3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

„Koniec nowoczesnego świata”- wywiad z Alanem de Benoist

Od Redakcji: W dniu dzisiejszym polecamy Waszej uwadze polskie tłumaczenie wywiadu z ideologiem francuskiej Nowej Prawicy, Alanem de Benoist, który przeprowadził Yann Vallerie z portalu breizh-info.com. To już kolejny polski przekład naszego autorstwa. Tym razem poniższa rozmowa dotyczy kwestii związanych z kondycją europejskich elit politycznych, tradycyjnym podziałem na prawicę i lewicę, oraz szerszym stosunkiem Europejczyków do zachodzących procesów na naszym kontynencie. Zapraszamy do lektury:

**********

„Lewica i prawica, to już skończone”: cóż za tytuł! Na czym oparłeś to twierdzenie? To pytanie wydaje się szczególnie istotne, zwłaszcza w sytuacji gdy większość kandydatów, także we Francji, jasno określa się albo po lewej albo po prawej stronie sceny politycznej (uwzględniając formy skrajne)?

Poświęciłem w swojej książce cały rozdział na temat historii podziału na lewicę i prawicę. Poza faktem, że zawsze istniało wiele różnych wersji prawicy i lewicy, pokazuję, że to czego dotyczy ten podział, tak naprawdę nigdy nie przestaje ewoluować w czasie. Być z lewicy w roku 1880 oznaczało sprzeciwiać się kolonializmowi; być z prawicy oznaczało sprzeciwiać się rozdziałowi Kościoła od Państwa! W przeszłości lewica była partią walki klasowej, dziś jest partią praw indywidualnych, podczas gdy duża część prawej strony zjednoczyła się w imię obrony rynku, w myśl aksjomatycznej zasady interesu i ekonomicznego wyjaśnienia świata.

Politologom nigdy nie udało się ustalić miarodajnej definicji lewicy i prawicy. W silnym kryzysie tożsamości, partie prawicy i lewicy same nie są w stanie podać precyzyjnego znaczenia tych terminów. Dodajmy do tego zaniknięcie dzisiejszych rodzin socjologicznych, w których ludzie głosowali na daną partię przez całe swoje życie: ludzie dzisiaj skaczą z lewej na prawą stronę i odwrotnie, nie widząc nic poza prawicową polityką prowadzoną przez partie lewicowe lub lewicową polityką prowadzoną przez partie prawicowe. Jeśli chodzi o eseje polityczne, które pojawiają się w bibliotekach, jest nieprawdopodobnie trudno określić, czy ich autorzy tak naprawdę znajdują się po lewej czy po prawej stronie tego całego bałaganu.

„Prawda jest taka, że podział lewica- prawica stał się zbyt archaiczny, aby opisać dzisiejszy krajobraz polityczny. Podział lewica-prawica jest jedynie przyzwyczajeniem: istnieje historyczna grawitacja dwubiegunowej logiki, która jest utrzymywana przez grę polityczną, szczególnie w czasie wyborów. Jeśli jednak odniesiemy się do ankiet, według większości Francuzów ten podział jest pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia. W roku 1980, jedynie 30% uważało pojęcia lewicy i prawicy za przeterminowane. W marcu 1981 roku było to już 33% ankietowanych, w lutym 1988 roku – 48%, w listopadzie 1989 roku – 56%, w roku 2011 – 58%. Dziś uważa tak aż 73% badanych! Jest to niezwykle istotny postęp”

Powstanie ruchów populistycznych, często artykułujących elementy prawicy i lewicy w jednych politycznych i społecznych postulatach pochodzących bezpośrednio od ludzi, przeciwko politycznej ofercie z „wyżyn” uważanej za zwodniczą, wręcz niemożliwą do poparcia, jest jedną z konsekwencji tej ewolucji. Z jednej strony, populizm zastępuje horyzontalną oś lewicy i prawicy, wertykalną „ci z góry przeciwko tym z dołu”, lecz tworzy, wtóruje i akcentuje nowe podziały, które coraz bardziej zastępują podział na lewicę i prawicę: podział na tych, co zyskują dzięki globalizacji oraz tych, którzy są jej ofiarami, podział na tych, którzy kierują się prawami ludzi oraz tych, którzy postrzegają ludzkość, jako sumę indywidualności, podział na peryferyjną oraz zurbanizowaną Francję, na ludzi oraz na zglobalizowane elity, zwykłych ludzi oraz Nową Klasę, popularne klasy tak dobre jak średnie klasy w czasie kryzysu oraz wielką globalistyczną burżuazję, na zwolenników granic oraz partyzantów „otwartości”, na „niewidzialnych” oraz „nad reprezentowanych”, na konserwatystów i liberałów, etc.

Potężna fala buntu przeciwko elitom (politycznym, finansowym, medialnym, etc.) nie powstrzymuje rozrostu populizmu, który ma bezpośredni wpływ na atmosferę eliminacji- Mélenchon mówił o „oczyszczeniu”- starej kasty z tak zwanych partii rządzących. Chrześcijańska Demokracja oraz Partia Komunistyczna zostały zmiecione we Włoszech, Syriza w Grecji niemal spowodowała zniknięcie partii PASOK, ostatnie wybory prezydenckie w Austrii rozgrywały się pomiędzy ekologiem a populistą. Można tu przytaczać wiele innych przykładów na poparcie moich tez.

Czy inaczej będzie we Francji? Nie mam pojęcia. Spośród wszystkich możliwych scenariuszy dotyczących kolejnych wyborów prezydenckich, pojedynek Macrona-Le Pen w drugiej turze nie jest najbardziej nieprawdopodobny. Wydaje się, że nikt nie zdaje sobie sprawy, że przy takim scenariuszu, po raz pierwszy w historii wyborów prezydenckich żadna z dwóch, dużych partii, które naprzemiennie rządziły Francją przez ponad trzydzieści lat, nie byłaby obecna w drugiej turze zmagań, co było by historycznym przełomem o najwyższym znaczeniu.

Warstwy ludowe wydają się być skutecznie poirytowane, zmęczone sposobem w jaki państwo jest zarządzane. Czy jednak są one siłą, która może przynieść konkretne propozycje? Wskaźnik absencji w wyborach, brak mobilizacji w wielkich demonstracjach społecznych, nie są oznakami porzucenia przez ludzi zaangażowania w życie państwa?

Są one raczej dowodem stopnia złego samopoczucia, które ma korzenie w kryzysie reprezentacyjnym: ludzie nie czują się dłużej reprezentowani przez swoich reprezentantów, wielu myśli, że to bezcelowe korzystać z suwerenności w dniu wyborów wiedząc, że stracą ją dzień później. Z tego powodu populiści dążą do bardziej bezpośrednich, opartych na referendum lub partycypacyjnych form demokracji, do wprowadzania świadomych dysfunkcji i ograniczeń liberalnej demokracji, która zastępuje suwerenność Narodu, suwerennością parlamentarną, która jest dzisiaj kierowana przez kastę oligarchiczną, która jest zorientowana jedynie na obronę własnych interesów.

„Klasy ludowe nie są jedynie rozdrażnione „sposobem w jakim zarządzanie jest państwo”. Chcą położyć kres zarządzaniu administracyjnemu, to znaczy położyć kres ekspertokracji, która udaje, że problemy polityczne są jedynie problemami technicznymi w ostatecznej analizie (dla której najwyraźniej istnieje tylko jedno racjonalne rozwiązanie) i które starają się zmienić zarządzanie ludźmi na zarządzanie rzeczami. Zdają sobie sprawę, że „zarządzanie” jest jedynie sposobem rządzenia bez ludzi. To, co Vincent Coussedière nazwał „populizmem ludu”, to nic innego, jak żądanie skierowane do polityków, aby faktycznie praktykowali politykę zamiast trzymać się kurczowo metodologii zarządzania”

Zapytałeś mnie czy „warstwy ludowe” są „siłą, która może przynieść propozycje”. Po pierwsze nazywajmy rzeczy po imieniu: ludowe „warstwy” są w rzeczywistości klasami ludowymi, a ich sprzeciw wobec elit wynika z relacji klas, ponieważ wszelka krytyka populizmu przepowiada klasową pogardę. Dominująca ideologia nie jest zatem niczym innym jak tylko ideologią klasy dominującej.

Co zatem oznacza tak sformułowane wyrażenie „siła, która może przynieść propozycje”? Lud reprezentuje moc konstytuującą i jest w pełni obecny tylko dla siebie, jeśli może sam w sposób niezależny, decydować o rzeczach, które go dotyczą. Niezależnie od tego czy chodzi o imigrację, globalizację czy siłę Komisji Europejskiej. Ludzie wiedzą, że inni nigdy nie zaprzestali decydowania o ich miejscu i że te decyzje zakłócają ich codzienne życie. Doskonale jest oceniać co jest dobre a co złe względem siebie. Aby składać „propozycje” należy się z nimi konsultować lub uzyskać środki umożliwiające podjęcie prawidłowych decyzji.

Dlaczego słowo „populizm” posiada tak złą sławę- skoro swojego głównego wroga upatruje w rządzących elitach?

„Populizm” jak i „komunitaryzm” [komunitaryzm odnosi się do postawy mniejszości, na przykład rasowej lub seksualnej, która zmierza do oddzielenia się od reszty społeczeństwa), stał się plastycznym słowem, które Nowa Klasa używa jako pewnego rodzaju folii, używanej do tego by delegitymizować wszystko, co jest przeciwne jej interesom. „Populizm” ma złą sławę wśród elit, ponieważ ukrywają one wszystko co je najbardziej obrzydza oraz czego najbardziej się lękają: powrotu „niebezpiecznych klas”. Prościej: przebudzenia narodów zdeterminowanych i gotowych do tego by utrwalić swoje wartości, sposób życia i ich własny charakter społeczny.

To nie zbieg okoliczności, że krytyka populizmu bardzo szybko przekształca się w krytykę zwykłych ludzi, obecnie reprezentowanych jak masa ignoranckich gamoni. Proletariusz, którego godność („uboga ale dostojna”), przyzwoitość i uczciwość, którą zwykli oni wychwalać, stał się mieszanką Bitru i Dupont-Lajoie [Bitru jest postacią przedstawiającą „wspólnego Francuza” w powieści, Dupont-Lajoie był filmem powstałym w 1975 roku, zawierającym bardzo krytyczny obraz wspólnego Francuza] w mediach, niekulturalnego, nikczemnego, ksenofobicznego i zacofanego, który z uporem trwa, odmawiając zaufania „tym, którzy wiedzą” i nigdy nie głosuje tak jak powinien to zrobić. Tak więc rozumie się, że albo ludzie nie wiedzą czego chcą, albo gdy wiedzą, że czegoś chcą, to nie powinno się tego brać pod uwagę. Daniel Cohn-Bendit wykrzyczał: „mamy dość ludzi!” dzień po Brexicie. Powiedział głośno to, co inni myśleli po cichu.

Koniec ideologii był naznaczony „populistycznymi” falami w Europie, ale także w szczególności nadejściem pewnego rodzaju formy rozczarowania światem, w dużej mierze zdominowanego dziś przez siły gospodarcze za pomocą reklamy i globalizacji. Począwszy od momentu, w którym to syn stalinowskiego komunistycznego bojownika, zakorzeniony w swoim czerwonym przedmieściu, stał się obieżyświatem pracującym dla różnych międzynarodowych firm, czującym się wszędzie jak w domu. Pytanie zatem brzmi: jak odtworzyć zbiorową nadzieję dla ludzi – i wokół czego ją zbudować?

Najpierw uwaga: rozczarowanie świata, którego korzenie są dalekie od współczesnej sytuacji, nie oznacza „końca ideologii”, modnego wyrazu, ale absolutnie nic nieznaczącego, właśnie dlatego, że żadne społeczeństwo nie może istnieć bez poddania się wpływom dominującej ideologi.

Dzisiaj żyjemy w ideologii towarów, czyli w erze, w której symboliczne wyobrażenie zostało w dużej mierze skolonizowane przez szczególnie wartości handlowe (obliczalność, zyskowność, zysk itd.). Atomizacja społeczna, technomorfizm, narcyzm indywidualistyczny, w połączeniu z tym „towarowym fetyszyzmem” (Karol Marks) przekształca indywiduum w „podmiot automatyczny”, który w coraz większym stopniu przekłada model relacji z „rzeczami” na model utrzymywanych relacji międzyludzkich.

Odpowiedź na postawione pytanie, zależy w głównej mierze, od możliwości porzucenia tej ideologii towarów, logicznej konsekwencji antropologii liberalnej, która czyni człowieka samolubnym, stale dążącym do maksymalizacji swojej własnej korzyści w wymiarze materialnym i prywatnym. Oznacza to rehabilitację sfery publicznej w odniesieniu do sfery prywatnej i odtworzenie warunków dla powstania wspólnego projektu łączącego w sposób harmoniczny obie te przestrzenie.

“Często mówię, że w wyrażeniu „dobro wspólne” słowem, które liczy się najbardziej jest „wspólne”. Rola polityki polega na tym, by stworzyć coś wspólnego. To wspólne, które jest warunkiem prawdziwie „wspólnego życia” – wyrażenie, które dziś jest zszargane, aby nadać mu całkowicie przeciwne znaczenie- koniecznie musi sięgać wspólnych wartości, ukształtowanych przez historię i kulturę, w których wasz „syn komunistycznego bojownika” potrafił rozpoznać siebie i francuską młodzież kuszoną przez egzotykę dżihadystów”

Ale jasne jest, że jesteśmy od tego daleko. Nasze społeczeństwo zna jedynie jednostki, które już dawno zapomniały że powody do życia i powody do śmierci są tak naprawdę takie same i które wyobrażają sobie, że więź społeczna sprowadza się jedynie do kontaktu prawnego i wymiany handlowej.

W jakiej formie mógłby powstać ten „populistyczny moment”, który przywołujesz?

Pod wieloma różnymi postaciami, ponieważ populizm nie jest ideologią (tłumaczy to jej polimorficzny charakter).

W samym tylko roku 2016, przedstawiciel Ruchu Pięciu Gwiazd został wybrany na fotel burmistrza Rzymu, Anglia opuściła Unię Europejską, austriacka FPÖ prawie wygrała wyścig o urząd prezydenta republiki, Front Narodowy przekroczył 40% w niektórych wyborach lokalnych, Podemos przejął stanowisko burmistrza Madrytu i Barcelony, Alternative für Deutschland (AfD) wzmocniła swoją pozycje w Niemczech, Viktor Orbán zaznaczył swoją obecność w grupie Wyszehradzkiej, Donald Trump został wybrany w Stanach Zjednoczonych, Matteo Renzi musiał zrezygnować z prezydentury we Włoszech, Hollande i Valls, Juppé i Sarkozy byli (lub są w trakcie) powrotu do swoich domów po skończonej karierze politycznej.

Więc „populistyczny moment” nie jest tak naprawdę jedną z wielu ewentualności, ale tak naprawdę ma już miejsce. Ale z drugiej strony, jest jeszcze na to zbyt wcześnie, by sporządzić rzeczowy bilans na temat tych wydarzeń.

Czy można przyrównać obecną sytuacje w Europie do jakiegoś innego momentu historycznego lub geograficznego?

Nie całkiem. Moglibyśmy co prawda próbować porównywać obecną sytuację z populizmem końca XIX wieku (ruch narodnicki w Rosji, ruch rolników Grangerów w Stanach Zjednoczonych itd.)

Moglibyśmy pewnie również przywołać tutaj także koniec Republiki Weimarskiej. Ale uważam, że nie zabrałoby to nas zbyt daleko w naszych rozważaniach. Historia nie serwuje nam tych samych dań ponownie, jak powiedziała Céline, a porównania historyczne, tak interesujące, jak tylko mogą być, szybko natrafiają na swoje ograniczenia. Lepiej twierdzić w takim wypadku, że historia jest zawsze czymś otwartym, zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę wielki cykl nowoczesności, który zamyka się właśnie w tym momencie.

Kontury świata, który znaliśmy, czasem nawet przez nas kochane, rozpraszają się na naszych oczach, a świat, który nadejdzie, pozostaje mglisty. Populizm uczestniczy w tym przejściu na swój sposób. Pozostaje zastanowić się nad tym co to zjawisko może za sobą nieść.

Jaki jest Pański przepis na tworzenie tak wielu dzieł, artykułów, streszczeń i wywiadów z tak wielką częstotliwością?

Nie ma żadnego przepisu. Dla mnie, jak dla wszystkich innych ludzi, dzień to tylko dwadzieścia cztery godziny! Staram się przy tym jedynie dobrze zorganizować i nie marnować czasu na zwykłe czynności i bezużyteczne dyskusje.

Pracuję 70 godzin tygodniowo, co pozwoliło mi na opublikowanie nieco ponad 100 książek, 2000 artykułów i ponad 600 wywiadów (ten będzie 638!). Nie czerpię z tego żadnej szczególnej chwały: ilość nie wiąże się nierozerwalnie z jakością i nie przypisuję żadnej wartości moralnej do swojej pracy!

Źródło: katehon.com

Powyższe tłumaczenie jest własnością portalu 3droga.pl. Kopiowanie go i modyfikowanie bez zgody Redakcji Portalu jest zabronione.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *