Filip Paluch: Zmieszani Radością
Światowe Dni Młodzieży to wydarzenie, które na długo pozostanie w pamięci Polaków, którzy przebywali w trakcie tego święta młodych w Krakowie. Zostanie ono zapamiętane z kilku przyczyn: z powodu barwności flag, których ogrom ciężko byłoby policzyć, a jeszcze ciężej przyporządkować je do konkretnego miejsca na mapie, z powodu mnogości kultur, języków, ras, kolorów skóry, z powodu różnorodności tych ludzi, których jedynym celem przybycia do Krakowa było uwielbienie imienia Jezus. Jedną rzeczą jest oczywiście w większości szczera pobożność setek tysięcy młodych ludzi, drugą zaś pewne spaczone metody, za pomocą których niektórzy niezbyt dobrzy pasterze chcą prowadzić formację duchową młodego pokolenia. To, że w trakcie tak masowych imprez zaciera się różnica pomiędzy sacrum, a profanum niestety jest faktem, niekoniecznie świadczącym o dominacji tego pierwszego. Pamiętne są słowa Ojca Świętego Benedykta XVI, który mówił o tym, że taniec nie jest żadną formą katolickiej pobożności, nie znaczy to jednak że nie może być (w dobrym wydaniu rzecz jasna) formą wyrażania radości ze wspólnego spotkania się przez młodych katolików na ulicach krakowskiego miasta. Problem pojawia się dopiero w momencie zatracania różnicy pomiędzy przestrzenią zwykłego spotkania, a przestrzenią modlitwy. Niedokładne określenie tego czym na ten przykład jest ceremonia otwarcia ŚDM na krakowskich błoniach, gdzie wprowadzane są flagi krajów ze wszystkich kontynentów przy hucznych oklaskach, okrzykach i dźwiękach bębnów oraz wuwuzeli, a odczytywaniem Ewangelii w momencie, kiedy rozentuzjazmowany tłum w wielu przypadkach nie jest w stanie przyjąć godnej postawy. Nie musi to wynikać z zamierzonych działań organizatorów czy uczestników, a raczej z zaniedbania czy też niezrozumienia konieczności mocnego zaakcentowania przejścia z jednej do drugiej przestrzeni. Duża ilość mszy świętych, czuwania, modlitw i katechez w krakowskich kościołach podczas ŚDM pozwala wierzyć, że pielgrzymi prócz wybuchów radości znajdą także w Krakowie strawę duchową, a aby sposób prowadzenia ich formacji móc skrytykować (abstrahując od krytyki ogólnego rejsu, którym podąża obecnie Piotrowa Łódź) należałoby osobiście w nich uczestniczyć by mieć możliwość przedstawienia konkretnych argumentów i zarzutów w stosunku do organizatorów czy też osób prowadzących takie spotkania.
Wiele osób zapewne uraziły słowa papieża Franciszka o imigrantach, wielu też nie do końca spodobały się słowa o zmarłym niedawno grafiku ŚDM Macieju Cieśli, o którym biskup Rzymu powiedział, iż patrzy na nas teraz z nieba, według nadinterpretatorów zakładając, że dusza tego pobożnego chłopaka włączona została w poczet świętych. Nie powinno to jednak dziwić, nie od wczoraj bowiem wiadomo o tym, że większość słów Franciszka w tego typu wystąpieniach należy rozpatrywać na płaszczyźnie potocznego porozumiewania się, co w tym przypadku wyraża raczej nie fakt lecz pobożną nadzieję o zbawieniu duszy Macieja Cieśli. Innym przypadkiem są natomiast słowa dotyczące uchodźców i imigrantów, których z kolei ja przedstawię być może swoją nadinterpretację. Obowiązkiem bowiem katolika jest pocieszać strapionych, pomagać biednym i chronić niewinnych. Gdy rozważa się zjawisko uchodźctwa w historii, łatwiej zrozumieć ten obowiązek wobec Polaków uciekających z Kresów przed bolszewicką nawałą w 1920, osób uciekających przed represjami systemów totalitarnych w Europie czy też po prostu ludzi wszystkich krajów i narodowości uciekających przed wojną, a tych w historii Europy nie brakowało. Początkowo nawet udzielania schronienia Ukraińcom (tym o polskich korzeniach lub bez nich) pragnącymi schronić się przed okrucieństwami działań zbrojnych (niezależnie od politycznej oceny tej sytuacji). W momencie kiedy jednak przybiera to charakter masowy i liczby uchodźców liczy się w setkach tysięcy i duża część z nich jest zwykłymi imigrantami zarobkowymi, obowiązkiem katolika jest rozeznanie tej sytuacji. Uratować życie, zdrowie, pozwolić na normalną egzystencję bez huku wystrzałów w tle – tak. Pozwolić na pozostanie na ternie Polski po ustabilizowaniu się sytuacji w regionie – może, choć niekoniecznie, po prostu zaakceptować zarobkowy charakter imigracji pod płaszczykiem uchodźctwa – w żadnym wypadku. Ewangeliczne nauczanie nie zobowiązuje katolika do przyjmowania imigrantów zarobkowych i to jest po prostu fakt. Zobowiązani natomiast jesteśmy do pomocy ludziom rzeczywiście potrzebującym, jednak zważmy, że problemy o charakterze masowym wymagają rozwiązań systemowych, tych pozwalających na rozeznanie kto jest kim i tych uwzględniających przykazanie Czcij Ojca swego i Matkę swoją. Kierując się zaś chrześcijańską miłością do bliźniego, a więc także do narodów ich krajów, tradycji i kultur ( o ile nie są one sprzeczne z katolicką etyką) należałoby też zadbać o te pozostałe przymioty, które reprezentują uchodźcy. Kochając bliźniego w miarę możliwości uczyńmy wszystko by nie musiał on opuszczać swojego kraju, by nie wybuchały wojny, by nie zmuszano ludzi do ucieczki w zagrożeniu życia z ich regionów i kontynentów. W tej interpretacji słowa papieża Franciszka mogą być więc apelem do polityków o zaprzestanie karkołomnych działań na terenie Afryki północnej oraz Bliskiego Wschodu w skutek, których miliony osób (nie ma co ukrywać, że z różnych pobudek) ruszyły na Europę. Zdaję sobie jednak sprawę, że może nie do końca o to chodziło Papieżowi, sam jednak jako katolik nie czuję się zobowiązany do innych działań, które dodatkowo w mojej ocenie nie zatrzymają tego szaleństwa.
Światowe Dni Młodzieży jeszcze trwają, a ich owoce będziemy obserwowali przez następne miesiące. Stroniąc w tym momencie od jednoznacznych osądów skłaniam się mimo wszystko ku pozytywnej ocenie tego Festiwalu Młodych, który, głęboko wierzę, że da setkom tysięcy ludzi siłę do jawnego odważnego wyznawania swojej wiary i wędrówki przez życie z imieniem Jezusa Chrystusa na ustach, a nauką Świętego Kościoła w sercu. Jeśli zaś ktoś twierdziłby inaczej lub o czym innym świadczyłyby fakty, to Boże miej nas w swojej przemożnej Opiece. Na koniec, sam będąc nieraz nie do końca wszystkim ukontentowany, pragnę dodać jedno : to wszystko młodzi ludzie, których formacja duchowa jest dopiero na początku swojej drogi, nie bądźmy zatem zbyt krytyczni w ich ocenie, a sami raczej starajmy się być dla nich przykładem. A Kraków? Kraków tylko na tym zyska.