3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Bartłomiej Tatar: Lewicowa ułomność ekologiczna

ekologia

Dominacja lewicowców w kwestiach ekologicznych jest oczywista i od wielu lat doskonale widoczna. Wynika to ze zmian, jakie zaszły w tym środowisku w USA pod koniec lat sześćdziesiątych. Doszło wtedy do wyraźnego przeformowania dotychczasowej tożsamości ideowej grupy, na zupełnie inną formę. Lewicowcy i socjaliści nagle zaczęli skłaniać się ku młodzieży akademickiej, odchodząc tym samym od problemów klasy robotniczej. W rezultacie kształt nowego nurtu liberalnego, z którym przychodzi nam się zmagać po dziś dzień, to wypadkowa zapatrzonej w postulaty Marksa i Engelsa młodzieży oraz ‘’uciskanych’’ przez społeczeństwo mniejszości etnicznych, seksualnych i tym podobnych wyrzutków. Ludzie ci obok haseł proaborcyjnych, postulowania abstrakcyjnego wyrównywania szans oraz roznoszenia na potęgę wirusa HIV, dołączyli do całego swojego pakietu ideowego szczególną troskę o środowisko naturalne. Dzięki temu lewica na wiele lat wypracowała sobie istny monopol na poruszanie tematu ekologii w przestrzeni publicznej. Za sprawą łączenia ze sobą typowych dla siebie postulatów takich jak multi-kultura, czy wspieranie dewiacji, z niewątpliwie ważnymi kwestiami środowiskowymi, skutecznie zniechęcała do tego zagadnienia całe prawicowe stronnictwo. Prawica stanowiąca naturalną opozycję dla liberałów, oczywiście bagatelizowała wszelkie poruszane przez przeciwnika politycznego sprawy w tym te ekologiczne, podkreślając tym samym swoją silną odrębność. Całe szczęście od kilku lat można zaobserwować w tej dziedzinie widoczną zmianę. Szczególnie wśród ugrupowań Narodowych dostrzegalna jest coraz częstsza tendencja do skupiania się na przyrodzie. Podkreślam całe szczęście, gdyż jak to lewica ma w swoim zwyczaju każdą kwestię, nawet tak słuszną jak szacunek dla natury, potrafią obudować grubą warstwą irracjonalizmu, sprowadzając ją do próżni politycznej i obiektu kpin.

Aby zrozumieć ułomność lewicowców w tworzeniu polityki proekologicznej, trzeba uprzednio zdać sobie sprawę z zasad, na jakich była budowana relacja człowieka z naturą. Od prehistorii natura była dla nas ogromnym zagrożeniem. W celu przetrwania ludzie musieli dokonywać ciągłej ingerencji w środowisko. Polowania na zwierzęta, budowanie szałasów, uprawa ziemi, to wszystko było pierwotną formą wprowadzania zmian środowiskowych, które były koniecznie do rozwoju cywilizacji. Zatem pewien stopień wpływu na naturę jest czymś oczywistym i wręcz naturalnym. Zresztą znajduje swoje odzwierciedlenie w licznych starożytnych tekstach w tym Biblii:

„Niech panuje [człowiek] nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”

Czy nawet w mitach, gdzie tak jak w micie o walce Heraklesa z lwem nemejskim, dzikie zwierze jest ucieleśnieniem przyrodniczego zagrożenie dla człowieka i stworzonej przez niego cywilizacji. Tego typu podejście dało nam postęp technologiczny, nagły wzrost poziomu życia i wyeliminowanie wielu naturalnych zagrożeń. Jednocześnie wraz z coraz szybszym rozwojem przemysłu, zaczęliśmy zauważać, że naturę można trwale uszkodzić, a jej zasoby nie są niewyczerpane. Dało to początek zmianie myślenia o matce ziemi. Z zagrożenie stała się obiektem opieki. Lewicowcy przekształcili tę oczywistość w wymiar skrajny, narzucając wielu środowiskom ekologicznym narrację, że stan pierwotny natury jest czymś doskonałym i pełnym dobroci, natomiast wszelkie próby ingerowania w niego to coś karygodnie złego.

Takie podejście rodzi liczne patologie oraz wiele przejawów hipokryzji. Esencję skrajnej głupoty lewicowych pseudo ekologów stanowi wydarzenie z południowo wschodnich Niemczech, gdzie grupa aktywistów uwolniła z jednej farmy stado krów, co dla czterech z nich skończyło się śmiercią, natomiast czterdzieści zostało odnalezionych w stanie ciężkim. Działacze nie przewidzieli, że na wolności krowy nie mogą liczyć na pomoc weterynarzy i opiekę hodowców. Być może na szkoleniach zielonych aktywistów, powiedziano im, że krowy w środowisku naturalnym zakładają własne szpitale, gdzie bezpiecznie mogą się leczyć i czekać spokojnej starości. Tego typu wybryków jest znacznie więcej. Malowanie przez grupę członków „Greenpeace” samolotu zieloną farbą, chęcią wymuszenia na władzach zmniejszenia ruchu lotniczego. Postulat w dobie pandemii i ograniczonego przepływu ludzi między państwami brzmi raczej średnio aktualnie. Podobnie absurdalnym wydaje się chodzenie za myśliwymi lub nawet wchodzenie im na linie strzału zupełnie uniemożliwiając polowanie. Ekolodzy swoje heroiczne batalie z myśliwymi oczywiście nagrywają nowymi smartfonami. Podobnie robią młode instagramerki, uwieczniając na portalach społecznościowych zdjęcia promujące nietestowane na zwierzętach kosmetyki. Tak się składa, że do wyprodukowania wszystkich telefonów nowej generacji potrzebne są rudy rzadkich metali, które wydobywają ręcznie dzieci w kongijskich kopalniach. Julki mogą delikatnie przymknąć oko na ten fakt byle tylko pokazać działanie wegańskiego kremu w dobrej rozdzielczości. Doprawdy ekologia pełną gębą.

Niestety czasami inicjatywy ekologicznych radykałów osiągają wymiar terrorystyczny, stając się prawdziwym zagrożeniem, a nie tylko głupawym wybrykiem. Początkowo mała grupa pseudo ekologów z Anglii, która zrzeszała się pod nazwą Hunt Saboteurs Association, dokonywała niegroźnych akcji utrudniania polowań na lisy. Z czasem jeden z członów organizacji wyewoluował do eko-terrorystycznej organizacji ALF (Animal Liberation Front) znanej również pod sympatycznie brzmiącą nazwą „Grupa Miłosierdzia”. Szczególnie ważną postacią dla środowiska stał się Peter Singer. Australijski etyk głosi, że zwierząt nie można krzywdzić i człowiek nie ma prawa ich wykorzystywać do własnych celów. Warto napomnieć, że jednocześnie uważa aborcje i eutanazje przeprowadzoną na upośledzonych niemowlętach za całkowicie etyczny zabieg, podobnie zresztą jak zoofilię, która jego zdaniem może być przyjemna dla obydwu stron. Istotnie niesamowita konsekwentność w kwestiach etycznych! Zieloni terroryści karmieni poglądami fana zwierzęcych gwałcicieli, ustawicznie rośli w siłę. Swoje wpływy poszerzyli o USA, nawiązując współpracę z Earth Liberation Front. Wraz z tą grupą rozpoczęli ataki bombowe wymierzone w laboratoria i budynki, które ich zdaniem nie spełniały ekologicznych wymogów. Tego typu działania zainspirowały wielu młodych lewicowców. Anarchistyczno–lewackie bojówki sprzeciwiające się zanieczyszczeniu środowiska rozpełzły się po Europie niczym wściekłe szczury. Ich brutalne protesty dołączyły do listy standardowych patologii postępowego świata zachodu. Niestety również na naszej rodzimej ziemi można spotkać przejawy ekoterroryzmu. Kilka lat temu w Bielsku-Białej doszło do podpalenia maszyn budujących nowe osiedle. Później wysadzono jedne z powstających budynków. Sprawcy żądali, aby deweloper wycofał się ze swojej inwestycji, a na wykupionym przez niego terenie mógł spokojnie rosnąć las.

Młode bojówki anarchistycznych ekologów nie są jednak tak szkodliwe, jak rozwiązania znajdujących się u szczytu władzy liberałów. We Francji dajmy na to, ogranicza się ilość wydzielanego przez bydło metanu za pomocą ‘’przyjaznej środowisku’’ fistulizacji. Zabieg polega na wycięciu w brzuchu krowy około 15 cm otworu, przez który rękom można sprawdzić treść jej żołądka. Pomysłodawcy rozwiązania bronią się, twierdząc, że to całkowicie bezbolesny zabieg. Dziura do samego żołądka i grzebiący przez nią hodowca, absolutnie nie zmniejszają jakości życia krowy. Wszystko to dla dobra natury. Przecież nie zmuszaliby zwierząt do takich katuszy, gdyby nie miało to swojego pozytywnego wpływu na klimat. W końcu rząd Francji na czele z Emmanuelem Macron jest jednym z najbardziej ekologicznych w Europie – Paryż zajmujący pierwsze miejsce pod względem ilość stref ekologicznych na kontynencie, recykling na znacznie wyższym poziomie niż u nas, wzrastająca moda na ekologiczne pochówki w kartonowych trumnach. Szkoda tylko, że obok całego tego eko-szaleństwa wciąż kwitnie tam ubój rytualny, podczas którego nie wymaga się nawet ogłuszania zwierzyny. Ekologia spotyka się ze ścianą, gdy może dojść do obrażenia uczuć muzułmańskiej lub żydowskiej mniejszości etnicznej.

Wypaczony pogląd ekologiczny wtłacza się nawet do kultury masowej. Świetnym tego przykładem jest choćby wielki blockbuster Jamesa Camerona „Avatar”. Produkcja utrwala fałszywy motyw dobrego dzikusa i prezentuje dziwaczną, baśniową wręcz relacje natury z gatunkiem myślącym. Plemię zamieszkujące obcą człowiekowi planetę, żyje w pełnej harmonii z otaczającą go naturą. Nie ma tam mowy o żadnym zagrożeniu ze strony przyrody. Jedynym zagrożeniem jest zły ucywilizowany człowiek, który przybył z odległej krainy po to, aby bestialsko podporządkować sobie dziką planetę. To naprawdę jeden z bardziej uroczych obrazków ukazania krzywdzącego postępu. Swoją dziecinnością przebija nawet „Pocahontas”. Szkoda tylko, że Cameron po nakręceniu dzieła nie przeniósł się ze swojej luksusowej posiadłości do szałasu. Jednak i tak nie przebije to współczesnej ikony kwestii klimatycznych, czyli Grety Thumberg. Istnym uosobienie największych problemów środowiskowych, stała się zaburzona dziewczynka bez wykształcenia. Chyba ten fakt nie potrzebuje komentarza. Podobnie zresztą, jak to, że za publiczne napady histerii, otrzymała więcej prestiżowych nagród niż nie jeden studiujący latami profesor.

Najwyższy czas, aby Stronnictwo Narodowe, zaczęło prężnie skupiać się na przyrodzie. Pozostawianie tak istotnego problemu w rękach ludzi o tak widocznej nieodpowiedzialności jest najgorszym, co możemy zrobić. Skutki tego zaczynamy dostrzegać już teraz. Obok wyśrubowanych przepisów odnośnie segregacji śmieci, czy zakazu używania określonych tworzyw sztucznych, obserwujemy brutalny ubój w archaiczny rytualny sposób oraz brak należytego nadzoru nad wieloma hodowlami w Polsce. Przy obecnie posiadanej przez nas sile polityczne, nagła zmiana ustroju jest oczywiście niemożliwa. Warto jednak małymi kroczkami rozwijać działania na rzecz środowiska. Dokonywać drobnych, aczkolwiek znaczących zmian choćby w granicach swojej lokalnej Ojczyzny.

Oprawa graficzna: Resistance Arts

Powyższy tekst został opublikowany w szóstym numerze pisma W Pół Drogi. PDF z tym numerem jest dostępny TUTAJ, inne numery naszego pisma możesz zobaczyć TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *