Marcin Madej: Exegi Monumentum – stawię pomnik trwalszy niż sąsiada!
o sztuce cmentarnej
Exegi monumentum aere perennius1 – pisał przed przeszło dwoma tysiącleciami rzymski poeta Horacy. Pomnikiem trwalszym od spiżu od tej pory zaczęliśmy nazywać dzieła literackie, szczególnie poezję. Mimo to cywilizacja europejska nie zrezygnowała ze stawiania spiżowych pomników, marmurowych cokołów i kolumnad. Witruwiusz w swoim dziele O architekturze ksiąg dziesięć, zawarł wszelkie fundamentalne prawidła obowiązujące w architekturze europejskiej we wszystkich późniejszych epokach poza gotykiem. I tak przez wieki, na miejskich placach wyrastały nowe pomniki, pierzeje rynków zapełniały się fasadami kamienic, a nekropolie powiększały się o kolejne domy wiecznego spoczynku wiernych zmarłych. Dziś obserwujemy zupełne zerwanie z zasadami, jakie formowały klasyczną architekturę Europy. Dlaczego tak się dzieje? Spróbujmy zagłębić się w refleksji nad pojęciami, którymi operujemy i znaleźć odpowiedź na postawione pytanie.
Architektura jest córką cywilizacji. Z lekkością i finezją łączy w sobie wiele dyscyplin sztuki i nauki tak, aby w przechodniu budzić określone skojarzenia, prowokować konkretne refleksje, zachwycać doskonałością małej formy lub rzucać na kolana monumentalizmem. Architektura jest zatem narzędziem formowania umysłów i upodobań pokoleń. Jako trwały ślad pozostawiony w przestrzeni publicznej na trwałe zapisuje się w pamięci ludzkiej, szczególnie dziś – w czasach, którymi rządzą piktogramy. Mało kto rozumie dzisiaj, jak wielka odpowiedzialność ciąży zarówno na architektach, jak również na fundatorach inwestujących swoje pieniądze
w rozmaite formy architektoniczne.
Przykładem takich inwestycji – małych, bardzo powszechnych, lecz równie istotnych co wielkie przedsięwzięcia – są grobowce i pomniki stawiane na polskich nekropoliach. Kto nawiedza stare nekropolie, od Łyczakowa, poprzez Rakowicki, na kieleckim cmentarzu Starym kończąc, doświadcza podczas każdorazowej wizyty głębokiej lekcji wiedzy o kulturze. Obcuje z architekturą, rzeźbą, poezją i pozwala, aby dzieła sztuki, pozostawione nam przez antenatów, prowadziły nas ku wiecznemu celowi wszystkich ludzi.
Niestety, staliśmy się obserwatorami tragicznego w skutkach zjawiska, którego na pewno nie można zbagatelizować. Oto nawiedzamy groby bliskich zmarłych w dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny.
I cóż widzimy?
Tapczany, rzędy granitowych tapczanów w rozmaitych kolorach kamienia z każdego kontynentu. Na ich oparciach złote krucyfiksy i figurki odlane z żywicy epoksydowej. Potężne łoża pełniące rolę grobowców rodzinnych, dla podkreślenia rangi rodu ozdobione przysadzistym
i nieproporcjonalnym portykiem z kolumnadą granitowych walców. Podobizny zmarłych komputerowo wykute w ciemnym granicie na podstawie zdjęć. Sześćdziesięciolatka w stroju kąpielowym siedząca na piasku pod parasolem, przytuleni małżonkowie przy imprezie rodzinnej, wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha, beztroscy i niefrasobliwi. Makabra na miarę XXI wieku. Oczywiście wszystkie te dzieła sztuki cmentarnej nie należą do tanich inwestycji. Tutaj właśnie dotykamy sedna problemu, który staramy się zrozumieć – na architekturę stać dziś ludzi, których nie powinno być na nią stać.
Człowiek bez pojęcia o symbolice, proporcjach, zdrowym rozsądku i dobrym smaku, żąda od rzemieślnika z góry niezdefiniowanego, niezaplanowanego i nierozważonego – według kryteriów sztuki – produktu. Rzemieślnik wykonuje swoją pracę według tego, czego oczekuje od niego fundator. Słyszy o kolumnadzie, zatem rysuje w planie szereg walców. Fundator mówi o daszku, zatem rzemieślnik umieszcza bez dłuższego zastanowienia nieproporcjonalny tympanon. Et caetera… Nikt nie wymaga od kamieniarza zdolności projektowania, bo ten jest rzemieślnikiem – nie architektem, a wykonawcą. Domorośli architekci fundujący kolejne tapczany przyjęli za motto zasadę de gustibus non disputandum esse. Sentencja o różnorodności gustów stała się usprawiedliwieniem totalnego bezguścia!
Motorem nadającym moc sprawczą fundatorom tapczanów wiecznego spoczynku jest specyficzny pęd w poszukiwaniu inności, chęć popisania się przed ziomkami pomysłowością i zasobnością rodzinnego skarbca. O ile w renesansowych włoskich miastach bogate rodziny zatrudniały w tym celu najznakomitszych architektów i pozostawiły nam w darze wspaniałą spuściznę architektoniczną, o tyle dzisiejsi Medyceusze zaśmiecają świętą i rozmodloną przestrzeń cmentarza kiczem zielonych granitów, szklistego betonu i makabrycznych sentymentalnych podobizn denatów, pozostawiając przyszłym pokoleniom w najlepszym wypadku – niesmak
i obrzydzenie, w najgorszym zaś – skrzywione gusta i pojęcie o architekturze.
Nastąpił czas paradoksów – szlachetna intencja godnego pochówku bliskich zmarłych objawia się w tandecie i braku zdrowego rozsądku. I tak właśnie, kamienie grobowców, których zadaniem jest wołać do Stwórcy, gdy o modlitwie za zmarłych już wszyscy zapomną, zdają się być niezdolnymi do jakiegokolwiek wzlotu ponad ciężką materię chińskiego granitu. Tablice nagrobne, które ongiś wołały do przechodnia i zaklinały go, by zmówił za dusze zmarłych Anioł Pański, dziś napawają oczy sentymentalnymi strofami, epoksydowymi madonnami i makabrycznymi w swojej pustocie, zdjęciami zmarłych.
Proste, a jakże szlachetne zdjęcia na porcelanie jawią się dziś jako przeżytek. Liczy się efekt. Tapczan musi być również praktyczny, powinien zmieścić dziesiątki zniczy i wiązanek sztucznych kwiatów – wszak bez nich nie ma wiecznego zbawienia. Rzadko widzi się dzisiaj zwyczajne, ziemne mogiły, porośnięte zielenią trawy i rozchodnika. A o ileż szlachetniejszym od owej kosztownej tandety jest widok ubogiego grobu ziemnego ze stalowym rdzewiejącym krucyfiksem i niewielką tabliczką z nazwiskiem zmarłego…! Dziś ubóstwo jawi się jako wstyd, a kosztowne bezguście jako wzór. O, homo! O, idiota!…
Czasy PRL pozostawiły swój ślad na nekropoliach. I nie dziwi fakt, że ludzie tych czasów pragnęli w jakikolwiek trwały sposób zaznaczyć miejsce pochówku swoich bliskich. Dzisiaj jednak, w obliczu sum, jakie przeznacza się na budowę tapczanów wiecznego odpoczynku, zasadnym wydaje się pytanie: Dokąd zmierzasz, człowieku?! Czy taki ślad chcesz pozostawić swoim prawnukom…? Spojrzą one na arcydzieła rzeźby nagrobnej, na grobowce z witruwiańskimi portykami na starych cmentarzach. Potem zawieszą swój wzrok na czerwonym tapczanie, który już nie wzywa do modlitwy, nie przypomina o przemijalności życia, nie przemawia do nich jak gdybyś sam chciał im coś przekazać. Długa, lśniąca, niczym lotniskowa płyta z granitu, który zaimpregnowany nigdy się nie zestarzeje, domaga się jedynie pasującego doń zestawu: sztucznych kwiatów i potężnego znicza – byle nie mniejszego niż na sąsiednim grobie. Memento mori! Pamiętaj o śmierci, bo zaraz przyjdzie. Proś o modlitwę po śmierci, nie
o kiczowate wiązanki. Proś o Msze za swoją duszę, a nie o chiński granit i lastryko. Jeżeli chcesz po sobie zostawić trwały ślad, weź do ręki O architekturze ksiąg dziesięć Witruwiusza. Albo chociaż dopuść do głosu odrobinę zdrowego rozsądku. Potrzeba nam umiaru i prostoty, gdzie ciśnie się bezczelna i pstrokata tandeta.
1(łac.) Stawię pomnik trwalszy od spiżu – wiersz Horacego
Powyższy tekst został opublikowany w czwartym numerze pisma W Pół Drogi. PDF z tym numerem jest dostępny TUTAJ, inne numery naszego pisma możesz zobaczyć TUTAJ