3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

„Fundamentem mojej wizji są ludzie i ich dobrowolna służba” – rozmowa z Adrianem Kaczmarkiewiczem, Kierownikiem Głównym ONR

Kaczmarkiewicz, ONR

Część 1

K: Dzisiaj rozmawiamy z Adrianem Kaczmarkiewiczem – Kierownikiem Głównym ONR. Najbardziej lubię takie wywiady, w których nie ma potrzeby przedstawiania swojego rozmówcy, ponieważ wszyscy wiedzą, o kim mowa. Jednak zanim przejdziemy do meritum, chciałbym Cię zapytać o to jak wyglądały Twoje początki z szeroko pojętym środowiskiem narodowym. Jak właściwie zaczęła się Twoja przygoda z polskim nacjonalizmem? Dlaczego wybrałeś właśnie Obóz Narodowo-Radykalny?

A: Czołem Wielkiej Polsce! Dziękuję za możliwość wypowiedzi. Odpowiadając na Twoje pytanie, muszę przyznać, że moja droga w środowisku zaczęła się bardzo specyficznie. Trzeba zacząć od tego, że w wieku młodzieńczym nie byłem jakimś bardzo zapalonym działaczem narodowym. Zamiłowanie do Ojczyzny było zawsze obecne w moim życiu, choć nie do końca przejąłem je od rodziców. Tak czy inaczej; odkąd pamiętam coś zawsze ciągnęło mnie do tego, aby w ten, czy inny sposób dbać o Ojczyznę, ponieważ niezmiennie byłem z niej dumny. Od podstawówki bardzo interesowała mnie historia. Co więcej; miałem ciągłą ochotę na to, by pogłębiać swoją wiedzę w tej dziedzinie i dzielić się nią z innymi. Jako młody chłopak chodziłem na wszystkie wydarzenia patriotyczne w mieście. Na trzeciego maja, czy nawet na pierwszego, po to, by zobaczyć, o co w tym wszystkim chodzi i wyrobić sobie na ten temat własne zdanie. Gdyby nie to, że dziadek wytłumaczył mi parę rzeczy, pozostałbym pewnie nieświadomy wielu spraw do późnych lat nastoletnich.

Moja przygoda z nacjonalizmem rozpoczęła się na dobre po ciężkiej sytuacji, która mnie spotkała. Mam tu na myśli: chorobę nowotworową. Przeżyłem ją w dość ciężki sposób. Dzięki temu ze zbuntowanego nastolatka, stałem się poważnym człowiekiem doceniającym wartość życia, które źle byłoby zakończyć bez jakichkolwiek osiągnięć. Dlatego uznałem, że aby nadać sens życiu, warto byłoby poświęcić je jakimś wyższym ideałom. O ile po chorobie musiałem zrezygnować ze sportu (uprawiałem zapasy klasyczne, w których osiągałem pewne sukcesy na stopniu wojewódzkim), to miłość do Ojczyzny pozostała we mnie na niezmiennie wysokim poziomie. Zdecydowałem się więc na pójście w tym kierunku.

Środowisko narodowe w mojej rodzinnej miejscowości (w Pabianicach) wyglądało w tamtym czasie bardzo typowo. Istniał co prawda już NOP, ale mało kto w zasadzie o nim słyszał. Mniej więcej gdy miałem 19 lat, zacząłem obserwować powstawanie takich grup jak np. Młodzież Wszechpolska czy Obóz Narodowo-Radykalny. ONR przyciągnął wówczas moją uwagę tym, że zdecydowanie pozytywnie wyróżniał się na tle innych grup. Był to czas pierwszych Marszy Niepodległości, w których jeszcze nie brałem udziału, stojąc tu niejako z boku.

Pewnego rodzaju punktem zwrotnym był mój wyjazd do pracy za granicę do Irlandii. Choć wiedziałem, że chcę związać swoje życie z krajem, to byłem parokrotnie zmuszony do takiego wyjazdu. Z tamtych wydarzeń najgorzej wspominam np. widok upijających się i nagminnie korzystających z narkotyków Polaków. Zamiast żyć z dnia na dzień za granicą, zdecydowałem rozpocząć studia w Polsce. Z perspektywy czasu myślę sobie, że młody człowiek potrzebuje w życiu jakiegoś sposobu, organizacji, w ramach której mógłby wyrazić swój bunt.

Zamiast żyć z dnia na dzień za granicą, zdecydowałem rozpocząć studia w Polsce

Nadszedł wtedy rok 2011, który obfitował w różnego rodzaju wydarzenia narodowe, w których po raz pierwszy wziąłem udział. Wtedy też stwierdziłem, że swoje rozważania trzeba przekuć w czyn i w końcu realnie się zaangażować. Trafiłem na pierwsze zebranie struktur narodowych w Łodzi (było to wspólne spotkanie ONR i MW). Rzeczą, którą najbardziej mi się spodobała była formacja, która stała wówczas na bardzo wysokim poziomie. Dość szybko wybrałem Obóz Narodowo-Radykalny i był to dla mnie strzał w 10! Swój aktywizm rozpocząłem od sekcji sportowej. Dzięki mojej własnej, konsekwentnej, oddolnej aktywności w Pabianicach szybko pojawili się nowi działacze ONR. Utworzono tu nowy oddział, którego zostałem koordynatorem. Miałem pewne obiekcje co do tego zadania, ponieważ zawsze chciałem być szeregowym żołnierzem, a nie pełnić funkcję przywódczą.

K: Zadam Ci teraz pytanie, które we wcześniejszym numerze zadaliśmy także Twojemu organizacyjnemu koledze Adamowi Sewerynowi. Jeśli miałbyś jednym zdaniem podsumować, dlaczego wybrałeś właśnie ONR, a nie inną organizację narodową to, co byś powiedział?

A: W działaczach ONR zobaczyłem przede wszystkim wiarę. Ogromną wiarę w to, że faktycznie jesteśmy w stanie razem zrobić coś więcej dla Polski. O tym, że związałem swoje życie z ONR nie zdecydowały struktury, wydarzenia, czy tego typu rzeczy, ale właśnie wiara moich kolegów i koleżanek. Co więcej nasza organizacja miała wtedy, tak samo jak i teraz, bardzo dużo do zaoferowania pod kątem rozwoju osobistego, a było to coś czego wówczas bardzo mocno potrzebowałem. Do tego rodzinna atmosfera – wiedziałem, że uczestniczę w czymś wyjątkowym, z ludźmi, którzy sobie ufają i nie poddają się pod byle pretekstem.

K: Wspomniałeś już, że zawsze wolałeś być zwykłym żołnierzem, a zostałeś Kierownikiem Głównym ONR. Co więcej zostałeś obdarzony tą funkcją w bardzo szczególnym momencie. W czasie, gdy Twoja organizacja znajduje się na historycznym zakręcie. Czy możesz powiedzieć naszym czytelnikom coś więcej na temat tamtych dni? Był to wszak czas ważny dla całego naszego środowiska. Jak wspominasz ten niełatwy czas?

A: To był grudzień 2018 roku, chociaż już wcześniej nie działo się za dobrze w naszej organizacji. Coraz mocniej widać było podział na dwa stronnictwa. To, w którym ja byłem, chciało konkretnych i przemyślanych zmian, drugie dążyło do natychmiastowego przekształcenia ONR w organizację bardziej medialną i korporacyjną, która zatraci swój radykalizm. Nie bez znaczenia była też kwestia Marszu Niepodległości. Przestaliśmy mieć wpływ na Media Narodowe, które od samego początku współtworzyliśmy. Sami koordynatorzy zaczęli zauważać, że powoli traciliśmy wpływ nawet na kształt Marszu Niepodległości. Włożyliśmy w niego wiele serca, pracy i pieniędzy, a i tak nasza organizacja była powoli, lecz konsekwentnie, odsuwana od procesów decyzyjnych w tym temacie.

Nie sposób było na to pozwolić, więc eskalacja wzajemnych nieporozumień była nieuchronna. W miarę upływu czasu wzrastała liczba spotkań, która kończyła się kłótniami. Wiele ludzi wolało rezygnować ze swoich funkcji, niż firmować taki stan rzeczy. Do zarządu powołano nowe osoby, które w wielu przypadkach nie miały nawet podstawowej świadomości narodowej. Ja należałem do działaczy (wspólnie z obecnym zarządem), których wychowano do pracy na rzecz nacjonalizmu. Nie mogliśmy pozwolić na to, by ONR stał się korporacją, zatracił swoją podmiotowość i charakter. W tych okolicznościach doszło do czegoś, co dziś nazywamy w swoim kręgu „puczem warszawskim”.

Przestaliśmy mieć wpływ na Media Narodowe, które od samego początku współtworzyliśmy. Sami koordynatorzy zaczęli zauważać, że powoli traciliśmy wpływ nawet na kształt Marszu Niepodległości. Włożyliśmy w niego wiele serca, pracy i pieniędzy, a i tak nasza organizacja była powoli, lecz konsekwentnie, odsuwana od procesów decyzyjnych w tym temacie.

W jego ramach działacze z Warszawy usunęli nas z organizacji. Za oficjalny powód podano wówczas to, że mieliśmy w planach „brutalne przejęcie władzy”, choć jedynym naszym wykroczeniem było wówczas to, że mówiliśmy głośno o tym, co nam się w organizacji nie podoba i kto się do niej zupełnie nie nadaje. ONR z całą pewnością nie jest organizacją dla ludzi, którzy nie chcą się rozwijać. Nie godziliśmy się na obecność w naszych szeregach ludzi, którzy jedyne czego pragną, to znaleźć się na szczycie piramidy i rozkazywać innym tak, by móc zaspokoić swoje ego. To my jesteśmy dla Narodu, a nie Naród jest dla nas.

Mając wiele ciężkich doświadczeń w tym zakresie, nauczyliśmy się rozpoznawać i wyłapywać osoby, które przychodziły do nas z tak niskich pobudek. Tak czy inaczej doszło wówczas do wielkiego rozłamu, który miał miejsce na dzień przed zjazdem Rady Głównej. Na dzień przed, członków Rady poinformowano o naszym usunięciu. Jednak wielu koordynatorów w odpowiedzi na tę decyzję, poparło stronnictwo, do którego należałem. Słysząc o tych problemach wewnętrznych, odezwała się nasza starszyzna, która również nas wsparła. Kierownik został postawiony przed możliwością odejścia wielu ludzi z ONR, a nawet jego rozwiązania, w wyniku czego zarząd podał się do dymisji. Na nowego Kierownika wyznaczono mnie.

Nie chciałem przyjąć tej roli, ale stwierdziłem, że skoro taka jest wola działaczy, to nie mogę się uchylić od tej odpowiedzialności.

K: Czy patrząc na ‘kariery’ Twoich byłych już kolegów, miałeś jakieś obawy, co do nowej funkcji? Czy zastanawiałeś się, co robić, aby nie popełnić błędów, które doprowadziły do rozłamu? Które aspekty były dla Ciebie najważniejsze?

A: Muszę przyznać, że na początku było mi bardzo ciężko wyznaczyć główne priorytety mojej działalności w nowych warunkach. Objąłem organizację, która wówczas składała się z 16 bardzo różnych regionów i podregionów i działała nie tylko w kraju, ale też za granicą. Można więc sobie wyobrazić; jak ta rzeczywistość różniła się od tego, co poznałem do tamtego momentu jedynie w Brygadzie Łódzkiej.

Miałem jednak też świadomość, że pomimo pewnych różnic regionalnych, wszystkie brygady miały do siebie podobną organizacyjną podmiotowość i łączyły je te same cele oraz ideały. Musiałem jednak z drugiej strony pogodzić różne wizje i różne doświadczenia. Wiedziałem, jak się tworzy brygadę od zera. Od zawsze kierowałem się do ludzi szacunkiem, wiedziałem, że chamstwem i samym wymaganiem od drugiego człowieka, nie da się zbyt wiele osiągnąć.

K: Czyli po pierwsze szacunek do zwykłych działaczy?

A: Tak. Jako lider od samego początku wiedziałem, że moją rolą jest to, by wychodzić do innych ludzi, słuchać wskazówek lub uwag nie tylko od działaczy i sympatyków, ale również od członków innych organizacji lub ludzi w ogóle spoza środowiska. Fundamentem mojej wizji są ludzie i ich dobrowolna służba.

W tym czasie zaczęła się także moja wewnętrzna przemiana. Wszystkie młodzieńcze bunty czy szaleństwa musiały już odejść. Nadszedł czas na poważne decyzje, także w sferze osobistej. Ogromną rolę odegrała wówczas moja wiara. Gdy poznałem ogrom wartości niesionych przez Kościół Katolicki, podjąłem decyzję, że jeśli mam cokolwiek zbudować to tylko na takiej skale! Przestałem być anonimowy. Moje nazwisko zostało oficjalnie opublikowane w internecie. Od tamtego momentu Organizacja i wszystko, co zrobiła było jednoznacznie kojarzone ze mną. Musiałem się z tym zmierzyć i podjąć za to odpowiedzialność. Stałem się także odpowiedzialny za młodych działaczy; za ich wychowanie i wewnętrzną przemianę.

Wiedziałem, jak się tworzy brygadę od zera. Od zawsze kierowałem się do ludzi szacunkiem, wiedziałem, że chamstwem i samym wymaganiem od drugiego człowieka, nie da się zbyt wiele osiągnąć.

Nie do ocenienia było też wsparcie, które otrzymałem na początku swojej drogi od innych liderów. To tylko dzięki nim udało mi się podjąć ten trudny narodowy “egzamin”, który trwa nadal.

K: Czyli, jeśli dobrze rozumiem; fundamentem działania dla Ciebie jako Kierownika Głównego ONR jest formacja?

A: Owszem to absolutna podstawa. W dalszej perspektywie można do tego dodać też inne aspekty takie jak np. sport. Zawsze powtarzam kierownikom Brygad, które mi podlegają, że powinni opracowywać plan wyciągania ze swoich podwładnych najlepszych cech i wartości, które drzemią w każdym z nich. Nie sposób niczego osiągnąć dopóki się tego nie zrobi.

Dzięki pracy nad ludźmi już zaczynam widzieć nowych, przyszłych kierowników poszczególnych dzielnic. To czy się z nimi staną zależy tylko i wyłącznie od ich zaangażowania. Sam nie widzę siebie samego jako lidera na zawsze. Wiem jednak, że muszę jeszcze trochę popracować i jeszcze trochę pójść dalej po to, by przyszły kierownik główny miał ułatwiony start i mógł rozwijać inną i być może znacznie bardziej ambitniejszą wizję.

K: Kierownikiem Głównym jesteś już od dwóch lat. Wiem coś o tym, jak trudno wystawić sobie samemu notę, ale proszę byś spróbował to zrobić. Czy masz może jakieś rady, przemyślenia, które mogłyby ułatwić pracę innym liderom, którzy będą czytać ten wywiad?

A: Zawsze byłem bardzo krytyczny wobec własnej działalności, ponieważ ja sam najlepiej wiem, że zawsze mogę dać z siebie o wiele więcej niż dałem. Uważam jednak, że mimo wszystko życie osobiste też należy mieć pod kontrolą. Zawsze powtarzam, zwłaszcza nowym działaczom, że jeśli nie zbudują sobie normalnego życia rodzinnego, lub o nie należycie nie zadbają, to nie będą w stanie także zbudować Wielkiej Polski. Sam godzę ze sobą i organizację i rodzinę. To nie jest łatwe, ale możliwe. Potrzeba jedynie dużo pracy i to w szczególności pracy nad samym sobą. Jedno zaniedbanie w pracy organizacyjnej, ciągnie za sobą kolejne i kolejne, co tylko wszystko komplikuje. Życie Kierownika Głównego jest dużym poświęceniem.

Pamiętajmy, że nasza praca poza tym, że jest niełatwa, to nie przyniesie ona nam także nigdy żadnych zysków finansowych. Jak to kiedyś powiedział Adam Doboszyński: „Zawsze byłem człowiekiem czystych rąk”. Trzeba się też umieć przyznać do porażki. Sam niejednokrotnie musiałem wysłuchiwać wiele negatywnych opinii o swojej działalności; czy to od zarządu, czy to od starszyzny organizacji, ale nigdy nie miałem nic przeciwko temu i zawsze byłem wdzięczny za każdą krytykę. Nacjonalista nigdy nie powinien się poddawać ani odpuszczać po porażkach. To nie łatwe, ale właściwe. W życiu w pewnym momencie trzeba wybrać, czy idzie się drogą nacjonalisty; piękną, ale trudną, czy drogą mentalnego konformisty; bez Ojczyzny i bez sensu życia.

Podsumowując moje dwa lata w roli Kierownika, powiem, że nasza historia zaczęła się od posprzątania bałaganu, który zastałem i muszę przyznać, że był to bałagan nie tylko w sensie prawnym. To już przeszłość i dziś wchodzimy na nowe tory. Pojawiają się nowe projekty i akcje. Chcemy kontynuować wizję poprzednika – Aleksandra Krejckanta. To nasz cel na teraz.

Część 2

K: Zostawmy już przeszłość za sobą i przejdźmy do tematów aktualnych. Mamy końcówkę roku 2020. Wkroczyliśmy w ten rok z problemami, które nękają nas od lat, ale pojawiły się także tego typu wyzwania, z którymi jako liderzy środowiska nie mogliśmy nic zrobić. Co oczywiste mam tu na myśli pandemię koronawirusa. Zastanawiam się, jak ta niewiarygodna sytuacja wpłynęła na Twoją pracę i działalność systemową ONR?

A: To bardzo ciekawe pytanie. Jest to dość oczywiste, że w końcu musiało dojść do jakiegoś wydarzenia na skalę globalną, które wywróciło do góry nogami życie codzienne wszystkich ludzi na świecie. Tak właśnie było z koronawirusem. Pozostawiam na boku kwestię „prawdziwości” pandemii. Niestety w naszym środowisku jest wielu ludzi, którzy posiadają przeciwne poglądy na ten temat. Rodzi to w sumie tylko niepotrzebne dyskusje i napięcia; odciągając przy tym naszą uwagę od rzeczy naprawdę ważnych i istotnych. Bardzo mnie to boli, bo uważam, że powinniśmy się w pierwszej kolejności zająć się tym, na czym się znamy i tym, co przynosi nam pozytywne skutki. Innymi słowy: zostawmy tę sprawę ekspertom!

Wracając do Twojego pytania: pandemia uniemożliwiła nam przeprowadzenie wielu, z góry zaplanowanych wcześniej, akcji ulicznych. Z jednej strony znaleźliśmy sposób na obejście pewnych restrykcji, z drugiej strony doświadczyliśmy pewnego rodzaju represji ze strony policji np. w trakcie Marszu Powstania Warszawskiego. Odmiennie niż miało to miejsce w przypadku mainstreamowych wydarzeń, każdy uczestnik naszej akcji był dokładnie liczony przez Policję. Trzeba było więc wymyślić, w jaki sposób rozwiązać kwestie ludzi, którzy przyszli na nasze wydarzenie, a było ich o wiele więcej niż pozwalały na to przepisy. Restrykcje jednak da się ominąć, jeśli już raz poznało się mechanizm ich działania.

Jeżeli chodzi zaś o mnie to w praktyce zbyt wiele się nie zmieniło. Tak, jak jeździłem po całej Polsce, tak robię to nadal. Nadal też oczywiście spotykam się z ludźmi, bo jeśli tego zaniecham, to wszystko, co do tej pory zbudowaliśmy podupadnie.

K: Czyli, jak dobrze rozumiem; masz na myśli kontakt na żywo?

A: Tak to absolutnie niezbędne. Muszę trzymać rękę na pulsie i cały czas kontrolować realny stan organizacji. To samo, jeśli chodzi o moich liderów, bo uważam, że ich praca powinna trwać cały czas i to bez żadnej taryfy ulgowej. Nie można zrobić sobie przerwy. Ani na miesiąc, ani na tydzień. Systematyczność w mojej pracy jest bardzo ważna.

Daliśmy sobie jednak mimo wszystko trochę więcej czasu na przeanalizowanie sytuacji ogólnoświatowej. Nie stanęliśmy jednak przy tym w miejscu. Wciąż robimy swoje. Wciąż skupiamy się na tym, co możemy zrobić tu i teraz. Skupiamy się na pracy wewnętrznej; naprawianiu i ulepszaniu pewnych spraw wewnątrz organizacji. Wymyślamy całkowicie nowe perspektywy. To właśnie czas na to.

Skupiamy się na pracy wewnętrznej; naprawianiu i ulepszaniu pewnych spraw wewnątrz organizacji. Wymyślamy całkowicie nowe perspektywy. To właśnie czas na to

K: Co w takiej sytuacji z technologią? Czy pomogła Wam jakoś w tych czasach? Innymi słowy: zastanawiam się, czy da się kierować organizacją niejako „zdalnie”?

A: Środowisko nacjonalistyczne bardzo szybko wpadło na pomysł wykorzystania internetu nie tylko do promocji swoich działań, ale także do organizowania innych swoich aktywności. Technologia dzisiaj poszła na tyle do przodu, że nawet siedząc w bunkrze możemy pozostać w kontakcie ze swoimi działaczami i z innymi członkami organizacji. Tak czy inaczej jest dużo roboty, a odpowiadając bezpośrednio na Twoje pytanie, uważam, że technologia jest bardzo pomocna, a my należycie ją wykorzystujemy. Co tu dużo mówić; trzeba się dostosowywać do warunków, a to właśnie nacjonaliści mają wyznaczać nowe ścieżki. Cieszę się, że nam się to udaje.

K: Mam pytanie na temat prowadzonych przez Was projektów. Kierunki.info, Narodowy Horyzont i aplikacja Narodowy Sympatyk to trzy flagowe inicjatywy ONR. Ostatnio pojawiła się także kampania STOP ABSURDOM. Proszę powiedz coś więcej na ten temat. Przy tej okazji zaznaczę tylko, że jak dla mnie aplikacja Narodowy Sympatyk to strzał w dziesiątkę w mojej skromnej opinii.

A: Jeśli chodzi o portal Kierunki.info; to ten projekt opierał się i nadal opiera się głównie na niezwykłej pracy Koleżanki Adrianny Gąsiorek, która poświęciła mu kawał swojego życia (także osobistego). Nasza sekcja odpowiedzialna za promocję materiałów wykonuje naprawdę świetną robotę, a co mnie cieszy szczególnie: jest w niej bardzo wielu „świeżych” działaczy. Co zabawne: pandemia w tym zakresie akurat nam tylko sprzyja. Projekt Kierunki.info cały czas się rozwija, nowi ludzie cały czas są potrzebni. Zawsze powtarzam, że mamy obowiązek wychodzić z naszą ideą do ludzi. Najskuteczniejszą drogą ku temu są właśnie media. Nawet jeśli próbuje się nas w jakiś sposób blokować, to dajemy sobie z tym jakoś radę.

Projekt Kierunki.info cały czas się rozwija, nowi ludzie cały czas są potrzebni


Jeśli chodzi o Narodowy Horyzont to w tym miejscu będą drobne zmiany. Jak na razie będzie on dostępny dla czytelników w formie elektronicznej, a nie papierowej. Mamy już obecnie przygotowane kilka numerów do przodu; czekają one obecnie na realizację i opublikowanie. Teksty są autorstwa także ludzi spoza organizacji, co jest tu sporą zasługą Kolegi Adama Seweryna, który opiekuje się tym projektem.

Narodowy Sympatyk to w mojej opinii coś, co już od dawna było potrzebne w naszym środowisku i niezwykle cieszy mnie to, że jest on popularny nie tylko pośród członków ONR, ale także wśród działaczy innych grup i szeroko rozumianego środowiska narodowego. Pomysłem, który stał u jego podstaw było zebranie informacji o akcjach, artykułach i innych naszych aktywnościach w jednym i łatwo dostępnym miejscu. Liczba grup skupionych wokół Narodowego Sympatyka ciągle rośnie. Grupa informatyków, którzy stworzyli tę aplikację, dalej pracuje nad nowymi pomysłami i jej rozbudową. Chcemy wejść także wkrótce na inne systemy operacyjne. Postawiliśmy także stronę internetową dla tych, którzy nie mogą na razie ściągnąć aplikacji. To nie byłoby możliwe bez wytężonej pracy sekcji informatycznej i sekcji PR. Jestem z tego bardzo zadowolony.

Liczba grup skupionych wokół Narodowego Sympatyka ciągle rośnie. Grupa informatyków, którzy stworzyli tę aplikację, dalej pracuje nad nowymi pomysłami i jej rozbudową. Chcemy wejść także wkrótce na inne systemy operacyjne.

STOP ABSURDOM to inicjatywa, która ma na celu punktowanie szeroko rozumianych absurdów ze środowiska LGBTQWERty i całej reszty tego typu grup, które mają w głębokiej pogardzie logikę i zdrowy rozsądek. Za jej pośrednictwem chcemy sprzeciwić się ludziom, którzy chcą zarażać swoją postawą i przekonaniami innych. Skupiamy się w tym zakresie na działalności powiedzmy to propagandowej, ale również wychodzimy ze swoim przekazem na ulicę. To już nie jest czas na same kontry do parad LGBT. One same w sobie już nie wiele dają. Ludzie nie oczekują tego od nas. Należy zacząć szerszą współpracę w naszym środowisku, by pokazać, że te poglądy są nie tylko absurdalne, ale też zwyczajnie szkodliwe.

K: Czy można się spodziewać, że ten projekt będzie otwarty także na ludzi spoza środowiska? Na tych, którzy widzą, co się dzieje w kraju i będą chcieli stawić temu czoło, ale niekoniecznie pod szyldem samego ONR?

A: Tak! Chcemy zaangażować w tę sprawę wszystkich i nie chcemy zamykać się tylko pod jednym szyldem. Tak jak Narodowy Sympatyk jest dla każdego, tak samo będzie ze STOP ABSRUDOM. Chcemy angażować wszystkich ludzi, którzy mają zbieżne poglądy z naszymi i są po prostu normalni. Ciekawym projektem, który też rozwijamy są Brygady Narodowe – również skierowane szerzej.

K: Widać, że udało Wam się przez ostatnie lata posprzątać niemały bałagan. Moje pytanie jest takie: jaka jest ogólna wizja ONR-u na przyszłość? W Polsce są już organizacje wychowawcze i społeczne, jaką drogę dla siebie wybierze ONR?

A: Na pewno nie zarzucimy nigdy formacji. Jak długo będziemy się do niej przykładać, tak długo będzie trwać nasza organizacja. Praca nad sobą to coś, co trwa całe życie; niezależnie od tego, ile ma się lat. Na pewno nie pójdziemy w ilość. Nigdy w całej naszej historii nie dążyliśmy do stania się organizacją masową, ale chcieliśmy być zawsze organizacją, która posiada stałe i niezmienne wartości oraz zasady. Chcemy działać z pożytkiem dla Narodu, ale nie tylko. Nawiązujemy cały czas kontakty z grupami nacjonalistycznymi z innych krajów. Nie chcemy też stać się partią polityczną, bo jak widzimy to na przykładzie Polski i nie tylko, działacze partyjni bardzo często nawet nie znają swojego programu. Politycy często utożsamiają się co najwyżej z logiem partii, a nie z jej poglądami czy wartościami. My chcemy być inni. Aktualnie pracujemy nad naszą deklaracją ideową i jasno sprecyzowanym programem politycznym.

Na pewno nie zarzucimy nigdy formacji. Jak długo będziemy się do niej przykładać, tak długo będzie trwać nasza organizacja. Praca nad sobą to coś, co trwa całe życie; niezależnie od tego, ile ma się lat. Na pewno nie pójdziemy w ilość. Nigdy w całej naszej historii nie dążyliśmy do stania się organizacją masową, ale chcieliśmy być zawsze organizacją, która posiada stałe i niezmienne wartości oraz zasady

Część 3

K: Jak już wspomnieliśmy: koronawirus był czymś, co dla wszystkich było kompletnym zaskoczeniem. Z drugiej strony istnieją jednak w polskim środowisku nacjonalistycznym problemy, które w nim były odkąd pamiętam. Wymień proszę takie problemy, które według Ciebie powinniśmy przezwyciężyć w pierwszej kolejności.

A: Najbardziej istotnym problemem według mnie jest bierność. Bierność w podejmowaniu wyzwań, unikanie wyzwań, czy wręcz zrzucanie odpowiedzialności na innych działaczy. Bierność i brak zaangażowania nie tylko nie pozwala nam się rozwijać, ale cofa też organizacje do tyłu. Jest to bardzo irytujące zjawisko, prawdziwie demotywujące dla tych, którzy wierzą naprawdę w nasze ideały. Trudno jest dawać z siebie 120% możliwości, kiedy widzisz kompletny brak zaangażowania swoich kolegów.

K: Efektem braku działań choć jednej osoby jest demoralizacja całej grupy…

A: Dokładnie! Prowadzi to do powszechnego olewania pewnych spraw, bo przecież zawsze są ciekawsze rzeczy do zrobienia i tak dalej. To tak, jak w życiu duchowym; jeśli odrzucamy te wartości, które są pozytywne to nazwijmy to wprost: popadamy w grzech. W działalności nacjonalistycznej jest tak samo: jeśli zaniedbujemy swoje obowiązki, to marnujemy w ten sposób pracę dziesiątek innych ludzi. To miejsce na męskie decyzje: albo jest się zimnym, albo gorącym. Albo jest się poważnym, albo olewa się sprawę. Już chyba lepiej się poddać i nie przeszkadzać innym osobom ze środowiska. To, że mamy problemy z władzą, czy z polskojęzycznymi mediami to nic nadzwyczajnego. Jestem przekonany, że gdyby każdy z nas pracował na maksymalnie wysokim poziomie, to nawet taka mała grupa, jak my, byłaby w stanie przezwyciężyć wszystkie przeciwności.

To miejsce na męskie decyzje: albo jest się zimnym, albo gorącym. Albo jest się poważnym, albo olewa się sprawę. Już chyba lepiej się poddać i nie przeszkadzać innym osobom ze środowiska

K: Mówiąc o problemach polskiego nacjonalizmu, nasuwa się jedno bardzo ważne pytanie: czy faktycznie różne grupy istniejące w Polsce tworzą razem jedno wspólne środowisko? Czy w ogóle istnieje coś takiego, jak polskie środowisko narodowo-radykalne? Jeśli nie; to, co należy zrobić, żeby takie środowisko powstało?

A: Bardzo dobre pytanie! Na pewno istnieją w Polsce ludzie o poglądach narodowo-radykalnych, ale trzeba podkreślić to, że jest ich bardzo mało! Jest w tym jeszcze dodatkowo cała otoczka, która w dalszym ciągu ma w sobie coś z „narodowym”, ale coraz mniej z „radykalizmem”. Przed wojną mieliśmy w kraju prawdziwe środowisko narodowo-radykalne, które było konkretnie zdefiniowane i dumnie niosło na sztandarach swoje idee. Byli w nim wówczas ludzie, którzy całkowicie poświęcali się swoim ideom. Dziś możemy obserwować w dużej mierze jedynie ich naśladowców. Są też ludzie, którzy chcą być wokół nas, ale nie mają z nami tak naprawdę nic wspólnego. Jeśli jesteś bierny, neutralny czy leniwy to nigdy nie będziesz nacjonalistą. Taki ktoś nie jest nawet godzien tego, żeby się tak nazwać. Znam wielu ludzi nazywających się nacjonalistami albo radykałami – ale kiedy się wyłoży im wszystkie karty na stół, to ich duma szybko się ulatnia. Wszyscy znamy takich ludzi, dla których „narodowy radykał” to tylko hasło na koszulce.

K: Dobra. Wiemy już, co jest nie tak. Kolejne pytanie, które przychodzi mi do głowy – to pytanie, o to jaki masz pomysł na to wszystko? Jaką rolę chce pełnić ONR w środowisku narodowym? Czy masz jakieś konkretne pomysły na to, jak ułożyć funkcjonowanie naszej społeczności w Polsce?

A: To czego bym sobie życzył i to, do czego dążę to zjednoczenie wszystkich organizacji. Oczywiście nie chodzi mi tu o stworzenie kolejnej grupy obejmującej swoim zasięgiem wszystkie inne. Mam tu na myśli raczej pewne braterstwo i wspólnotę działań i celów. Zjednoczenie takiego rodzaju uważam za konieczne dla przetrwania naszej idei w Polsce. Zwłaszcza, gdy widzi się dzisiaj wzmocnienie ataków sił nam nieprzychylnych. Chciałbym, żeby ONR przyjął na siebie rolę spoiwa dla innych organizacji, które często są ze sobą skłócone. Warto mieć wspólne plany i prowadzić wspólne działania, które mogą przełożyć się na wymierne efekt dla całego społeczeństwa i narodu.

To czego bym sobie życzył i to, do czego dążę to zjednoczenie wszystkich organizacji. Oczywiście nie chodzi mi tu o stworzenie kolejnej grupy obejmującej swoim zasięgiem wszystkie inne. Mam tu na myśli raczej pewne braterstwo i wspólnotę działań i celów

Mamy już przygotowany zarys projektów, które pozwolą nam na wspólne wyjście do ludzi. Pomimo różnic – nasz cel jest przecież wspólny. Warto w pierwszej kolejności skupić się na współpracy z grupami o podobnej linii działania. Najważniejsze jest wykonać pierwszy krok i pobudzić innych do działania. To samo powinno się dziać nie tylko w Polsce, lecz także w Europie. ONR także aktywnie włącza się w współpracę zagraniczną. Ostatnia manifestacja w Gdańsku pokazała, że nacjonaliści z różnych państw powinni się zjednoczyć – mają wszak podobne idee i cele oraz te same wyzwania do przezwyciężenia. Niestety Europa jest bardzo podzielona geopolitycznie, a kształt obecnych granic często jest powodem sporów pomiędzy poszczególnymi państwami.

Ale podkreślam to jeszcze raz: mamy wspólne zagrożenia, które musimy zacząć zwalczać. Musimy walczyć o przetrwanie myśli nacjonalistycznej wszędzie, niezależnie od tego, w jakim kraju się urodziliśmy. Czas, by nacjonaliści zaczęli mówić jednym głosem!

K: Chciałbym zapytać o temat polityki. O Konfederacji do tej pory już wiele napisano i powiedziano. Faktem jest to, że dostanie się tego ugrupowania do parlamentu jest jakimś sukcesem dla tego środowiska. W związku z tym zastanawia mnie: czy dostrzegasz w ogóle potrzebę obecności narodowych radykałów w polityce? Innymi słowy: czy jest nam potrzebna partia narodowo-radykalna?

A: Przez wiele lat byłem przekonany, że nie powinniśmy nawet dotykać tego tematu. Bo po co brudzić sobie ręce? Co więcej polityka zawsze wiąże się z pewnymi ustępstwami. Ja tego nie akceptuję. Brałem udział w wielu dyskusjach na ten temat. Zwłaszcza, kiedy powstawał Ruch Narodowy. Ustępstwa niszczą, zaburzają kształt naszej linii ideowej. Wystarczy spojrzeć na takich Andruszkiewiczów, czy innych polityków Ruchu Narodowego; musieli zignorować swoje wartości. Nie da się powiększyć elektoratu bez ustępstw i właśnie to jest dla nas główny problem. Nacjonalista nie chciałby zdradzić idei dla paru tysięcy głosów więcej.

Temat ten jest dla mnie bolesny, bo z drugiej strony dobrze byłoby mieć narodową partię polityczną, co więcej partia taka byłaby potrzebna z punktu widzenia żywotnych interesów państwa. Żeby jednak cokolwiek zbudować trzeba iść twardo w swoim kierunku. W tej chwili myślę, że lepszym pomysłem byłoby się zaangażować poprzez ruch oddolny np. w sferze samorządowej. Warto spróbować od najniższego szczebla. Myślę, że jednym z największych błędów Ruchu Narodowego jest zaniechanie działalności w samorządach i rzucenie się od razu w wir wielkiej polityki. To sfera dla nas.

K: Ostatnie pytanie, powiedz proszę w paru słowach, jaka według Ciebie będzie przyszłość nacjonalizmu w Polsce? Jakie kroki są niezbędne, aby nasza idea przetrwała następne lata?

A: Miejmy zawsze przed oczyma nasze wartości i rozwijajmy nasze idee! Nigdy nie możemy się poddawać, a ciągły rozwój musi wyznaczać nasze plany życiowe. Zdążyłem już zaakcentować potrzebę współpracy i podkreślę jej wartość jeszcze raz. Pamiętajmy, aby podnosić się po każdym upadku – mamy przyjaciół i rodziny. Musimy otwierać każde możliwe drzwi i wypełniać naszymi ideami każdą dziedzinę życia społecznego.

Miejmy zawsze przed oczyma nasze wartości i rozwijajmy nasze idee!

Powyższy tekst został opublikowany w czwartym numerze pisma W Pół Drogi. PDF z tym numerem jest dostępny TUTAJ, inne numery naszego pisma możesz zobaczyć TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *