3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Józef Ziendalski – wspomnienia i życiorys pilota 302 Dywizjonu Myśliwskiego

Od Redakcji: Prezentujemy wam wspomnienia spisane przez przodka jednego z nas, pilota 302 Dywizjonu Myśliwskiego, Józefa Ziendalskiego. Do wspomnień dołączamy życiorys, spisany przez autora wspomnień, zapraszamy do lektury!

Późnym popołudniem cztery Spitfire’y z 302 Dywizjonu dostały rozkaz patrolowania rejonu Bernay, Lisieux i Evreaux. Ja poprowadziłem drugą sekcję. Lecąc na wysokości ok. 10 000 stóp zobaczyliśmy słońce odbijające się od czegoś w dole, wśród lasów. To mógł być transport ukrywający się za dnia, gotów do drogi pod osłoną nocy. Zdecydowaliśmy się więc na atak. Cztery samoloty znurkowały, jeden za drugim, każdy zrzucając bomby. Gdy znurkowałem z moją sekcją by zrzucić swoje bomby, z każdej strony otoczyły mnie smugi pocisków z działek. Schodząc w dół do tego piekła, mierząc przy użyciu celownika, zobaczyłem kilka ukrytych wśród drzew czołgów. Bomby poszły, wyciągnąłem ostro w górę. Patrząc do tyłu zobaczyłem drzewa wśród chmury dymu i płomieni, oraz wybuchające bomby. Zdecydowaliśmy się dokończyć robotę przy pomocy działek i karabinów maszynowych. Ślady pocisków ponownie oplotły mój nurkujący samolot. Nacisnąłem przycisk na drążku i oba działka oraz karabiny odezwały się. Potem, gdy przerwałem atak i wyszedłem ostrym wznoszeniem do góry – poczułem złowieszczy hałas i wstrząs samolotu. Zostałem trafiony!

Wciąż wznosząc się, desperacko próbując zyskać tyle wysokości, ile było możliwe, odwróciłem głowę i zobaczyłem wielką dziurę w lewym skrzydle. Sprawdziłem instrumenty i zobaczyłem, że ciśnienie oleju raptownie spadło. Wyrównałem samolot po zakończeniu wznoszenia i zmniejszyłem obroty na tyle, by wydobyć coś z silnika, ale by uniknąć jego zatarcia. Pomimo starań, zacząłem tracić wysokość. Zamiast wyskoczyć od razu na spadochronie, zdecydowałem się rozejrzeć się za polaną, na której mógłbym wylądować przymusowo. Gdyby znalazło się odpowiednie miejsce, mógłbym obrócić się lądując na skrzydle. W ten sposób skrzydło przyjęłoby uderzenie na siebie i istniałaby szansa na przeżycie. Ale wszędzie dookoła był gęsty las. Wycelowałem Spitfire’a pomiędzy dwa wysokie drzewa, mając nadzieję, że skrzydła pochłoną siłę. Gdy samolot uderzył w drzewa zostałem wyrzucony na zewnątrz, co okazało się błogosławieństwem, gdyż samolot stanął w ogniu.

Leżałem na ziemi a kawałki samolotu wciąż spadały z drzew. Próbowałem podnieść się, ale nogi nie ruszały się. Wyciągnąłem papierosa i zapaliłem. Wkrótce nadeszli Francuzi i zabrali mnie do ich stodoły, gdzie ułożyli mnie na sianie. Następnego dnia właściciel domu przyprowadził dziewczynę, która musiała być pielęgniarką. Powiedziała mi, że jestem poważnie chory – byłem sparaliżowany – i że potrzebuję pomocy lekarskiej. Wiedziałem, że nie mogę zostać z tą francuską rodziną. W każdej minucie tam spędzonej stanowiłem zagrożenie dla ich życia. Musieli mnie wydać Niemcom. A w ten sposób mógłbym otrzymać opiekę medyczną, której rozpaczliwie potrzebowałem. Niemniej jednak tej nocy rodzina przeniosła mnie do domu, gdzie trzy małe dziewczynki dzielnie walczyły, by siedzieć ze mną i trzymać moje ręce.

Niemcy przybyli z karetką i zabrali mnie. Ale nie otrzymałem żadnej opieki przez całe trzydzieści dni. Byłem często przenoszony z jednej karetki do drugiej, a ból za każdym razem był nie do zniesienia. Jedną z najgorszych chwil była ta, gdy zostaliśmy ostrzelani przez moich towarzyszy broni. Konwój został zatrzymany, gdy dał się słyszeć narastający warkot Spitfire’ów. Wszyscy Niemcy opuścili samochody i wskoczyli do rowów. Niemcy wrócili i znaleźli mnie z jednym z ich hełmów na twarzy i stojącą w miejscu karetkę. Jakiś czas później dotarliśmy do Belgii, gdzie zostałem umieszczony w szpitalu dla jeńców. Tej nocy toczyły się ciężkie walki na zewnątrz, które okazały się być starciem pomiędzy Niemcami a belgijską partyzantką. Tej nocy Belgowie przenieśli nas na noszach do budynku po drugiej stronie drogi. Gdy byliśmy niesieni wśród latających wszędzie dookoła kul, tłum kobiet krzyczał i płakał. Rzucały na nas kwiaty, nazywając nas „wyzwolicielami”. Rano, gdy Niemcy się wycofali, paru chłopców z ruchu oporu przyszło i rozmawialiśmy sobie w różnych językach. Nagle z hukiem otworzyły się drzwi na obu końcach pokoju i zobaczyliśmy dwie postacie w hełmach, z wycelowanymi karabinami. Nadeszli Amerykanie!

Wszyscy zostaliśmy przebadani. Została też odnotowana krótka historia tego, co nam się uprzednio przydarzyło. Zostałem potem przewieziony do amerykańskiego szpitala w Paryżu. Będąc tam poprosiłem jednego z Amerykanów, czy mógłby przynieść mi trochę papieru, kopertę i znaczek, tak bym mógł napisać do mojej żony w Anglii. Wkrótce przyszedł z powrotem, spełniając moją prośbę. Zdałem sobie sprawę, że nie mogę mu zwrócić należności. Nie miałem żadnych swoich rzeczy, nie mówiąc już o pieniądzach. Amerykanin nic nie powiedział. Zniknął szybko. Gdy się zjawił z powrotem, niósł kapelusz. Odwrócił go do góry nogami, postawił na moim łóżku i zaczęła do niego spływać cała masa pieniędzy. Powiedział: „To teraz już masz pieniądze”. Przeszedł się po całym oddziale i wszyscy Amerykanie zrzucili się dla mnie. Byli świetną ekipą.

Autor wspomnień – Józef Ziendalski

15 września 1942 r. Sgt. Józef Ziendalski P – 792036 rozpoczyna służbę w Poznańskim Dywizjonie Myśliwskim 302 , który wchodzi ł w skład 131-go Skrzydła Drugich Taktycznych Królewskich Sił Powietrznych Anglii. 18-go września 1942 r. wsiadł za stery Spitfire WX-W i odbył „ Local Flying”, który trwał 35 minut. Tego samego dnia odbył lot na myśliwcu WX-O „Sector RECCO” , który trwał 1’05”. Dowódcami Dywizjonu 302 w okresie jego służby w tym dywizjonie kolejno byli: kpt.Stanisław Łapka, kpt.Wacław Król, kpt.Marian Duryasz. W czasie tej służby dywizjon stacjonował kolejno na lotniskach w :Perranporth, Fairlop, Tangmere, Northolt – 3 krotnie, Fairwood Common, Lianbedr, Deanland,Southend, Deanland, Chailey, Appledram, Ford, Plumetot B – 10. Najbardziej zadowolony był , kiedy dywizjon stacjonował w Northold ponieważ w pobliskiej dzielnicy Hounslow, przy Cross Lances Road mieszkała sympatia Gwendoline – późniejsza żona, nad domem której mógł pomachać skrzydłami na pożegnanie lecąc na lot lub powitanie wracając szczęśliwie do bazy. W dywizjonie 302 służył do 21.01.43 r. Od 24 stycznia 1943 do 28 marca 1943 r. służył w Dywizjonie 65 East India . Przez następne tygodnie do 28 czerwca 1943 r. służył w 64 Dywizjonie.30-go czerwca 43 r. wraca do Dywizjonu 302 i walczy w nim do momentu zestrzelenia w dniu 14-go sierpnia 1944 r. Już od 6-go czerwca ,kiedy rozpoczyna się inwazja Francji dywizjon wykonuje po kilka lotów bojowych dziennie. Zdarza się ,że jeden pilot wykonuje dwa a nawet trzy loty bojowe w ciągu dnia. 14 sierpnia późnym popołudniem W/O Józef Ziendalski wykonywał lot w asyście trzech kolegów na Spitfire WX-Z.-„Dive Bombing” w obszarze miejscowości: Bernay, Lisyeaux, Evreux. Podzieleni byli na dwie sekcje po dwa myśliwce. Każdy z „bagażem” 1000 lb bomb do zrzucenia na cele nieprzyjaciela. Pierwszą parę prowadził do walki F/O Eugeniusz Ebenrytter z drugim pilotem F/sgt. Zbigniewem Czarneckim , drugą parę W/O Józef Ziendalski z drugim pilotem F/sgt. Franciszkiem Detką. Zaatakowali siły nieprzyjaciela nad miejscowością Blangy – Le – Chateau w Prowincji Calvados we Francji. Po zrzuceniu bomb przeszli do ataku z niskiej wysokości. Podczas tej operacji samolot Józefa Ziendalskiego został trafiony w lewe skrzydło w którym powstała duża dziura, w wyniku czego spadło ciśnienie w systemie olejowym i samolot zaczął tracić wysokość. Pilot widząc że nie ma polany lub pola do lądowania tylko wyrastają przed nim drzewa podjął decyzję ,że nie będzie wyskakiwał na spadochronie tylko próbował ratować się poprzez amortyzację uderzenia samolotu skrzydłami pomiędzy drzewami .W wyniku uderzenia o drzewa zostaje na szczęście automatycznie przez system katapultowany – samolot po zderzeniu zapalił się. Józef traci przytomność i budzi się następnego dnia w szopie francuskich wieśniaków. Ma uszkodzony kręgosłup i paraliż dolnych kończyn. Rodzina ta otoczyła go bardzo troskliwą opieką.(Również później interesuje się nim.24.VIII.1945r.list z Air Ministry do Józefa Ziendalskiego z prośbą by napisał do Państwa T. – fragment z listu: ” have been enquiring for news of you.These were the people who took you to their farm and cared for you when you were shot down .” Józef Ziendalski nawiązał kontakt listowy. Po wojnie odwiedził ich z rodziną , jak również w sierpniu 1969 r. odbyła się rewizyta . W tym roku podczas objazdu Normandii próbowałem odnaleźć kogoś z tej rodziny ,ale niestety nie udało mi się).Zestrzelenie Józefa Ziendalskiego opisane zostało w gazecie „Nowy Świat” ,wydawanej w okresie wojny w Nowym Jorku. W gazecie tej z dnia 15–go grudnia 1944 r. ukazał się artykuł pt.” Dwadzieścia dni udręki pilota polskiego ,zestrzelonego nad Normandią ”. Napisała go korespondentka wojenna P.A.T z Paryża Halina Tomaszewska. Drugi artykuł na temat tej wojennej przygody został napisany przez Józefa Ziendalskiego w gazecie „Gillette News” Nr.95 datowanej Czerwiec/Lipiec 1984 . (W Gillette pracował od marca 1973 r do śmierci ) Artykuł nosił tytuł „SHOT DOWN IN A SPITFIRE”. Artykuł został wydrukowany za zgodą rodziny już po śmierci „Jo” jak nazywali go wszyscy w Gillette. Tłumaczenie tego artykułu widziałem na forum, w związku z tym pomijam szczegóły jego cierpień przez 20 dni kiedy to znalazł się ktoś usłużny i zdradził Niemcom miejsce jego pobytu ,którzy zabrali go do niewoli i wozili po drogach Francji i Belgii. Po odbiciu przez Amerykanów trafił najpierw do szpitala amerykańskiego w Paryżu – skąd na papierze z nadrukiem Amerykańskiego Czerwonego Krzyża wysyła pierwszy 4-ro stronicowy list napisany ołówkiem do żony Gwen z wiadomością, że jest już w dobrych rękach, jest pełen wiary i wkrótce się zobaczą. Bardzo tęsknił za nią i prawie półroczną córeczką Rysią ( Gwen poszukiwała go przez Brytyjski Czerwony Krzyż od 2-go września i dostała odpowiedź pisemną 22.09.1944 , że mają jedyną wiadomość , że jest „missing” i prawdopodobnie przez kolejne dwa miesiące nie będą mieli lepszych wiadomości ponieważ wielu jeńców jest w rękach Niemców). Następnie zostaje przetransportowany do Szpitala Cirencester w Cirencester w Anglii gdzie dokonano operacji kręgosłupa – włożono kawałek kości z nogi i płytkę platynową. Zabieg chirurgiczny był udany. Kontuzjowany po wielu miesiącach rehabilitacji odzyskał pełną sprawność fizyczną, która pozwalała mu normalnie funkcjonować w dalszym życiu. Miał wtedy zaledwie 25 lat.

Paszport autora wspomnień
Autor wspomnień przy myśliwcu

Wspomnienia pochodzą z: Ziendalski J., Shot down in a Spitfire Gilette News, czerwiec-lipiec 1984 (nr 95)

Zdjęcia pochodzą z prywatnych zbiorów naszego redakcyjnego kolegi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *