„Musimy na poważnie zająć się rzeczami, które dotyczą wszystkich Polaków”- rozmowa z Adamem Sewerynem, członkiem Zarządu ONR
Dziękuję za przyjęcie zaproszenia do wywiadu dla ‘W Pół Drogi’. Na początku proszę, abyś w kilku słowach się przedstawił i powiedział coś o sobie. Jak długo jesteś w ONR-ze, czym się zajmujesz w tej organizacji i dlaczego do niej wstąpiłeś?
Nazywam się Adam Seweryn i na chwilę obecną jestem członkiem zarządu Obozu Narodowo-Radykalnego i kierownikiem sekcji Naukowo-Szkoleniowej.
Tak więc jeżeli chodzi o obszary, którymi się obecnie zajmuję, to są to przede wszystkim wszelkie kwestie, które można uznać za związane z ideą lub szeroko pojętą formacją. Do ONR wstąpiłem w roku 2009. Wcześniej byłem sympatykiem, od tego czasu pełniłem różne funkcje. Począwszy od tego, że jak każdy działacz byłem najpierw na stażu kandydackim, później byłem członkiem, w następnej kolejności byłem koordynatorem brygady małopolskiej ONR. Aż wreszcie znalazłem się w Zarządzie Głównym.
Widzę, że jesteś w środowisku już jakiś czas. Czy widzisz zatem jakieś konkretne kierunki, w których ówczesny ONR ewoluował? Czy jest to ta sama sensu stricto organizacja?
ONR ewoluował i krystalizował się w szczególny sposób pod kierownictwem kolegi Aleksandra Krejckanta, który wtedy znacznie przyczynił się do jego profesjonalizacji pod względem strukturalnym i funkcjonalnym; jak też do krystalizacji jego ideologii. Postawiono wtedy szczególnie na silny pierwiastek antyliberalny oraz wyraźne potępienie kapitalizmu. Kolejnym ważnym wydarzeniem, które miało miejsce pod kierownictwem kol. Krejckanta, był rozwód ONR z Ruchem Narodowym.
Przypomnijmy, że Ruch Narodowy na początku nie był partią polityczną, a jedynie koalicją różnych ugrupowań narodowych, do których można zaliczyć również ówczesny ONR. Natomiast droga partyjna, droga parlamentarno-wyborcza na pewno nie jest dla nas.
Z pewnością nie jest to nasza droga.
Swoją przygodę z nacjonalizmem zaczynałeś w tym samym czasie co ja; ciekawi mnie, dlaczego w tamtym czasie, w tamtych warunkach wybrałeś właśnie ONR?
Kiedy dowiedziałem się, że współczesny ONR istnieje, a były to lata, gdy byłem jeszcze nastolatkiem, to funkcjonował on wtedy półoficjalnie i półformalnie. Pamiętam, jak odnalazłem wtedy (a był to rok 2007) pierwszą stronę internetową reaktywowanego ONR, po czym stronę krakowskiego ONR… Wszystkie rzeczy, które stanowiły o specyfice ONR-u, były dla mnie bardzo pociągające.
Przede wszystkim był to mocno zaakcentowany radykalizm rozumiany dwojako: zarówno jako radykalizm treści, jak i radykalizm formy. Przypominam, że tamte lata to jeszcze czasy „skinerki”, czasy wojny subkultur. Zarówno mnie, jak i wielu ówczesnych nastolatków bardzo to pociągało. Najbardziej podobało mi się to, że ONR nie idzie drogą LPR-u, nie idzie drogą narodowo-demokratyczną, ugodową, ale jest rzeczywiście ugrupowaniem kontestującym w ogóle funkcjonowanie systemu liberalnej demokracji. Równie istotne było dla mnie odrzucenie paradygmatu pacyfistycznego, który w dalszym ciągu jest przyczyną wielu naszych problemów w Europie.
I na koniec wstępu do właściwej części naszej rozmowy: powiedz jeszcze, co Cię w ogóle skłoniło do zaangażowania się w działalność narodową? Czy były to może jakieś silne tradycje rodzinne? Czy może zupełnie inne powody?
Odpowiadając na pytanie, czemu zostałem nacjonalistą w sensie largo muszę zaznaczyć, że w mojej rodzinie nie było jakichś szczególnie silnych tradycji historycznych. Nikt nie był przed wojną narodowcem. Natomiast muszę przyznać, że z rodziny wyniosłem zainteresowanie historią oraz nieukierunkowany na żadną konkretną orientację polityczną patriotyzm. Nie bez znaczenia były też wspomnienia dziadków o drugiej wojnie światowej, czasach komunizmu oraz innych momentach istotnych dla naszej Ojczyzny.
Reasumując, to przede wszystkim zainteresowanie historią doprowadziło mnie do zainteresowania przedwojenną ideą narodową, a co za tym idzie także do zainteresowania współczesnym nacjonalizmem. A jak już wspomniałem, młody człowiek szukający swojego samookreślenia jest szczególnie zainteresowany tego typu rzeczami.
Głównym powodem, dla którego postanowiłem zostać członkiem i niejako sformalizować swoją działalność, była chęć głębszego rozwoju oraz budowania tej pięknej idei również od środka.
Można powiedzieć, że w naszym środowisku chyba już od roku 1989 rozpowszechnione jest przekonanie, że strefa polityki jest niesłychanie brudna i niewarta zainteresowania ludzi prawdziwie ideowych. Czy jest to zasadne myślenie? Z czego ono wynika?
Jeśli mówimy o brudnej polityce i braku zainteresowania ogółu kwestiami politycznymi, to należy podkreślić, że ogromny wpływ na to miała epoka komunizmu. Ludzie, którzy żyli pod rządami zdalnie sterowanymi z Moskwy; ludzie, którzy żyli w prawie orwellowskim świecie rządzonym przez jedną partie, musieli nabrać przekonania o tym, że angażowanie się w politykę to nic innego, jak tylko babranie się w szambie, a każdy polityk działa tylko z kompletnie niskich pobudek.
Natomiast jeśli chodzi o sytuacje współczesną, bo nie można wszystkiego zwalać na komunizm, to również nie można dziwić się ludziom, że mają takie zdanie o polityce, gdyż w tym samym dyskursie pojęcie polityczności jest całkowicie pomylone. Pod pojęciem polityki rozumie się tylko działania wyborczo-parlamentarne. Natomiast prawda jest taka, że wszystko jest polityczne; każdy wybór, którego dokonujemy codziennie, nawet tak prozaiczne kwestie, jak to, czy zakupię ten towar czy jakiś inny w takim sklepie czy innym, jest wyborem w pewnym sensie politycznym. Od polityki współczesny człowiek nigdy nie ucieknie.
Natomiast sfera – nazwijmy to – polityki wyborczej jest, jaka jest. Nie jest wszak tajemnicą, że liberalna demokracja opiera się o kłamstwa i mamienie tłumów frazesami. Natomiast ludzie, którzy nie są tak tępi, żeby bez zastanowienia łyknąć tę całą propagandę w naturalny sposób czują awersję do jakichkolwiek działań politycznych. Człowiek, który zraził się do polityka X, polityka Y, głosował na jedną partię, potem na drugą, widział, że obietnice wyborcze nie są realizowane i służą tylko mamieniu tłumów oraz brudnej grze interesów i wpływów. Dlatego według mnie próby upudrowania tego trupa z góry są skazane na niepowodzenie. Według mnie jest konieczna kompleksowa intelektualna krytyka systemu demoliberalnego oraz wypracowywanie koncepcji alternatywnych.
Przypomniała mi się zasłyszana kiedyś opinia, że ten stan rzeczy, który opisałeś, jest typowy dla krajów trzeciego świata. Z drugiej strony jest to bardzo korzystne dla Systemu, ponieważ ludzie brzydzący się polityką i uciekający od niej nie są w stanie mu zagrozić, wrzucając jakieś kartki do urn wyborczych co 4 lata. Czy zgodziłbyś się z tym stwierdzeniem?
W dużej mierze jest to racja. Jednakowoż nie zgodziłbym się z tym, że ludzie biedni, ludzie zamieszkujący tak zwany trzeci świat nie interesują się polityką, bo większość masowych oddolnych ruchów społecznych (jeśli można je tak nazwać, bo socjolodzy podają rok ‘68 jako koniec masowości w ruchach społecznych). Zauważmy, że większość konfliktów oraz walk zbrojnych ma miejsce w Afryce czy na Bliskim Wschodzie. Zawirowania te świadczą, że nawet najbiedniejsze warstwy tych społeczeństw, chcąc nie chcąc, interesują się polityką w taki czy inny sposób.
Natomiast prawdą jest, że brak zaangażowania przeciętnego Kowalskiego kwestiami politycznymi jest na rękę systemowi demoliberalnemu. Taki Kowalski albo udziela milczącej akceptacji politykom, albo wybiera tak zwane mniejsze zło. Widzimy to bardzo jaskrawo dziś, gdy w Polsce mamy dwie główne partie, walczące między sobą o rząd dusz, szczekające na siebie, ale bardzo mało się od siebie różniące. Ślepota ta jest ogromną tragedią. Sam fakt, że ludziom się coś da, coś obieca, rzuca się obietnice bez pokrycia czy po prostu kłamie, jest normalnym działaniem demokratów. Ale to, że szczuje się ich na siebie nawzajem, jest już zwyczajnie obrzydliwe.
Czy uważasz w takim razie, że brak zainteresowania polityką doprowadził do tego, że po 30 latach polscy nacjonaliści nie mogą się pochwalić stworzeniem realnej siły politycznej, która na forum centralnym mogłaby reprezentować nasze postulaty?
Jest to bardzo złożony temat. Zacznę od tego, że my jako nacjonaliści oczywiście interesujemy się polityką i nie można nam zarzucić traktowania tych kwestii po macoszemu. Jeśli chodzi o temat partii nacjonalistycznej w Polsce, jest to temat bardzo trudny, bo różnego rodzaju próby stworzenia czegoś takiego spełzły na niczym.
Jeśli partia ma być naprawdę nacjonalistyczna, to kadry tej partii, szczególnie kierownicze, muszą być bardzo ideowe i bardzo dobrze ukształtowane. To jest pierwszy problem, a po drugie, partia nie może być partią dla samego istnienia, ale ma wyznaczone jakieś realne cele i wyzwania, których zwieńczeniem jest zdobycie władzy. Natomiast wyniki wyborów są bardzo brutalne. Elektorat, który może oddać głos na nacjonalizm nawet w wersji light, nie stanowi jednego procenta.
Zadajmy więc pytanie, czy my jako nacjonaliści potrzebujemy w ogóle partii politycznej? Czy jest nam potrzebna taka reprezentacja ? Nie sposób też zapytać o twoją ocenę „Konferderacji”, która, co prawda, na krótko zajaśniała na polskiej scenie politycznej, ale skończyło się jak zawsze.
Zacznijmy od początku. Odpowiadając na pytanie, czy potrzebujemy partii politycznej, należy podkreślić, że my jako nacjonaliści z pewnością potrzebujemy realnego wpływu na sytuację w Polsce.
Zarówno ja, jak i moi koledzy z ONR-u dowiedliśmy nieraz, że budowa takowego nie musi się zawsze równać działalności partyjno-wyborczej. W tej kwestii muszę niestety po raz kolejny odwołać się do przykładu LPR-u, który uważając się za partię nacjonalistyczną – nigdy nie realizował postulatów typowych dla nacjonalistów. Zaznaczmy też, że LPR w swoim ostatnim stadium upadł tak nisko, że zajął się kolaboracją z Platformą Obywatelską.
I jest to chyba coś najgorszego, co może spotkać ludzi nazywających się wcześniej nacjonalistami. Natomiast późniejsze próby udowodniły, że na realną reprezentację polityczną nacjonaliści liczyć nie mogą. Po pierwsze, wszystkie próby stworzenia partii nacjonalistycznej ewoluowały w stronę populistycznej prawicy; po drugie, tak jak wspomniałem wcześniej, partia pełni swoją funkcję nie wtedy, gdy liczy 15 działaczy, wliczając w to znajomych i rodziny, ale wtedy, gdy ma realne poparcie społeczne. Ani Ruch Narodowy, ani obecny twór polityczny o nazwie „Konfederacja” tego realnego poparcia nie ma. A przechodząc do samej „Konfederacji” i ludzi, którzy ją popierają, głosując na tę partię, należy zauważyć, że są to osoby o dobrych chęciach, które chcą realnej reprezentacji nie tyle narodowców, bo takim przymiotnikiem członków „Konfederacji” nie można określić, ale chociaż patriotów. Natomiast „Konfederacja” jako taka to nic innego, jak środowisko korwinowskie po przyjęciu narodowych elementów, ale tylko w sferze frazeologicznej. Hasła głoszone przez „Konfederację” na tyle, na ile się orientuję, takie jak np. pomysł likwidacji przymusowych ubezpieczeń czy inne postulaty skrajnie kapitalistyczne nie mają nic wspólnego z nacjonalizmem. I trzeba zaznaczyć, że są to w dużej mierze poglądy libertariańske.
Jeżeli spojrzymy szerzej, może nie na świat, ale na Europę, to czy widzisz jakieś wzory, na podstawie których my, polscy nacjonaliści możemy budować nasze organizacje, ugrupowania czy partie polityczne; od kogo możemy uczyć się zaangażowania w politykę? A jeżeli tak, to czy powinno to mieć miejsce na stopniu lokalnym czy raczej centralnym?
Jeśli chodzi o wzory budowania organizacji, niekoniecznie partyjnych, to dla mnie takim wzorem są nacjonaliści węgierscy i włoscy. Jeśli chodzi o Węgrów, to w szczególności myślę o Jobbik. Jeżeli natomiast chodzi o Włochów, to szczególnie mam na myśli nacjonalistów z Forza Nuova czy też CasaPound. Bo o ile w kwestiach ideologicznych mogę się nie do końca zgadzać z ideologią przez nich prezentowaną, to sam model ich organizacji jest godny podziwu. Mam tu na myśli chociażby „nacjonalistyczne squoty” czy, jak kto woli, domy kultury tworzone przez członków CasaPound. Jeśli natomiast chodzi o postawę względem partii czy szerzej rzecz ujmując polityki, zaimponowali nam nacjonaliści węgierscy z Jobbik, kiedy partia poszła w stronę, która jest zgodna z węgierskim nacjonalizmem, pomimo tego, że członkowie mieli realna stanowiska i realny wpływ na politykę, to potrafili cały czas być w zgodzie z linią polityczną Jobbik. Pokazali tym dużą klasę i to, że bardziej są przywiązani do ideologii niż do stołka zajmowanego w jakiejś partii parlamentarnej.
To w pewnym stopniu wyczerpuje temat tego, od kogo możemy się uczyć zdobywać realny wpływ na politykę. Wróćmy jednak do kwestii zaangażowania, czy nasze wysiłki powinny ogniskować się na stopniu lokalnym czy ogólnopolskim; być może uważasz, że z którejś z tych aktywności należy w ogóle zrezygnować.
Według mnie należy silnie zaakcentować, że obydwie wymienione przez Ciebie płaszczyzny aktywności są szalenie istotne dla naszej sprawy. Na szczeblu centralnym porusza się najważniejsze problemy dla danego kraju, dla danego narodu. I trzeba wyraźnie zaznaczyć, że nacjonaliści muszą mieć tam swój głos! Natomiast jeżeli chodzi o praktyczne działania, to odbywają się one zawsze na poziomie lokalnym. Generalnie rzecz biorąc, gdy dysponuje się odpowiednimi zasobami czy to ludzkimi, czy też finansowymi, można w społeczności lokalnej odgrywać już jakąś rolę, prowadząc akcje społeczne spotykające się z odzewem i zainteresowaniem społeczności lokalnej. Tak jak mówiłem wcześniej, bez ogromnych zasobów – i to nie tylko finansowych – nie można przeprowadzić udanej kampanii wyborczej w wyborach parlamentarnych. Jednakowoż na szczeblu lokalnym, gminnym sprawa wygląda zupełnie inaczej. Przykładowo osoba, która zdobyła popularność przez swoją pracę społeczną, przez swoje zaangażowanie dla społeczności lokalnej ma wszelkie predyspozycje do wywierania wpływu na lokalną politykę.
Przejdźmy teraz do tematu mediów. Z naszego punktu widzenia media głównego nurtu przedstawiają nas w sposób wybitnie negatywny. Czy widzisz jakieś, że się tak wyrażę, światełko w tunelu, jakąś możliwość utworzenia własnych środków masowego przekazu? I zapytam trochę prowokacyjnie, czy media głównego ścieku będą w stanie nas kiedyś zaakceptować, przykładowo zapraszając nas do wywiadów czy programów publicystycznych?
Jeśli chodzi o media, to tu sytuacja jest inna niż w kwestiach wyborczych; o ile reprezentację wyborczą możemy mieć, ale nie musimy, o tyle własne media budować musimy koniecznie! Jeżeli chcemy docierać z naszym przekazem do szerszego grona osób, taki czy inny rodzaj mediów jest konieczny i musimy nad nim pracować. Wydaje mi się, że wszystkie polskie ugrupowania nacjonalistyczne rozbijają się w pewnym momencie o swoisty szklany sufit. Bo jednak jesteśmy świadomi, że media masowe takie jak Wyborcza, TVN, POLSAT czy Telewizja Republika posiadają nakłady finansowe będące zupełnie poza naszym zasięgiem na chwilę obecną. Osobna kwestia związana jest też z odgórnymi koncesjami, takie mamy obecnie w Polsce prawo, jakie mamy. Uciekając na chwilę w strefę science fiction możemy założyć, że nawet gdy będziemy w posiadaniu miliardów złotych na założenie prawdziwie nacjonalistycznej telewizji, to bez koncesji taka telewizja nie mogłaby legalnie funkcjonować w Polsce. Dobrą alternatywą było jeszcze do niedawna zamieszczanie naszych treści w Internecie. Nakład pieniężny niezbędny do tego wcale nie jest duży, a Internet nie jest tak bardzo reglamentowany jak rynek telewizyjny. Natomiast wydaje się, że takie śmieszne „represje”, jak banowanie na Facebooku uderzają w próby budowania nacjonalistycznego przekazu medialnego, a nie jest tajemnicą, że w Polsce to właśnie FB jest dominującym portalem społecznościowym, który pozwala te czy inne treści przekazywać do jak największego grona osób. Ilość Polaków, którzy korzystają z Twittera, jest dużo mniejsza niż osób korzystających z FB, a na youtubie cenzura też zaczęła się dość szeroko pojawiać. Budowanie mediów, nawet nie tyle nacjonalistycznych sensu stricto, ale w ogóle mediów pozasystemowych w dobie powszechnej cenzury jest ogromnym wyzwaniem, które leży nie tylko w naszym interesie, ale wszystkich ludzi chcących być wolnymi.
Tak, trzeba korzystać, póki Internet nie wygląda u nas tak jak w Chinach.
Pamiętam jeszcze czasy, w których na Facebooku można było opublikować wszystko, co związane z ONR-em i widać było duże zainteresowanie tymi treściami. Na chwilę obecną FB banuje za użycie samego skrótu ONR.
Teraz pozwolę zadać sobie pytanie nieco prowokujące: czy widzisz jakąś możliwość kompromisu pomiędzy naszą radykalną ideą i pewną dozą populizmu?… Czy według Ciebie dopuszczalne byłoby to, aby lider jakiegoś ugrupowania, względnie partii nacjonalistycznej, gdyby ta kiedyś powstała, wypowiadał się „do kamery” mniej radykalnie niż by to zrobił na wewnętrznym spotkaniu swojego ugrupowania?
Wszystko zależy od sytuacji. Jeżeli chodziłoby tylko o radykalizm formy,to wiadomo, że jak najbardziej tak. Rozmawiając z mediami czy znajdując się na przesłuchaniach w różnych organach ścigania, każdy z nas musi operować słowem bardzo umiejętnie. Nie można dopuścić do tego, że podajemy naszym oponentom argumenty na tacy. Z drugiej jednak strony nie może nazywać się nacjonalistą ten, kto w jakiejkolwiek sytuacji wypiera się swoich poglądów będących aksjomatami ideologicznymi naszego środowiska. Nie dopuszczam myśli, że w imię interesu politycznego nacjonalista mógłby zaakceptować system demokracji liberalnej, gospodarkę kapitalistyczną, model atlantycki, jeśli chodzi o geopolitykę, multikulturalizm… długo mógłbym jeszcze wymieniać. Tak czy inaczej chodzi o te wszystkie zjawiska będące w jawnej sprzeczności z nacjonalizmem, narodowym radykalizmem. Natomiast układanie wypowiedzi, budowanie narracji musi przebiegać w taki sposób, aby pozyskać sobie jak najszersze grono osób przy jednoczesnym niepodkładaniu głowy pod systemowy topór. Takie rozważne zachowanie świadczy tylko o tym, że osoba wypowiadająca się odznacza się rozumem oraz inteligencją. Naszym wyzwaniem jest pogodzenie tych dwóch rzeczy.
Innymi słowy, możliwy jest kompromis co do formy, ale absolutnie nie co do treści przekazu.
Tak, dokładnie to chciałem przekazać.
Jakbyś określił związek między koniecznością kształcenia środowiskowych kadr a prowadzeniem działalności politycznej? Innymi słowy, czy można uznać temat kształcenia ludzi w określony sposób za kluczowy w powodzeniu działalności politycznej?
Ta kwestia jest złożona; zacznijmy od tego, że kształcenie kadr nie zawsze jest związane z działalnością typowo polityczną. Należy podkreślić, że wybory nie pociągają za sobą możliwości kształcenia kadr, kształcenia specjalistów. Jedyne co zapewniają wybory, to potrzebę ludzi będących błaznami na zawołanie danej partii. Wybory implikują potrzebę swoistych sprzedawców potrafiących zachwalać daną partię niczym sprzedawca pościeli czy garnków, czego kształceniem kadr nazwać nie można. Natomiast kształcenie kadr jest realnym wyzwaniem stojącym przed nami, pytanie jednak, w jaki sposób należy to czynić. Na pewno już od najmłodszych lat należy rozwijać w młodych działaczach ich naturalne zdolności, zainteresowania oraz predyspozycje, aby w przyszłości stali się specjalistami w swojej dziedzinie. Równie istotne jest kształcenie zawodowe, jak np. praktyki w organach administracji państwowej czy organizacjach pozarządowych przy równoczesnym zachowaniu łączności z macierzystą organizacją. To według mnie jest najlepsza metoda na kształcenie kadr, a tak jak powiedziałem wcześniej, samo posiadanie posłów czy nawet senatorów daje dostęp do kulis polityki. Bycie asystentem posła czy rozklejanie plakatów nie jest według mnie okazją do stania się wybitnym specjalistą z zakresu prawa czy ekonomii.
Czy właśnie na tę potrzebę odpowiada utworzona przez was sekcja polityczna? Czy są jeszcze jakieś inne powody, dla których powstała?
Tak, głównym powodem jest chęć wykształcenia tej kadry specjalistów, którzy w przyszłości będą stanowili specjalistów politycznych wewnątrz naszego ugrupowania. A jeśli chodzi o potrzeby powstania, to należy też wymienić potrzebę formułowania narracji w kwestiach bieżących dotyczących polityki. Tak jak wspomniałem wcześniej, o ile nie bierzemy bezpośredniego udziału w polityce stricte wyborczej, to tak czy inaczej musimy umieć jasno przedstawić swoją opinię na wszystkie kwestię istotne dla naszej społeczności i ojczyzny. Dlatego potrzebujemy ludzi będących specjalistami od prawa, ekonomii, stosunków międzynarodowych, obronności czy administracji. Dlatego też zdecydowaliśmy się na stworzenie takiej sekcji.
Następne pytanie jest troszkę prowokacyjne, czy uważasz, że jest możliwość albo jeszcze inaczej: czy jest sens i potrzeba utworzenia czegoś na kształt „narodowej konfederacji’? Czyli takiego porozumienia na wzór wspomnianej wcześniej Konfederacji, ale zrzeszającej nacjonalistów z różnych ugrupowań?
Ujmę sprawę tak: jeśli miałaby powstać jakaś koalicja złożona z ugrupowań nacjonalistycznych, to pod względem ideologicznym byłby to dużo lepszy projekt niż sojusz z prawicowymi populistami i libertynami. Natomiast uważam, że o ile jest wyraźna potrzeba pracy na różnych płaszczyznach, to nie jestem zwolennikiem tworzenia nowego podmiotu, który miałby wchłonąć istniejące do tej pory organizacje. Zarówno ONR, jak i Trzecia Droga oraz inne środowiska niekoniecznie narodowo-radykalne wpisujące się w nurt polskiego patriotyzmu mają swoją historię, swoje cele i dążenia. W kwestiach nas łączących warto wspólnie pracować, warto i zacieśniać współpracę. Natomiast nie ma potrzeby tworzyć jakiegoś nowego bytu, aby te cele realizować.
Przejdźmy powoli w takim razie do podsumowania naszej rozmowy. Członkowie Trzeciej Drogi byli obecni na waszym ostatnim zjeździe i bez wątpienia widzieli tam zupełnie nową organizacje. Powiedz, proszę, parę słów na temat tego, czym jest nowy ONR.
Mógłbym mówić o tym godzinami, ale postaram się zamknąć w kilku zdaniach. ONR od 2005 roku jest jednakowoż bytem ciągłym, nie zaszła budowa nowej organizacji w miejsce uprzednio istniejącej. Nastąpiły natomiast zmiany mające na celu właściwe uporządkowanie priorytetów. Dążymy do przywrócenia tego, co jest esencją narodowego radykalizmu przy równoczesnym wyjściu naprzeciw realiom i wyzwaniom chwili obecnej. Trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć, jak w ostatnich latach zmieniła się sytuacja społeczna w Polsce. Trudno nie zauważyć, że skończyła się tak zwana moda na patriotyzm. Można otwarcie przyznać, że żadna organizacja nie zmaga się z masowym napływem nowych członków, tak jak miało to miejsce kilka lat wcześniej. Musimy na poważnie zająć się rzeczami, które dotyczą wszystkich Polaków na co dzień. Nie można dłużej lekceważyć kwestii społecznych. Dlatego też utworzyliśmy sekcję społeczną, która będzie się zajmować kwestiami pracowniczymi, akcjami charytatywnymi, ochroną polskich pracowników, polskich lokatorów. W pierwszym rzędzie jesteśmy zmuszeni zachować to, co jest postawą narodowego radykała, ale nie chcemy i nie możemy się okopać w czystym historyzmie. Nie możemy zajmować się tylko historią, bioetyką czy religią, ale musimy zająć się też rzeczami nieobcymi dla zwykłych ludzi. Naszym zdaniem, pozyskiwanie nowych ludzi, budowa wpływu na polskie społeczeństwo nie wiąże się z kampanią wyborczą, ale długotrwałą pracą u podstaw. Niezbędna do tego jest oczywiście odpowiednia formacja oraz angażowanie się w aktualne projekty społeczne dotyczące swojej społeczności. Jednym słowem, należy angażować się we wszystko, co jest potrzebne tu i teraz danej społeczności bez zapominania o celach długoterminowych. Na wspomnianej przez ciebie konferencji nasi przedstawiciele zaprezentowali ogólny plan naszych działań, gdzie dobitnie wyłuszczyliśmy kierunki zmian i dalszego rozwoju. Reasumując, stawiamy na kwestie społeczne i należytą formację, nie rezygnując z obszarów stricte narodowo-radykalnych, takich jak aktywizm uliczny, który jest dla nas w dalszym ciągu tak samo istotny. Nie rezygnujemy oczywiście z projektów, które z powodzeniem prowadzimy od lat. W dalszym ciągu będziemy mówić o kluczowych rzeczach, które przypominamy od początku naszej działalności!
Jako że zbliżamy się powoli do końca, przypomnę, jak na samym początku naszej rozmowy zapytałem, co sprawiło, że w czasie formowana się twojej osobowości wybrałeś właśnie ONR. Co sprawiło, że razem z innymi zdecydowałeś się wziąć udział w budowie tej organizacji? Dziś, mając na uwadze problemy wewnętrzne, z jakimi borykała się wasza organizacja, zastanawiam się, czy to, co niegdyś motywowało cię do podjęcia aktywizmu, istnieje dalej? Czy ONR nadal przekonuje młodych do siebie?
Nie wiem, czy jako trzydziestolatek mogę się zaliczyć do młodych, a szczerze mówiąc, to wszystko, co mnie przyciągnęło do ONR-u, istnieje u nas w dalszym ciągu. Mogę powiedzieć, że przez niektóre osoby mające pewien wpływ na ONR rzeczy te były marginalizowane, mogę nawet powiedzieć, że była próba wycięcia ich z naszej organizacji. Muszę jednak podkreślić, że te wszystkie przyciągające rzeczy, takie jak koleżeństwo, braterstwo, poczucie wspólnoty, konfrontacyjne podejście do otaczającego nas świata i cała masa innych rzeczy jest u nas cały czas widoczna. Zupełnie inną kwestią jest to, czego dzisiejsi młodzi oczekują, bo moje pokolenie wychowujące się w siermiężnych latach 90. znacznie różni się od dzisiejszych gimnazjalistów. Obserwując dzisiejszą młodzież, chociażby osoby spokrewnione ze mną, dostrzegam ogromną różnicę, bo o ile kiedyś każdego chłopaka interesowały jakieś elementy militarystyczne, dbanie o tężyznę fizyczną, to teraz są to wyjątki. O ile w czasach mojej młodości wykształcenie ideologiczne było praktycznie zerowe, to każdy czuł obrzydzenie do dewiacji seksualnych, do ludzi niehonorowych czy do ludzi na wskroś fałszywych, to dziś z przykrością stwierdzam, że obecnie takie postawy są nie tylko tolerowane, ale i modne w pewnych kręgach. Szkoła, która powinna wychowywać, obecnie nie spełnia w ogóle swojej roli wychowawczej. Próbuję sobie wyobrazić, jak zareagowaliby moi nauczyciele, gdyby wówczas ktoś obnosił się z tym, że jest pederastą. Nawet moi najbardziej nieznośni nauczyciele nie byliby w stanie zorganizować w szkole „tęczowego piątku”.
Co dziś niestety się zdarza.
Niestety tak i to pod rządami PiS-u, który wyciera sobie przysłowiową mordę katolicyzmem, patriotyzmem i tradycyjnymi wartościami. A w najlepsze trwa propagowanie ideologii neolewicowych w szkołach. Nie chodzi mi tu tylko o tolerancję dla zboczeń czy chorób psychicznych, ale o ideologię. Przykładowo promowanie ideologii gender, której zadaniem jest rozsadzenie resztek normalności czy nawet społecznych podstaw funkcjonowania społeczeństwa. Ludzie, którzy na nowo chcą zdefiniować płeć, ludzie wypaczający pojęcie małżeństwa oraz rodziny są elementem skrajnie destrukcyjnym. Niezależnie od tego, czy ktoś nazwie się nacjonalistą, czy nie, to każdy nauczyciel, pedagog czy rodzic powinien ostro potępiać takie zachowania i starać się ratować dzieci przed nimi. To, co jest nagminne w polskich szkołach, to nie tyle akceptacja, ale tolerancja dla tych skrajnie destrukcyjnych zachowań. Od zawsze narzekało się na młodzież, nie ominęło to też mojego pokolenia; sam znałem wielu chuliganów, nawet takich, którzy biegali z nożem po osiedlu. Mimo wszystko uważam, że nawet z osiedlowego chuligana jest większe prawdopodobieństwo wychowania porządnego człowieka, może nawet nacjonalisty niż z miałkich, zniewieściałych chłopaczków, nie bardzo wiedzących, kim i po co są. Obecna młodzież nie wie o sobie podstawowych rzeczy, mają oni obiekcje co do swojej tożsamości płciowej; nie wiedzą, co jest naturalne, a co nie jest. Tak naprawdę z dzisiejszą młodzieżą bardzo trudno jest w ogóle dyskutować, bo poza tym, że nie wiedzą, kim są, to nie mają żadnego punktu odniesienia, nic ich nie interesuje. Z drugiej jednak strony nawet ludzi tak upadłych należy tolerować, katolicyzm od zawsze nauczał o miłosierdziu dla nieprzyjaciół, nie widzę jednak możliwości budowy czegokolwiek w sferze publicznej w Polsce. Przykładowo na poziomie szkoły średniej niemożliwe jest budowanie czegokolwiek z osobami kochającymi bardziej flagę tęczową od biało-czerwonej. Można by jeszcze długo o tym dyskutować, zauważę jednak, że na chwilę obecną Polska łączy w sobie najgorsze elementy Wschodu i Zachodu. Z Zachodu przejmujemy całą tolerancję i obojętność na zboczenia, fascynację konsumpcjonizmem, materializmem, hedonizmem, ogólnie anglosaskim stylem życia. Ze Wschodu importujemy stosunki społeczno-gospodarcze, sytuacje pracowników, niski poziom życia oraz sztuczne zaniżanie poziomu płac. Pod względem poziomu życia Polska na pewno nie jest krajem zachodnim.
To trochę przykre, że nasz wywiad się rozkręca w momencie, kiedy zbliża się ku końcowi. Tradycją naszego pisma jest to że, ostanie słowo należy zawsze do gościa. Czy jest coś, co byś chciał podkreślić, powiedzieć, dodać? Może jest jakieś pytanie, którego nie zadałem, a chciałbyś na nie odpowiedzieć? Może chcesz jakoś podsumować naszą rozmowę?
Trudno byłoby mi zadać pytanie samemu sobie, choć jest cała masa nieporuszonych przez nas tematów. Skupię się jednak na podsumowaniu. Pragnę podkreślić czytelność naszej linii ideologicznej i zaznaczyć, że wszyscy akceptujący ideologię narodowego radykalizmu są zaproszeni do pracy razem z nami. Chcę zaprosić do współpracy wszystkie osoby wyznające podobne wartości i mające w swoich sercach miłość do ojczyzny. Wszystkich, którym nie po drodze z naszą ideologią, a ta publikacja trafi w ich ręce, zapraszam do zgłębienia informacji o naszej idei oraz zapoznania się z organizowanymi przez nas akcjami czy to społecznymi, czy też ulicznymi. Zapraszam również wszystkich do zapoznania się z naszą działalnością publicystyczną oraz naukowo-szkoleniową. Reasumując, w ONR-ze każdy o poglądach narodowo-radykalnych, każdy, kto uważa się za polskiego nacjonalistę, może odnaleźć miejsce dla siebie i pasję na całe swoje życie!
Serdecznie dziękuję za poświęcony czas!