy, zgromadzeni tego dnia wokół stosu w Rouen – mieście zgładzenia Joanny – nie ustawali w okrzykach, pluciu i szydzeniu z francuskiej wieśniaczki. Nie minęło jednak kilkanaście sekund, a wszyscy w milczeniu płakali. Nie wiadomo, co spowodowało taką zmianę w zachowaniu oskarżycieli, jednak nawet sekretarz króla John Tressart krzyknął: „Jesteśmy zgubieni, spaliliśmy świętą!”. Człowiek, który rozpalał stos, kat Rouen, płacząc powtarzał: „Spaliłem świętą. Bóg nigdy mi tego nie wybaczy”. Biskupi, którzy uczestniczyli w tym procederze, w szybkim tempie poumierali, co nie zmienia faktu, że udział przedstawicieli Kościoła katolickiego w procesie Joanny i ich zgoda na skazanie świętej na śmierć kładą się cieniem na pięknych dziejach Kościoła Rzymskiego.

Francja!

Nie ma wątpliwości, że bez św. Joanny Francja nie byłaby taka sama; są nawet tacy, którzy twierdzą, że nie przetrwałaby wojny stuletniej i ostatecznie zmazana byłaby z mapy świata. Czasami w historii narodów pojawia się niezwykły człowiek – święty, który ratuje swój kraj. Potwierdza tym samym, że poszczególne narody cywilizacji łacińskiej muszą być połączone z katolicyzmem w sposób absolutnie nierozerwalny, gdyż tylko w relacji z religią można w pełni realizować łaciński model cywilizacyjny.
Tymczasem współcześnie kraj Joanny d’Arc to najbardziej zlaicyzowane państwo Europy, ojczyzna Wielkiej Rewolucji, podczas której postanowiono ściąć głowę nie tylko królowi, ale i Bogu. To kraj, który właśnie dziś potrzebuje jednostek, grup, które jak św. Joanna pociągną za sobą Naród i odwrócą – wydawałoby się, że już niezmienne – drogi historii. Gdy to nastąpi, nie tylko w interesie Francuzów, ale całego świata, będzie można podnieść oręż do walki i krzyknąć raz jeszcze: „Bóg i Dziewica!”.

2 thoughts on “Michał Wojtkowiak: Bóg i Dziewica

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *