3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Maria Kubiak, Edward Poniży: Rząd sam się wyżywi – a Ty?

żywność, kryzys żywnościowy

Stowarzyszenie Trzecia Droga od swoich początków opowiadało się za inkorporacją idei dystrybucjonizmu w gospodarce narodowej. Przez lata działalności naszego portalu ukazywały się na nim oryginalne artykuły, wywiady, tłumaczenia, a nawet relacje z organizowanych przez nas sympozjów, które promowały idee powstałe u progu poprzedniego stulecia. Jest to oczywiście wynikiem naszego katolickiego podejścia do społeczeństwa. Pisarze tacy jak Gilbert Keith Chesterton czy Hillaire Belloc określili “gospodarczy złoty środek” stojący w opozycji do oświeceniowych koncepcji indywidualizmu i kolektywizmu. Pierwsza z tych koncepcji – indywidualizm – wynosi na piedestał jednostkę i wszystkie jej zachcianki – nawet te destrukcyjne dla niej i jej otoczenia. Druga – kolektywizm – topi ją w bezkształtnym tłumie. Po wieku “racjonalizmu”, tj. wieku XIX w końcu pojawiła się wywodząca się z tomizmu idea personalizmu1 2, której można zaryzykować stwierdzenie – gospodarczą aplikacją był dystrybucjonizm. Człowiek – jak najbardziej- jest jednostką, ale zakorzenioną w społeczności3: w rodzinie, w osiedlu, w prowincji, w narodzie, wspólnocie wiary. Nie jesteśmy oderwani od tych związków – i nawet nie powinniśmy próbować się od nich odrywać, dla naszego wspólnego dobra.

O zbliżającej się katastrofie informują jedynie “straszne”, katolickie i skrajnie prawicowe media, podczas gdy lewica – jak zwykle, zamiast dobrem polskich rodzin – zajmuje się niecierpiącym zwłoki męczeństwem dziwolągów spod znaku rozrastającej się sałatki alfabetycznej LGBTQitd. My chcielibyśmy Wam pokrótce opowiedzieć, które – według nas – problemy są obecnie najpilniejsze, i jak każdy z nas może się uchronić przed nadchodzącymi kłopotami.

Polska wobec zbliżającego się kryzysu żywnościowego

a) Polska żywność wobec kryzysu ukraińskiego

Ostatnio byliśmy świadkami co najmniej kilku dziwnych decyzji polskiego rządu w związku z rolnictwem. Przytoczmy sytuację, gdy ze względu na blokadę ukraińskich portów czarnomorskich przez flotę rosyjską polski rząd zadeklarował, że ukraińskie plony zostaną przechowane w Polsce lub zostaną sprzedane przechodząc przez nasz kraj. Inicjatywa dobra, w końcu na takim obrocie rzeczy zarobić mogliby polscy kontrahenci, tacy jak handlarze czy spedytorzy. To w końcu szczególnie tym drugim Polska zawdzięcza wzrost dobrobytu ostatnich lat.

Niestety, sprawy potoczyły się w innym kierunku. Ukraińskie zboża – zamiast trafić na rynki afrykańskie czy azjatyckie – zostały w Polsce. Jako, że są aż o połowę tańsze, niż nasz krajowy produkt, to właśnie na nie znalazł się popyt, podczas gdy polscy producenci zmuszeni zostali szukać innych rynków zbytu (co również wiąże się z kosztami!). Dodajmy, że produkcja ukraińskich zbóż jest dwukrotnie tańsza nie tylko ze względów na niższe koszty pracy w tym kraju, ale także ze względu na brak standardów, które Polska – będąc członkiem Unii Europejskiej – przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza. Nie ma to być krytyka owych standardów. Unię Europejską można krytykować za wiele, ale przez lata (może poza ostatnim pomysłem Zielonego Ładu) próby regulacji jakości produktów rolnych były w miarę sensowne (na ile sensowne mogą być starania pogodzenia interesów niemal trzydziestu państw wytwarzających różne produkty rolne i mających różne struktury rolnictwa). Europejski konsument – szczególnie u progu lat 2000-nych – domagał się żywności o wyższej jakości. Jednak wpuszczenie ukraińskich zbóż na polski rynek było zaprzeczeniem tej idei.

Powszechnie używanym na Ukrainie środkiem ochrony roślin jest Atrazyna. Jest ona herbicydem (tj. środkiem niszczącym chwasty), którego koszt jest jedynie ułamkiem tego, co płacą za herbicydy polscy rolnicy. Jakość tego środka odpowiada jego cenie. Środek od niemal dwóch dekad zakazany jest w całej Unii Europejskiej (a w niektórych państwach nawet od ponad trzech). Opinie na temat tego środka zmieniały się jak w kalejdoskopie – podobnie jak przez jakiś czas miało to miejsce z mlekiem4 – przypominając mecz ping-pongowy. W wielkim skrócie – najpierw twór agro-molocha Syngenty miał być “bezpieczny i efektywny” (nota bene skąd my to znamy?), po paru latach badania pokazały, że może on wywoływać nowotwory u ssaków, następnie badania miały powiedzieć, że jednak nie. Kolejne badania wskazywały, że środek niszczy układ endokrynologiczny u płazów, sprawiając, że samce stawały się obojnakami5. Później te wieści miały zostać zdementowane, po czym w końcu okazało się, że rzeczywiście Atrazyna jest niezdrowa dla układu endokrynologicznego. Tym samym, do dziś jest ona zakazana w wielu państwach, w tym, w całej UE.

Co więcej, gospodarstwa na Ukrainie używają materiału siewnego GMO zakazanego w Unii Europejskiej. Dodajmy także inną strukturę rolnictwa na Ukrainie niż w Polsce. Polskie średnie gospodarstwo jest raczej niewielkie, średnio składając się z kilkunastu hektarów. Na Ukrainie zaś dominują ogromne gospodarstwa po setki, nawet tysiące hektarów. Ich właścicielami rzadko są sami Ukraińcy, a raczej międzynarodowe korporacje takie jak np. Cargill. Na dzikich polach Ukrainy mogą one hodować co im się żywnie podoba – zboża modyfikowane jak tylko chcą, podlewane czym chcą, w ilościach jakie tylko chcą. Tak więc nie jest tak, że Polska otwierając swój rynek na te zboża pomaga biednym ukraińskim rolnikom, którzy stracili dostęp do rynku zbytu. Polska w ten sposób pomaga zachodnim koncernom, których nie interesuje los Ukrainy, ale możliwość sprzedaży swojej „paszy dla mas”.

b) Problem nawozów

Nie tylko wpuszczamy tani, słabej jakości produkt konkurujący z krajowym, ale także podkładamy świnię własnym rolnikom. Polscy producenci rolni i tak nie mają łatwo przy obecnych cenach nawozów i środków ochrony roślin, które często są trzy-, czterokrotnie wyższe niż jeszcze w poprzednim sezonie. Choć obecnie media promują tezę, jakoby wojna na Ukrainie była przyczyną rosnących cen nawozów, prawda jest taka, że ceny te zaczęły rosnąć już jesienią 2021. Hurtownicy, tak jak każdy kto miał choć odrobinę oleju w głowie, nie uwierzyli w bajki PR-owców NBP takich jak prof. Glapiński mówiących, że inflacja nie będzie rosnąć w 2022 roku. Ceny nawozów azotowych – saletry amonowej, mocznika itd. – utrzymywały się na podwyższonym poziomie od wiosny 2021, niepokojąco wzrastając jesienią i eksplodując w tym roku w kwietniu. Najwięcej na tym zarobili spekulujący na cenach sprzedawcy nawozów. Co więcej, ta eksplozja cenowa spowodowana była wojną na Ukrainie, lecz skok cenowy nie został spowodowany jeszcze brakami nawozów, tylko SPODZIEWANIEM się braków nawozów. Tak jak inflacja nie tylko wzrasta poprzez zwiększającą się ilość pieniądza na rynku, ale także strachem konsumentów przed wzrostem cen, stając się samospełniającą się przepowiednią. Wzrost cen nawozów związany z realnym ich brakiem dopiero nas czeka.

Rząd obiecał dopłaty do nawozów, jednak jak już wiemy, do końca sierpnia tylko połowa z tych funduszy trafiła do rolników. Warto także zastanowić się nad tym kto na tym skorzysta – czy sami rolnicy, czy może dystrybutorzy niezbędnych w obecnym systemie gospodarowania środków.

c) Wyprzedajemy żywność, zamiast przygotowywać się na chude lata

W czasie, gdy cały świat cierpi z powodu załamania się produkcji żywności, polscy politycy – zamiast magazynować nadwyżki i w spokoju czekać na kolejny sezon – już teraz liczą na spieniężenie tego, co polski rolnik w tym roku wypracował. Były minister Ardanowski uważa, że Polska powinna “agresywniej” sprzedawać produkty żywnościowe na rynkach międzynarodowych, zaś prezydent Duda pertraktuje z Nigerią obiecując 200-milionowemu państwu afrykańskiemu ukraińską żywność, która dotychczas stwarza niezdrową konkurencję dla krajowych producentów. Podobnie, ostatnio uaktywnili się producenci, dyskutując o tym jak zdobywać kolejne rynki dla polskiej żywności. W normalnych warunkach byłaby to świetna wiadomość. Jednak obecne warunki nie są normalne, a polską racją stanu jest zapewnienie żywności Polakom. Tak naprawdę żywność, którą w dużej mierze spożywamy w tym roku, wyprodukowano rok temu. Dlatego jeśli sprzedamy tegoroczny produkt już teraz, może czekać nas tragedia. Szkoda, że nasi politycy nie pomyślą o tym, że ogromne straty w produkcji żywności występują obecnie na całym świecie, więc w przyszłym sezonie nikt nie przyjdzie sprzedawać swojego produktu Polsce. Tym samym nadszedł czas, byśmy w praktyce opowiedzieli się za rozwiązaniami, które zarówno pośrednio, jak i bezpośrednio odwołują się do naszych ideałów związanych z pracą, ziemią i narodem.

d) Stopy procentowe niszczące rolników

Najbardziej podstawowym narzędziem walki z inflacją jest podnoszenie stóp procentowych. Obecnie podnoszone stopy nie radzą sobie ze zwalczaniem inflacji, a jedynie “dociskają” kredytobiorców. Rolnicy są grupą zawodową, której zaciągnięte kredyty opiewają na niemałe sumy – głównie ze względu na wysokie koszty maszyn rolniczych. Oczywiście, można mieć pretensje do rolników o to, że zamiast współdzielić sprzęt każdy z nich “musi pochwalić się” własnym traktorem John Deere. Tym bardziej jednak rząd powinien działać dynamicznie i tłumaczyć zagrożenie rolnikom, próbując organizować ich w grupy producenckie. Taki proces oczywiście może trwać, dlatego pierwszym krokiem powinno być tworzenie zrębów takich struktur (początkowo w ramach państwa, województw czy gmin) poprzez interwencyjny skup produktu, który mógłby być przejmowany w ramach niedawno utworzonego Polskiego Holdingu Spożywczego.

Po pierwsze, oferowane przez państwo ceny powinny rekompensować koszty produkcji i wzrost stóp procentowych. Akceptujący korzystne warunki rolnicy musieliby także pokazać dobrą wolę łącząc się w spółdzielnie, które pozwolą na ograniczanie kosztów. Podobnie działa system II Filara w ramach Wspólnej Polityki Rolnej Unii Europejskiej. Rolnicy muszą spełnić pewne wymagania, by dostać fundusze (np. produkują żywność wskazaną przez Unię Europejską, spełniają wymagania będąc małymi rolnikami, młodymi rolnikami itd.). Takie regulacje mogą się nie spodobać innym państwom, przez co Polska mogłaby być oczywiście pozwana w ramach Światowej Organizacji Handlu. Jak jednak od lat pokazuje praktyka, w tych sporach nie wygrywa ten kto ma rację, lecz ten kto ma siłę i wpływy. I tu w tandemie z ministrem rolnictwa powinien zadziałać minister spraw zagranicznych. Jako sojusznik USA, powinniśmy domagać się od Amerykanów gwarancji, że w takich sporach by nas wspierali. Trudno jednak powiedzieć czy na taki krok zdecydowałby się obecny rząd. Naszego stowarzyszenia zdecydowanie nie można podejrzewać o sympatie wobec UE, jednak skoro już jesteśmy jej członkami, pragmatycznym byłoby działać na korzyść narodów europejskich w jej ramach na tyle, na ile ona nam pozwala. Podobna myśl przyszła do głowy europarlamentarzystom z Europejskiej Partii Ludowej. W swoim pytaniu do komisarza rolnictwa (wywodzącego się z PiS Janusza Wojciechowskiego) o to, czy w związku z kryzysem żywnościowym Unia Europejska rozpocznie wspólne magazynowanie pszenicy, komisarz odpowiedział, że nie, gdyż UE nie zagraża brak bezpieczeństwa żywnościowego. Można z tego wnioskować, że albo komisarz Wojciechowski zobaczył w kryształowej kuli, że nie zabraknie u nas żywności, albo komisarz – tak jak znany z komedii szpiegowskich Austin Powers – lubi żyć niebezpiecznie. A może po prostu uważa, że nie ma takiego zagrożenia dla niego i jego bliskich.

Co robić?

Pytanie, które wiek temu zadawał sobie Lenin jest aktualne zawsze, dla każdej opcji politycznej, która ukierunkowana jest na działanie. Tym razem jednak problem jest jedynie pobieżnie polityczny, a przede wszystkim jest on egzystencjalny. Jednak biorąc przykład z setek pokoleń swoich przodków oraz korzystając z udogodnień współczesnego świata, możesz łatwo zaradzić tym potencjalnym problemom. Nie namawiamy do tego, by nagle miliony polskich rodzin wyprowadziło się na wieś i zaczęło uprawiać ziemię. Jest to oczywiście nierealne z wielu przyczyn. Jednak zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego gospodarstw domowych może przebiegać na różne sposoby, które wyliczyliśmy pod spodem.

1. Zrób zapasy póki możesz

Ceny żywności, choć rosną z miesiąca na miesiąc, wciąż są dość niskie – biorąc pod uwagę rozmiar strat produkcyjnych na całym świecie. Globalna panika może jednak wybuchnąć tegorocznej jesieni, kiedy wszystkie oficjalne informacje na temat zbiorów zostaną opublikowane w większości państw świata. Kup żywność, którą Ty i Twoja rodzina może konsumować całą zimę i przedwiośnie. Na pewno na tym nie stracisz, a możesz przynajmniej czuć się bezpiecznie do czasu uspokojenia się sytuacji. Zakup mniej istotnych produktów możesz odłożyć na przyszłość7 .

2. Posadź pomidory na parapecie

Niektórzy powiedzą, że na naukę ogrodnictwa jest już za późno – w końcu to już koniec sezonu, i nieuchronnie zbliża się zima. Jest to częściowo prawda, lecz nawet takie krzaki jak papryka czy pomidor możemy posadzić w doniczce na parapecie. Gdy przyjdzie wiosna, krzaki będą już wyrośnięte, i przynajmniej częściowo odciążysz producentów oraz swój własny budżet domowy. Nawet były minister Ardanowski mówił niedawno w wywiadzie dla TV TRWAM, że własna produkcja – obok niemarnowania żywności – jest najlepszym narzędziem ochrony przed obecnym kryzysem żywnościowym.

3. Pomóż rodzicom, dziadkom i sąsiadom w zbiorach

Choć wydaje się, że rolnictwo traci na znaczeniu, to nadal wiele rodzin posiada działki i ogródki warzywne. Często nie mają jednak siły albo możliwości, by zebrać wszystko co wyrosło. Pomoc im nie tylko daje satysfakcję, ale też stanowi okazję do przebywania na łonie natury, co koi ciało i duszę, oraz docenienia ciężkiej pracy rolników. Zapominamy, że stanowią oni jeden z filarów naszego narodu i zapewniają bezpieczeństwo żywnościowe. Wiele drzew i krzewów owocowych obecnie daje plony, które się marnują dlatego, że nikt ich nie zbiera – jabłka, śliwki itd. Lepiej żeby ktoś je zebrał, niż miałyby pójść na zmarnowanie.

Dawniej podstawą przeżycia zimy dla każdej rodziny było zaopatrzenie własnej spiżarni. W wielu krajach własna produkcja jest głównym źródłem dóbr podstawowych. Na przykład do dziś w Rosji, niemal połowa ziemniaków i cebuli produkowana jest na słynnych daczach, czyli odpowiednikach polskich ogródków działkowych. Niestety, wygoda uśpiła naszą czujność i obecnie wielu Polaków jest zależnych od tego, czy w Biedronce znajdzie się towar. Na razie jeszcze jest on na półkach…

4. Zainteresuj się domowym przetwórstwem

Nie masz hobby, albo szukasz nowego? Świetnie! Spróbuj nauczyć się jednej z technik przetwarzania żywności. Suszenie, kiszenie, tyndalizacja…istnieje wiele sposobów przetwórstwa, których podstaw nauczyć się możesz w kilka godzin, i które pomogą Tobie oraz Twojej rodzinie na zakonserwowanie żywności, którą wspólnie zebraliście na działce dziadków.

5. Odpowiednio zagospodaruj miejsce w swoim domu

Staram się uświadamiać na temat obecnej sytuacji wiele osób, często jednak słyszę, że ludzie “nie mają gdzie jej trzymać”. Ty też uważasz, że nie masz miejsca na trzymanie żywności? Z pewnością jednak trzymasz w domu wiele przedmiotów, które nie mają ani wartości pieniężnej, ani użytkowej, ani sentymentalnej. Gwarantuję Ci, że nawet mieszkając na 12 metrach kwadratowych, jesteś w stanie zgromadzić wystarczająco żywności dla czterech osób na dwa tygodnie (analogicznie, dla dwóch na cztery tygodnie, czy dla jednej na osiem).

Podsumowanie

Problemów jest wiele, ale rozwiązań również. Czasu jest coraz mniej, ale wciąż go mamy – z czego powinniśmy korzystać. Nawet jeśli okaże się, że komisarz Wojciechowski rzeczywiście ma zdolności profetyczne i kryzys żywnościowy Europy nie dotknie, obietnice prof. Glapińskiego o tym, że inflacji nie będzie, a premiera Morawieckiego o tym, że ceny energii nie wzrosną powinny ostatecznie rozwiać wszelkie wątpliwości i przekonać każdego, że politykom nie warto ufać, i jeśli “umiesz liczyć – licz na siebie”. Skoro już rzuciłem powiedzonkiem, podsumuję kilkoma używanymi przez preppersów:

  1. Lepiej być za wcześnie pięć lat, niż spóźnić się pięć minut
  2. Be prepared, not scared – bądź przygotowany, nie przerażony
  3. Better safe than sorry – przezorny zawsze ubezpieczony

1 Co ciekawe, to personalizm Gabriela Marcela czy Jacquesa Maritaina dał początek filozofii egzystencjalnej (niestety, obecnie głównie znanej z “dzieł” mutantów takich jak Sartre czy utracjuszy jak Camus).

2 Niektórzy nie zgodzą się z przedstawionym podejściem do personalizmu, a tych którzy są ciekawi jego krytyki z perspektywy katolickiego tradycjonalizmu odsyłam tutaj.

3 Jak mógłby powiedzieć w końcu prawicowy egzystencjalista (który swoją drogą miał zostać katolickim duchownym) Martin Heidegger “wpadającą w czas” (i przestrzeń)

4 Lata temu, ludowa mądrość o tym, że mleko jest zdrowe promowana była w kampanii “Pij mleko, będziesz wielki”. Po paru latach pojawiły się jakieś szalone badania, próbujące zdyskredytować krowie mleko (“Pij mleko, będziesz kaleką). Moda się nie przyjęła, kolejne badania wskazywały na to, że mleko jest dla ludzi zdrowe. Obecnie szaleńcy znów próbują (na szczęście bezskutecznie) zdyskredytować mleko.

5 Słynna tyrada teoretyka spiskowego Alexa Jonesa o tym, że “żaby zmieniane są w gejów” mówi właśnie o Atrazynie

6 Dla ciekawych dlaczego, polecam zapoznać się z efektem byczego bicza, który na skutek kryzysów, które przeżywa świat od ponad dwóch ostatnich lat, możemy obserwować w czasie rzeczywistym.

Oprawa graficzna: Resistance Arts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *