3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Dawid Kaczmarek: Tezy styczniowe. Czyli co zrobić i jak by zapewnić przyszłość dla nacjonalizmu w Polsce

dawid kaczmarek, nowy nacjonalizm

Na temat lekko mówiąc „nieciekawej” kondycji ruchu narodowo-radykalnego w Polsce powstało już na przestrzeni ostatnich lat, dziesiątki różnego rodzaju prac i artykułów. W opinii autora; jedne z nich były bliższe sedna problemu, a inne dalsze. Jedne pisane były przez ludzi bardziej doświadczonych, drugie natomiast były tworzone przez „nowych” ludzi ze świeżym spojrzeniem, które przynajmniej w teorii powinno pozwolić im na to, by dostrzec naszą rzeczywistość taką jaką ona jest naprawdę, a nie jaką chcielibyśmy widzieć przez ostatnie lata. Odkładając jednak ten temat na bok, należałoby stwierdzić, że przeważająca część tych prób miała ze sobą jedną wspólną cechę. Stanowiły one raczej odtwórczy opis wad i błędów, pozbawiony choćby częściowego wkładu własnego, który niósłby za sobą jakąkolwiek wartość merytoryczną; czy to w postaci uwspólnienia pewnych stanowisk, czy też zaproponowania konkretnych działań, wykraczających poza przyjęte i dawno już zakurzone schematy.

Dlatego, gdy dowiedziałem się o tym jak ma wyglądać ostateczna koncepcja numeru „W Pół Drogi”, to z początku nie wiedziałem co tak naprawdę powinienem o niej myśleć. Z jednej strony temat główny numeru zdaje się być z początku właśnie tym, o czym napisałem we wstępie artykułu. Czyli odgrzewaniem po raz dziesiąty tego samego kotleta tylko po to, by za każdym kolejnym razem wykrzesać z niego jeszcze odrobinę pozorów „awangardowości” i uzyskać choć szczyptę złudnego powiewu świeżości – co zwykło przecież przydawać „chwały” i środowiskowego blichtru nie tylko piszącemu, ale też samemu pismu i temu kto je wydaje. Z drugiej strony: muszę przyznać, że to chyba pierwszy przypadek w środowisku, gdy widzę próbę twórczego zestawienia ze sobą pytania o stan środowiska narodowo-radykalnego, z pytaniem o jego przyszłość. To bardzo istotny kontekst. Ma on potencjał zdolny zmienić całkowicie wymowę możliwych rozważań i zdaje się dawać prawdziwą szansę piszącemu, nie tylko na udzielenie choć paru odpowiedzi na najbardziej istotne pytania, lecz także na rozpoczęcie w końcu właściwie ukierunkowanych prac; czy to ideowo/intelektualnych, czy to właśnie organizacyjnych w najbardziej wymagających tego obszarach. Powaga tego zagadnienia powinna być oczywista, wszak każdy kto działa aktywnie w ramach ruchu narodowego (koniecznie pisanego w tym miejscu małą literą), podzieli pewnie też moje przekonanie, które odczuwam już od dość dawna, że nie wiele już nam zostało czasu na to, by w jakiś sposób wpłynąć na ruch, którego los z dnia na dzień wydaje się być coraz bardziej przypieczętowany.

Nie wiele już nam zostało czasu na to, by w jakiś sposób wpłynąć na ruch, którego los z dnia na dzień wydaje się być coraz bardziej przypieczętowany

Brak czasu do stracenia dobitnie uświadomiła nam także trwająca na świecie pandemia Covid-19. Odkładając zdecydowanie na bok w tym miejscu, mniej lub bardziej spiskowe teorie dziejów, nie da się zaprzeczyć temu, że nigdy dotąd (a przynajmniej w przeciągu ostatnich 30 lat), nie byliśmy w stanie doświadczyć na własnej skórze tak doniosłych i zarazem niespodziewanie szybkich zmian społeczno-gospodarczych. Wzrastająca podatność społeczeństwa na wszelkiego rodzaju impulsy informacyjne, bezrobocie i zbliżający się wielkimi krokami kryzys gospodarczy związany z globalną stagnacją, rozpad lub osłabienie globalnych łańcuchów dostaw, technologizacja życia; to wszystko powinno stanowić wprost podręcznikowe, pozytywne warunki dla wzrostu popularności i wzmacniania się takich ruchów jak nasze. To jednak się nie dzieje. Co zatem nie działa tak jak powinno?

Na to i na parę innych pytań postaram się właśnie odpowiedzieć w swoim tekście. Mam przy tym nadzieję, że zawarte w nim wnioski posłużą nie tylko do rozpoczęcia wielu wartościowych dyskusji, ale także wskażą na konkretne kierunki działania, które okażą się akceptowalne dla przedstawicieli różnych (nazwijmy to) „prędkości” w naszej społeczności.

Nacjonalizm – czyli o konieczności wprowadzenia narodowego-radykalizmu w XXI wiek

Odpowiedź na pytanie o obecną kondycję ideową polskiego nacjonalizmu, pozostaje wciąż jedną z najtrudniejszych do przedstawienia. Z jednej strony należy jednoznacznie pozytywnie ocenić pracę przedstawicieli różnych grup i organizacji, którym na przestrzeni ostatnich lat udało się wprowadzić i zakorzenić w naszym dyskursie wiele istotnych i pozytywnych tematów; jak np. kwestie socjalne, ekologia, akcje samopomocowe, europejski nacjonalizm czy antyliberalizm. Praktycznie całkowicie udało wypchnąć ze środowiska narodowo-radykalnego wszelkie obce nam prądy ideowe. Istnieją portale czy pisma internetowe jak: W Pół Drogi, Narodowy Horyzont czy Szturm. W powszechnym obiegu krążą różnorodne książki, a w aplikacji Telegram działają przynajmniej dwa duże kanały zapewniające drugi obieg wartościowych pism i esejów w formacie PDF. Tak więc obraz, który wyłania się z zamieszczonego powyżej opisu, można by było uznać w zasadzie za mocno poprawny, gdyby nie przygniatająca świadomość istnienia w nim istotnych rys, które w opinii autora stają kluczowymi problemami, negatywnie wpływającymi na kondycje ideową polskiego nacjonalizmu.

Za najważniejszy z nich uznałbym zauważalny brak łączności pomiędzy pracą ideologiczną a rzeczywistością. To co mam na myśli najłatwiej sobie uzmysłowić na przykładzie tematu aktualizacji założeń naszej idei względem zmian zachodzących w społeczeństwie, w kraju i na świecie. Nie ulega wątpliwości, że to obecnie jedno z najważniejszych zadań stojących przed ruchem nacjonalistycznym, z którego nikt nie ma prawa nas zwolnić. Z drugiej strony praca ta nie może się przecież odbywać w całkowitej próżni. XXI wiek przyniósł za sobą doniosłe zmiany, które przeniosły na zasłużone miejsce w historii praktycznie większość założeń przedwojennych narodowych radykałów, pozostawiając w obiegu jedynie fundamentalne dogmaty decydujące o naszej tożsamości. Lata 20, w które właśnie dopiero co wkroczyliśmy, zdają się więc być chyba najlepszym momentem na to, by raz na zawsze pożegnać się z historycyzmem i przenieść zdecydowany nacisk wysiłku organizacyjnego na współczesność. Drugą stroną tego samego problemu są całkowicie pozbawione sensu próby przenoszenia do polskiego środowiska narodowo-radykalnego w skali 1:1 bezkrytycznie powielanych kalek ze Stanów Zjednoczonych (czy szeroko rozumianego Zachodu). Prowadzona w taki sposób praca ideowa z uwagi na swoje gruntowne nieuporządkowanie, całkiem szybko przyjmuje postać jedynie marnej intelektualnej masturbacji, która jest w zasadzie niczym innym, jak tylko nieudolnie przykrytą wymówką przed podejmowaniem jakichkolwiek odważnych działań w zastanej przez nas rzeczywistości.

Za najważniejszy z nich uznałbym zauważalny brak łączności pomiędzy pracą ideologiczną a rzeczywistością

Odpowiedź na pytanie jak wyeliminować problemy z kondycją ideową polskiego nacjonalizmu, to jednocześnie odpowiedź na istotne pytanie o to jak wprowadzić narodowy radykalizm w Polsce w XXI wiek. Po pierwsze: historycyzm, który w tym kontekście wydaje się być jednym z najpoważniejszych ograniczeń. Należałoby w tej sprawie w końcu przestać traktować historyczny dorobek polskich narodowych radykałów jako pierwszy i ostatni głos w dyskusji o tym jak powinna wyglądać Polska dnia dzisiejszego. Zamiast tego powinniśmy w końcu ująć ten temat całościowo, wydzielić go ze sfery pracy programowej i przesunąć w dwóch kierunkach; na odcinek formacyjny (wewnętrzny) i propagandowy (zewnętrzny). W żadnym wypadku nie zamierzam występować w tym miejscu przeciwko temu, że w sferze wewnętrznej/organizacyjnej spuścizna narodowego radykalizmu oraz historie opowiadające o niezwykłych dokonaniach naszych ideowych poprzedników stanowią ważny aspekt w procesie kształtowania charakteru nowego aktywisty. Fakt ten trzeba po prostu uznać i jednocześnie należycie do niego podejść, tak by formacja nowego działacza nie zaczynała się i nie kończyła jedynie na wiedzy o przeszłości. Na polu zewnętrznym należałoby z kolei wspólnym wysiłkiem spróbować na nowo opowiedzieć naszą historię; korzystając przy tym z nowego języka i nowych narzędzi, które odpowiednio zorganizowanej grupie, dają namacalną możliwość ograniczonego kształtowania nowego przekazu na każdy temat. Kluczowe postacie historii narodowego radykalizmu, odpowiednio przedstawione i niejako także na nowo zreinterpretowane, mogłyby same w sobie stać się pewnego rodzaju nowym mitem na XXI wiek, który właściwie skrojony, przyciągałby do nas młodzież i innych ludzi zainteresowanych szeroko rozumianym aktywizmem organizacyjnym.

Kluczowe postacie historii narodowego radykalizmu, odpowiednio przedstawione i niejako także na nowo zreinterpretowane, mogłyby same w sobie stać się pewnego rodzaju nowym mitem na XXI wiek, który właściwie skrojony, przyciągałby do nas młodzież i innych ludzi zainteresowanych szeroko rozumianym aktywizmem organizacyjnym

Po drugie: aktualizacja założeń ideowych. Zdaje sobie sprawę z tego, że tego procesu z uwagi na jego charakter, z jasnych względów nie da się objąć stuprocentową kontrolą. Jednakże nie znaczy to, że nie należałoby go mimo wszystko potraktować z należytą dozą ostrożności i cierpliwości. Przede wszystkim warto byłoby powstrzymać się od bezkrytycznego kopiowania schematów ze Stanów Zjednoczonych. Zajmuje takie stanowisko nie tylko ze względu na swoją wrodzoną niechęć do tego kraju i wszystkiego co on sobą reprezentuje; lecz bardziej ze względu na zauważalną odrębność społeczną, polityczną czy nawet cywilizacyjną pomiędzy USA a Europą. Tak samo rozwijanie i aktualizacja koncepcji ideowych nie powinna się w żadnym stopniu zasadzać na obcych prądach ideowych (w ramach wszelkiego rodzaju „sojuszu ekstremów). Działania tego typu bez cienia wątpliwości jedynie ośmieszają nasz ruch, obniżają dodatkowo jego spoistość, często doprowadzając do autodestrukcji nawet najbardziej podstawowych fundamentów nacjonalizmu. W ten sposób zamiast nowych rozwiązań, dostajemy jedynie ideowy kanibalizm, co jest jednym z powodów, które trzymają nas w miejscu. Praca intelektualna naszych organizacji i środowisk, powinna być zatem prowadzona w taki sposób, by z jednej strony jej nie ograniczać, a z drugiej strony nie wychodzić w jej ramach poza ustalony i tożsamy z nami porządek pojęciowy i aksjologiczny.

Dodatkowo jak już wspomniałem wcześniej, nasze działania i projekty na tym polu muszą być prowadzone w ścisłej łączności z rzeczywistością. Praca ideowa czy intelektualna, na dłuższą metę jest całkowicie pozbawiona sensu jeśli w jej ramach nie dokonuje się translacja stworzonej myśli na rzeczywiste rozwiązania lub po prostu szeroko rozumiany program zmiany zastanego przez nas świata. Dlatego osoby odpowiedzialne za tego rodzaju działania muszą się ciągle zderzać z nowymi spojrzeniami, opuszczać wygodne mentalne getta i zmuszać się do wychodzenia poza ideową strefę komfortu. Dzięki temu w skali makro zyskamy możliwość wykluczania z dyskusji elementów patologicznych, czy pozbawionych choćby najdrobniejszego przełożenia na rzeczywistość. Ruch, który ciągle tylko teoretyzuje, nigdy nie będzie w stanie wyjść ponad ograniczenia wyznaczane przez swoje teorie i jest skazany co najwyżej na wegetowanie w podziemnych lokalach za zamkniętymi drzwiami, czy grupach dyskusyjnych dla jedynych „prawdziwych nacjonalistów”.

Organizacja- czyli jak zbudować środowisko narodowe w Polsce?

Przed wojną polski ruch narodowy był bez cienia wątpliwości zjawiskiem o charakterze masowym. Fakt ten można uznać nie tylko ze względu na liczby bezwzględne odnoszące się do każdej organizacji z osobna, lecz głównie z uwagi na to, że nawet jeśli brał on swój początek od studenckiej młodzieży, to z czasem znacznie się rozwinął, obejmując swoimi wpływami wiele innych (nierzadko diametralnie od siebie odmiennych) klas społecznych, które posiadały odmienne od siebie interesy i pozycję w polskim społeczeństwie. Taki stan rzeczy stworzył naturalną i szeroką bazę społeczną dla ruchu narodowego, która zapewniała nieskrępowany dopływ nowych aktywistów oraz znacznie lepsze możliwości oparcia dla działaczy, którzy w znakomitej większości przypadków mogli prowadzić swój aktywizm, nie martwiąc się przy tym konsekwencjami natury osobistej lub zawodowej (zwłaszcza gdy porównamy to zjawisko do czasów współczesnych). Miało to także swój niebagatelny wpływ na system organizacyjny całego ruchu, w ramach którego poszczególne grupy, nawet jeśli nastawione do siebie konkurencyjnie lub konfrontacyjnie, niejako i tak szły w tym samym kierunku, dokładając mniejszą lub większą (ale co najważniejsze wspólną) część do prowadzonej przez siebie walki w wymiarze ogólnonarodowym i społecznym.

Ile z tego zostało do dzisiaj? Bez zastanowienia odpowiedziałbym, że nie wiele albo raczej nic. Nie chcąc jednak zbytnio uprzedzać wypadków i przyjętej przez siebie narracji, należałoby stwierdzić, że słowo „środowisko” rzeczywiście jest wśród nas odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki, jednak gdyby kogokolwiek zapytać o to jak w zasadzie rozumie to pojęcie i gdzie je dokładnie widzi, większość bezradnie rozłożyłaby ręce. Trudno byłoby kogoś za to winić. Zaczynając ten temat niejako od samego początku: warto byłoby zauważyć, że środowisko by zostało w ogóle zawiązane, w ujęciu socjologicznym powinno mieć jakikolwiek mit; nadrzędną opowieść, która mogłaby stanowić zjednoczeniowy punkt odniesienia dla wszystkich jego członków. Jedyną historią tego typu, która jako tako zakorzeniła się w niektórych częściach naszej społeczności był mit lat 90 i cała związana z nim subkulturowa otoczka, zasadzająca się na resztkach ruchu skinheads i mniej lub bardziej udanych utworach muzycznych z gatunku RAC. Bez względu na zdecydowanie negatywny stosunek autora do opisywanego zjawiska, to jednak dając zadość obiektywizmowi, trudno nie zauważyć jego dobrych stron. Zaliczyłbym do nich między innymi mocne (lecz nieostateczne) ugruntowanie obecności na stadionach, stworzenie podstawowej sieci kontaktów i ustanowienie przewagi na ulicach względem grup lewicowych. Czy można jednak dodać coś jeszcze do tej listy? Nie za bardzo. Trudno się zatem nie oprzeć w tym kontekście wrażeniu, że lata 90 (lub raczej to co z nich zostało) zostawiły w spadku po sobie następnym grupom aktywistów niebezpieczne złudzenie, że w temacie kształtu środowiska narodowo-radykalnego wszystko w Polsce idzie tak jak należy i sprawa ta nie potrzebuje żadnych konkretnie nakierowanych na to wysiłków. To mylne przekonanie na przestrzeni kolejnych lat przybrało postać balona, który rósł i rósł, aż w końcu pękł. I tak oto dziś znaleźliśmy się na powrót w punkcie wyjścia; pozbawieni systemu wsparcia i zasobów niezbędnych do działania w obecnych warunkach.

Należałoby stwierdzić, że słowo „środowisko” rzeczywiście jest wśród nas odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki, jednak gdyby kogokolwiek zapytać o to jak w zasadzie rozumie to pojęcie i gdzie je dokładnie widzi, większość bezradnie rozłożyłaby ręce.

To, że w Polsce nie wykształciło się we właściwy sposób środowisko narodowo-radykalne, nie jest do końca wynikiem tego, że grupy operujące w kraju są zbyt słabe i rozproszone. To raczej tak naprawdę jeden z symptomów istnienia tego problemu. Jego praprzyczyną jest natomiast jak się zdaje obecnie to, że na przestrzeni lat nie podjęto podjęto żadnej sensownej próby stworzenia więzi i interakcji pomiędzy poszczególnymi organizacjami, a niewielu spośród dotychczasowych liderów było w stanie spojrzeć trochę wyżej ponad wąsko rozumiany interes własnej organizacji lub posiadanej przez nią marki.

Patologiczne przywiązanie do dbałości o swój szyld i jego ubóstwianie doprowadziło do nieakceptowalnej sytuacji, w której stan polskiego nacjonalizmu (rozumianego jako społeczność) jest zależy w skali mikro od wzlotów i upadków poszczególnej grupy (przeważnie największej lub najbardziej medialnej) lub od sukcesu bądź porażki jednego, centralnego wydarzenia (w przypadku Polski bez wątpienia taką rolę pełni Marsz Niepodległości). Skoro nie istnieje środowisko, to też nie istnieje jakikolwiek stały zestaw elementów w przestrzeni, które decydują o naszym istnieniu. Dlatego też w takich warunkach jakikolwiek sukces osiągnięty przez nacjonalistów jest szybko trwoniony, bo nie istnieje żadna możliwość by go trwale zagospodarować. I tak sobie funkcjonujemy od lat. Od jednego skandalu do drugiego, obserwując coraz to bardziej odjazdowe organizacje, które tak szybko znikają jak się pojawiają, oraz od jednego Marszu Niepodległości do drugiego, tracąc swój cenny czas i zasoby na pomstowanie na „zdrajców” i „sprzedawczyków”. Rzadko kto zauważa w tym momencie, że w ten sposób sami siebie spychamy w rolę pożytecznych idiotów lub co najmniej bezużytecznych karłów reakcji.

Tak więc środowisko, które rozumiem w tym miejscu jako zespół interakcji i obustronnych połączeń pomiędzy różnego rodzaju organizacjami, jest nam potrzebne do stworzenia systemu, który z jednej strony umożliwiałby trwałe zagospodarowywanie sukcesów ruchu nacjonalistycznego, a z drugiej strony stanowił oparcie dla aktywistów tak, by wreszcie zatamować odpływ działaczy po osiągnięciu przez nich magicznej granicy wiekowej (jak niesie wieść gminna oscyluje ona w okolicach 25-30 roku życia). Nie wszystko jednak jest stracone. Patrząc na obecną sytuację w kraju, nie trudno nie odnieść wrażenia, że może nie do końca umyślnie warunki w Polsce w pewnym sensie dojrzały do zmiany w tym zakresie, która mogłaby pokazać nam wszystkim drogę w dobrym kierunku. Widoczne przejście Młodzieży Wszechpolskiej na pozycje w pełni narodowo-demokratyczne pozbawiło nas złudzeń i zrobiło miejsce dla funkcjonowania innych grup. Nowe otwarcie w historii Obozu Narodowo-Radykalnego daje obecnie nadzieje na odrodzenie się organizacji zdolnej do odegrania roli kierowniczej w skali całego środowiska. Wspólna akcja środowisk narodowo-radykalnych na 102 rocznicę odzyskania niepodległości pokazała namacalną korzyść, która wynika z łączenia potencjałów odmiennych od siebie środowisk. To wszystko zebrane razem dobitnie wskazuje na z gruntu pozytywne tendencje, które bez dwóch zdań obecnie istnieją. Jednakże to nie koniec naszej pracy, lecz dopiero jej początek. Choć osobiście nie do końca wierzę w to, że możliwie jest całkowite pokonanie dzielących nas różnić, to uważam, że jak najbardziej prawdopodobne jest zbudowanie ogólnego systemu relacji, który w oparciu o nazwijmy to „porozumienie ludzi rozsądnych” mógłby powoli, krok po kroku akumulować wokół naszych grup potencjał i zaplecze niezbędne do funkcjonowania w realiach XXI wieku. Zabieg ten nawet jeśli nie zakończy się całkowitym powodzeniem, mógłby wreszcie skierować nasze działania na właściwe tory. W naszej obecnej sytuacji tak czy siak nie byłoby to pozbawione znaczenia.

Choć osobiście nie do końca wierzę w to, że możliwie jest całkowite pokonanie dzielących nas różnić, to uważam, że jak najbardziej prawdopodobne jest zbudowanie ogólnego systemu relacji, który w oparciu o nazwijmy to „porozumienie ludzi rozsądnych” mógłby powoli, krok po kroku akumulować wokół naszych grup potencjał i zaplecze niezbędne do funkcjonowania w realiach XXI wieku

Polityka- czyli czy jest tam miejsce dla narodowych-radykałów?

Czym tak właściwie jest polityka? Bez wątpienia pojęcie to na przestrzeni lat doczekało się szeregu mniej lub bardziej trafionych definicji. W ramach pewnego rodzaju wprowadzenia, warto odwołać się do jednej z najstarszych. Arystoteles (postać, której raczej w tym miejscu szerzej przedstawiać nie trzeba) dowodził w swoich pismach, że polityka to nic innego jak właśnie sztuka rządzenia państwem, która powinna mieć na względzie jedynie dbałość o właściwie rozumiane dobro wspólne. Ta ze wszech miar słuszna i zgodna z duchem naszej cywilizacji definicja, została w miarę upływu czasu mocno powykręcana i zwyczajnie splugawiona. Proces ten, który nie był do końca przypadkowy, był także wyjątkowo korzystny głównie dla Systemu. Można go skwitować w zasadzie jednym gorzkim stwierdzeniem: to prawdziwy paradoks, że nic tak w oczach zwykłych ludzi nie podminowało znaczenia polityki i zaangażowania obywatelskiego, jak globalne upowszechnienie się systemu, który przynajmniej w teorii powinien zapewniać tym ludziom nieskrępowane możliwości partycypacji w procesie decydowania o swoim własnym losie.

Patrząc więc na takiego typu wstęp trudno się dziwić wrodzonej niechęci narodowych radykałów do planowania i prowadzenia jakichkolwiek działań na tej płaszczyźnie. To czy takie przekonanie jest słuszne i posiada w ogóle jakiekolwiek podstawy w rzeczywistości czy nie to inna kwestia. Faktem jest jednak to, że towarzyszy nam ona od dawna i jest wynikiem idealistycznego (przynajmniej w sferze deklaracji) podejścia do rzeczywistości. Takie podejście towarzyszyło nam także w czasie zawiązywania się Konfederacji i jej pierwszego sukcesu wyborczego w 2019 roku. Sam na początku tej historii byłem jedną z tych osób, która krytykowała Ruch Narodowy za pójście na skróty z liberałami. Z drugiej strony widziałem w tej sytuacji także winę naszych organizacji, które po raz kolejny w takiej sytuacji, jedyne co mogły zrobić to zaciśniętymi zębami obserwować rzeczywistość, nie posiadając w swoich rękach żadnych środków czy narzędzi umożliwiających jej zmianę. Dziś można to już całkowicie otwarcie powiedzieć, że jakkolwiek jestem z jednej strony po ludzku rozczarowany tym jaką postać przybrała obecnie Konfederacja; oddając całkowicie pole czynnikom liberalnym i po prostu szurowskim (takim jak np. środowisko zgromadzone wokół Grzegorza Brauna), to z drugiej strony trzeba przyznać, że Ruchowi Narodowemu udało się póki co uzyskać trwałą reprezentację na najwyższym stopniu krajowej polityki. I w zasadzie na tym kończą się pozytywy. Bez odpowiedzi pozostaje tylko jedno pytanie. Czy podjęte środki i kompromisy były warte rezultatów jakie osiągnięto? Może postawię sprawę inaczej: czy w ogóle tak naprawdę coś osiągnięto? Zostawmy te pytania bez odpowiedzi. Niech wiszą nad nami w przestrzeni jako wieczna przestroga. Myślę, że jeśli czytelnik dotarł już do tego miejsca moich rozważań, to jest na tyle świadomy, by posiadać własną opinię na ten temat. Na temat Konfederacji powiedziano już wszystko co można było powiedzieć. Nie ma sensu powtarzać się w nieskończoność.

Wciąż jednak kwestia miejsca polityki w ruchu narodowo-radykalnym pozostaje nierozwiązana. Choć bez wątpienia nie można zignorować ogromnego znaczenia idealistycznego korzenia naszej tożsamości ideowej, który ugruntował się na przestrzeni lat i był wynikiem funkcjonowania w skrajnie wrogim otoczeniu, to z drugiej strony trzeba też zauważyć, że jeśli dzisiejsze czasy są w stanie nas w ogóle czegoś nauczyć, to uczą nas właśnie tego, że żadna okazja do podjęcia działania nie może zostać zignorowana, a pole raz oddane przeciwnikowi albo zostaje po pewnym czasie trwale utracone, albo staje się praktycznie niemożliwe do odzyskania. Czy tego chcemy czy nie, świat od dwudziestolecia międzywojennego uległ ogromnej zmianie. Powiedzieć to jednak w ten sposób to jakby nic nie powiedzieć, bo świat w epoce nowoczesności, zmienia się już tak naprawdę nie tylko z dekady na dekadę, lecz nawet z roku na rok. Raz po raz jesteśmy zderzani z coraz to nowszymi wyzwaniami, których dotąd nie mieliśmy szansy doznać. Ruchy nacjonalistyczne przechodziły do historii bo były radykalne. Były radykalne bo były rewolucyjne. Były rewolucyjne, bo ich przedstawiciele potrafili właściwie rozpoznawać wyzwania współczesnych dla nich czasów i przede wszystkim: nie uchylali się oni od podejmowania walki na jakimkolwiek polu. Bez względu na to jak bardzo niewygodne mogłoby to dla nich być.

Ruchy nacjonalistyczne przechodziły do historii bo były radykalne. Były radykalne bo były rewolucyjne. Były rewolucyjne, bo ich przedstawiciele potrafili właściwie rozpoznawać wyzwania współczesnych dla nich czasów i przede wszystkim: nie uchylali się oni od podejmowania walki na jakimkolwiek polu. Bez względu na to jak bardzo niewygodne mogłoby to dla nich być

Tak więc zdecydowanie to najwyższy czas, by zerwać z dotychczas ugruntowanymi przyzwyczajeniami. Trzeba oddzielić to co było kiedyś grubą kreską i przyjąć w opisywanym temacie jedyną możliwą zasadę. Jest to zasada: zero wymówek. Jeśli dziś jesteśmy w ogóle cokolwiek winni polskiemu Narodowi, to jest to konieczność zaangażowania się na wszystkich polach, na których nasz Naród potrzebuje stanowczego głosu, który będzie bronił jego interesów. Jeśli jesteśmy coś winni swoim ideowym poprzednikom, to jest to konieczność walki na każdym dostępnym polu działania, bez względu na to jak trudne by one dla nas nie było. I wreszcie: jeśli jest coś co winni jesteśmy sami sobie to to, byśmy wreszcie zerwali z rolą biernego obserwatora i zrobili coś, by za kolejne parę lat nie analizować po raz kolejny, następnego nieudanego projektu politycznego, który został zrobiony ponad nami. Polityką rządzą takie same prawa jak każdą inną sferą działalności. Ona także wymaga właściwego dla siebie podejścia i przyjęcia odpowiedniej taktyki. By należycie przedstawić ten temat należy jej temat rozdzielić na dwie sfery: oficjalną i nieoficjalną. Na polu nieoficjalnym należałoby otworzyć się na działania zmierzające do uzyskania jakiejkolwiek reprezentacji, czy nawet najdrobniejszego wpływu na lokalny lub krajowy proces decyzyjny. Czy to bezpośrednio, czy poprzez sieć kontaktów środowiskowych. Nie chciałbym w tym miejscu użyć mocno skompromitowanego w naszych realiach hasła: „marszu przez instytucje”, lecz raczej ująłbym w tym miejscu to w ten sam sposób jak widzi to Gabriele Adinolfi, który w swojej pracy pt. Imperium pisał na ten temat: „Musimy wiedzieć jak być w tym świecie i umieć w nim żyć, bez konieczności bycia z tego świata”. W sferze oficjalnej należałoby przyjąć skonkretyzowany plan udziału w wyborach począwszy od najbardziej lokalnego stopnia administracyjnego. Dobrze by było, żeby nie ograniczał się on do procedury samego startu, ale zakładał jeszcze działania, które muszą mu towarzyszyć, tj. wyselekcjonowanie możliwych gmin, budowa lokalnego systemu wsparcia, oraz przygotowanie za w czasu kampanii wyborczej i zasobów niezbędnych do zwycięstwa. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że to o czym teraz piszę, wymaga trochę innego podejścia, które być może wiązałoby się z tworzeniem nowych szyldów, większa dyscypliną i konsekwencją w działalności lokalnej, ale patrząc na powagę sytuacji w jakiej się obecnie znaleźliśmy, nie powinno być to nic niemożliwego do wykonania.

Społeczeństwo- czyli jak znaleźć miejsce dla siebie w świecie post-Covid?

Powyższy tekst rozpocząłem od poczynienia dość czytelnego odniesienia do tematu pandemii Covid-19. Dziś już zdecydowanie nikt nie powinien posiadać jakichkolwiek wątpliwości, że epidemia koronawirusa, bez względu na to co kto w zasadzie myśli sobie na jej temat, będzie miała niebagatelny wpływ na świat, w którym żyjemy. Czas więc pozbyć się złudzeń, że w ogóle cokolwiek może zostać w naszym życiu po staremu. W pierwszej kolejności zmianie ulegnie na pewno kształt porządku międzynarodowego. Dzieje się to zresztą już tu i teraz. Należy oczekiwać, że proces ten stanowczo przyspieszy w najbliższych miesiącach (głównie ze względu na porażkę wyborczą Donalda Trumpa). Struktura globalnej gospodarki także przybierze inny kształt i nawet jeśli zerwane przez obecny kryzys łańcuchy dostaw zostaną za jakiś czas odbudowane, to trudno oczekiwać, że ogólny stan rzeczy będzie mógł wrócić do status quo. Ten specyficzny czas z pewnością wpłynie także na kształt i strukturę europejskich społeczeństw. Powszechne zawieszenie tradycyjnego kontaktu społecznego, zamknięcie kin, teatrów i innych instytucji kultury, ograniczenia na święta Wielkanocne, doświadczenie paru miesięcznego lockdownu– to wszystko wiązało się i wiąże się nadal z występowaniem sytuacji, które są sprzeczne z naszą społeczną naturą. Naiwnością byłoby teraz oczekiwać, że tego typu doświadczenia pozostaną bez wpływu na nas samych. Sądzę nawet, że ta kwestia stanie się wkrótce fenomenem, będącym przedmiotem rozpraw i analiz naukowców na całym świecie.

Nie mamy na to jednak póki co wpływu. Patrząc na ten temat z perspektywy polskiej, należałoby powiedzieć, że negatywne zmiany społeczne związane z doświadczeniami z czasów epidemii Covid-19, padną niestety na dodatkowo podatny grunt, przez co związane z nimi problemy i trudności będą znacznie bardziej trudniejsze do rozwiązania. Warto zauważyć, że patrząc na historię naszego kraju, wniosek, że pewnego rodzaju „spoistość narodowa” nigdy nie była naszą dobrą stroną nasuwa się sam. Po raz pierwszy pęknięcia w tkance społecznej w pełni unaoczniły się tuż po odzyskaniu niepodległości. Przez 21 lat istnienia niezależnej II Rzeczpospolitej, następującym po sobie elitom politycznym, nie udało się zniwelować różnic społecznych, gospodarczych i w sumie także i mentalnych, które wynikały z wcześniejszego, geograficznego podziału granic trzech zaborów. Problem ten nie został rozwiązany także przez komunistów. Rządy tzw. Polskiej Republiki Ludowej doprowadziły do ugruntowania z kolei podziału na Polskę „A” i Polskę „B” (co z grubsza odpowiada linii podziału na Wschód i Zachód kraju). W czasach nam współczesnych: podział ten zyskał charakter wybitnie polityczny i okazał się istotnym czynnikiem wyznaczającym kształt ideowo-społecznego krajobrazu w naszym kraju. Ten bez dwóch zdań negatywny fenomen, okazał się na tyle trwały i wyjątkowy, że parę miesięcy temu przyszło mi nawet o nim rozmawiać, w krótkiej wypowiedzi dla pewnej, małej gazety z Włoch o profilu konserwatywnym. Fakt ten, który dla większości z nas bardzo często urasta do kolejnego tematu na memy, jest według mnie bardzo poważnym wyzwaniem dla nas samych. Postępująca polaryzacja; wzmacniana w imię partykularnych interesów politycznych osłabia Naród i tym samym osłabia także nas i nasz ruch, rozbijając naturalną dla nas bazę społeczną. Dodatkowo wprowadza nasz kraj w stan stałego rozedrgania, co stanowi poważne zagrożenie dla jego bezpieczeństwa. Także zewnętrznego.

Postępująca polaryzacja; wzmacniana w imię partykularnych interesów politycznych osłabia Naród i tym samym osłabia także nas i nasz ruch, rozbijając naturalną dla nas bazę społeczną. Dodatkowo wprowadza nasz kraj w stan stałego rozedrgania, co stanowi poważne zagrożenie dla jego bezpieczeństwa. Także zewnętrznego

Wydaje się zatem, że w przypadku Polski epidemia Covid-19 jedynie wzmocniła już wcześniej istniejące negatywne tendencje w naszym społeczeństwie. Nowe, wyjątkowe warunki w jakich znaleźliśmy się w związku z koniecznością przeciwdziałania skutkom epidemii; uwypukliły zatajone rany, doprowadzając stan społecznego rozbicia i ogólnego wrzenia do granic możliwości. Powtórzę raz jeszcze: to o czym piszę w tym miejscu jest poważnym wyzwaniem, zwłaszcza dla nas – nacjonalistów. Mimo tego kwestia ta dotychczas nie zajmowała właściwie eksponowanego miejsca w naszym dyskursie. To pierwsza rzecz, która w tym kontekście powinna ulec zdecydowanej zmianie. Druga: to podbramkowa sytuacja w jakiej się obecnie znaleźliśmy (nieźle obrazowana przez protesty liberałów z początku listopada), wymaga od nas w następnej kolejności zdecydowanej ofensywy ideowej. Na tak rozpędzoną bratobójczą walkę społeczną – nie wystarczy już tylko ogólnie rozumiany „narodowy solidaryzm”. Nowe czasy, nawet jeśli idą za nimi stare i dotychczas nierozwiązane problemy i tak wymagają uwspółcześnionych rozwiązań. Jak konkretnie miałyby one wyglądać? To kwestia do dyskusji. Nowa, dynamiczna akcja narodowo-radykalna mogłaby się odbyć pod hasłem: #NowejOdpowiedzialności. To z jednej strony w sferze przekazu jasno określałoby nasz stosunek do spraw społecznych, a z drugiej zapowiadałoby cały system wsparcia i akcji samopomocowych, które w wyniku nieuchronnego kryzysu gospodarczego po pandemii, stanowiłyby bezpośrednią odpowiedź na najbardziej żywotne potrzeby wspólnoty narodowej. To pewne, że nowy obraz polskiego społeczeństwa po przejściu pandemii będzie wymagał od nas jeszcze większego i bardziej przemyślanego nacisku na kwestie socjalne. Z drugiej strony; nadchodzące ciężkie czasy będą wymagały od nas dużej odpowiedzialności i przyjęcia postawy „strategicznej cierpliwości”. Chodzi mi o postawę, którą zaprezentowaliśmy przed 11 listopada. Nie będzie łatwo. Może nie będzie ciekawie i widowiskowo. Ale bycie blisko ludzi w ciężkich czasach, nawet jeśli dopiero po czasie o wiele bardziej zaprocentuje niż udział w inicjatywach, które dziś nie różnią się w większości od zwykłych festynów.

Z drugiej strony; nadchodzące ciężkie czasy będą wymagały od nas dużej odpowiedzialności i przyjęcia postawy „strategicznej cierpliwości”

Podsumowanie

Kiedy w lutym 2015 miałem zaszczyt przetłumaczyć mowę autorstwa francuskiego narodowego-rewolucjonisty i jednocześnie lidera nieistniejącego już Ruchu Akcji Społecznej; Arnauda de Robert’a, byłem pod ogromnym wrażeniem celności zawartych tam idei i spostrzeżeń, co do sytuacji w jakiej się znaleźliśmy i taktyki jaką musimy obrać po to by w końcu zwyciężyć. Choć dziś bez dwóch zdań jestem daleki do zbytniego czy jakiegokolwiek optymizmu, to jednak patrząc na to jak wielką drogę przeszliśmy przez te ostatnie dziesięć, czy właśnie pięć lat to myślę, że jej kontynuacja nie może być z góry skazana na porażkę. Idea – właściwie uporządkowana i rozwijana w łączności z rzeczywistością. Organizacja – funkcjonująca w oparciu o coś więcej niż własne ego i w imię czegoś więcej niż wąsko rozumiany interes własny. Aktywizm – prowadzony wedle jasnej i konsekwentnej strategii. Nacjonalizm – będący blisko ludzi, dla ludzi i w imię ludzi. Tak widzę odpowiedź na pytanie jak zapewnić przyszłość dla nacjonalizmu w Polsce.

Powyższy tekst został opublikowany w czwartym numerze pisma W Pół Drogi. PDF z tym numerem jest dostępny TUTAJ, inne numery naszego pisma możesz zobaczyć TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *