3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Igor Grzyb: Odpowiedzialność za naród

patriotyzm, nacjonalizm

Chciałbym serdecznie podziękować Fundacji Obowiązek Polski oraz Instytutowi Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego J. Paderewskiego za możliwość wzięcia udziału w IX Konkursie Wiedzy Patriotycznej o Romanie Dmowskim, oraz za zgodę na publikację mojego eseju, który dotarł aż do finału tegoż konkursu.

Autor

„Obowiązki względem ojczyzny, to nie tylko obowiązki względem Polaków dzisiejszych, ale także względem pokoleń minionych i tych, co po nas przyjdą”.

Roman Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka

Istota ludzka, czego sami przecież doświadczamy, naturalnie poszukuje wspólnoty, nazywa się nawet człowieka niekiedy „zwierzęciem stadnym”. Najpierwszą wspólnotą, do jakiej przeznaczeni jako ludzie jesteśmy i zarazem pierwszą, z jaką się spotykamy, jest rodzina. Homo sapiens podświadomie poszukuje jednak jeszcze czegoś więcej – nowych wspólnot, które będzie łączyła pewna metafizyka i wspólne cele, a nie li tylko spokrewnienie. Również niejako naturalnie zaczynamy poczuwać się do obowiązków wynikających z przynależenia do danej grupy. I tak: matka opiekuje się swą dziatwą, duchowny powierzonym sobie ludem itd. Ludzkość, w pewnym sensie, dorosła i do świadomego poczucia przynależności narodowej, a co za tym idzie – obowiązków zeń wynikających.

O Ojczyźnie, o symbolach narodowych, o Narodzie jako takim mówi się często, czasami bardzo pięknie, jednak mało jest takich, co rzeczywiście dla tych wielkich celów, jakimi są dobro Ojczyzny i Narodu, chcą pracować i się poświęcać. Bardzo słusznie p. Dmowski uzależnia dobro Polski od dobra całego Narodu. Musimy pamiętać, iż państwo bez własnego ludu, który posiadałby właściwe sobie tradycje, jakieś dziedzictwo, jest de facto wydmuszką i to szybko się rozpadającą. Na próżno szukać wielkiego kraju, który osiągnąłby swoją wielkość bez pewnej wzniosłości duchownej swych obywateli, którzy czują realną z nim i z sobą wzajem łączność.

Każdy przedstawiciel Narodu wezwany jest i wywiązywać się musi z tej misji, jaką jest budowanie, utwierdzanie i dbanie o tę jedność ze swoimi pobratymcami. Od wieków znanym faktem jest, iż wewnętrzne kłótnie i spory osłabiają daną grupę – sam Zbawiciel poucza nas: „Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać.” (Mk 3, 24-25). Można powiedzieć wręcz, że uderzanie w jedność jest największym wykroczeniem wobec Narodu. Zjednoczony lud, czego przykładem było przetrwanie polskiej świadomości w czasach rozbicia dzielnicowego oraz zaborów, jest w stanie wywalczyć sobie wolność i na nowo stać się wielkim. Na odwrót zaś, gdy Naród podzielony, bez poczucia odpowiedzialności za komunalne dobro, bez solidaryzmu – następują tragedie dziejowe, możni i władcy skorzy są do układów z obcymi mocarstwami, egoizmy klasowe rosną i takiż lud się zatraca.

Pewnym remedium, przedstawionym nam przez p. Dmowskiego w jego Myślach Nowoczesnego Polaka, jest znalezienie własnego patriotyzmu: „Chciałbym – pisze p. Dmowski – ażeby […] jak najwięcej ludzi odnalazło swój patriotyzm”. Podług jakiego klucza powinniśmy więc rozumieć owo słowo „patriotyzm”? Również tutaj p. Dmowski daje nam bardzo klarowną odpowiedź: „Jestem Polakiem – więc całą rozległą stroną swego ducha żyję życiem Polski, jej uczuciami i myślami, jej potrzebami, dążeniami i aspiracjami. Im więcej nim jestem, tym mniej z jej życia jest mi obce i tym silniej chcę, żeby to, co w mym przekonaniu uważam za najwyższy wyraz życia, stało się własnością całego narodu”. Streścić klucz ten można jednym słowem: „ofiarność”! Gdy kogoś kochamy, to jego życie staje nam się bardzo ważnym, interesujemy się egzystencją osoby ukochanej, chcemy poznać jej nawyki, zainteresowania, jej smutki i radości. Chcemy w końcu w jakiś sposób wspierać ją w jej życiowych decyzjach, a nade wszystko pragniemy dobra największego dla niej – bowiem taka jest definicja prawdziwej miłości według św. Tomasza z Akwinu. Podobnie jest z Narodem, do którego miłości dojrzeć musimy. Tak więc sprawy narodowe muszą stać się dla nas ważne, Polska winna zajmować w sercach naszych uprzywilejowane miejsce, powinna otrzymywać od nas to, co najlepsze, by została przez nas pozostawiona silniejszą i większą.

Jak więc o tę Polskę wielką zabiegać, jakie kroki podjąć po wykorzenieniu skłonności anarchistycznych, uderzających w narodową jedność? Wydaje mi się, iż powinniśmy zacząć od wykorzenienia kolejnej wady, jaką jest bierność. Gdy cieszyć się możemy niepodległością, społeczeństwo nasze nie chce dostrzegać manipulacji, którym Naród jest poddawany, nie chce dostrzegać afer związanych z politykami, nie chce brać czynnego udziału w życiu wspólnoty. Dopiero gdy wolność bywa nam odbierana definitywnie, potrafimy się zorganizować i działać wspólnie. Naprawdę chcemy wierzyć, iż obce państwa oraz rządzący krajem naszym mają zawsze dobre wobec nas zamiary. Dajemy się przekupywać programami socjalnymi, nie widząc podwyżek cen w sklepach i coraz to nowych podatków. Zaślepieni jesteśmy miłością do państw zachodu, której przyczyną jest często li tylko nienawiść do tego co wschodnie, a zapominamy, iż państwa nie mają przyjaciół – mają interesy. Komunalna pamięć naszego społeczeństwa trwa dwa lub trzy tygodnie. W pierwsze dni po takiej lub innej aferze zapalamy się, wychodzimy na ulice, skandujemy patriotyczne hasła, po czym o wszystkim zapominamy i wracamy do codzienności. Nasz Naród cechuje się właśnie takim przysłowiowym „słomianym zapałem”. Małe jest u nas zaangażowanie w projekty obywatelskie, mało osób działa dla dobra komunalnego. Z osobistego doświadczenia, jako [były już – przyp. autora] działacz Młodzieży Wszechpolskiej, zetknąłem się z wieloma osobami, które popierały nasze inicjatywy, akcje. Które chętnie podpisywały się pod różnymi petycjami, wsparły dobrym słowem. Jednak mało która z tych osób chciała pomóc nam bardziej fizycznie, w sposób aktywny np. wziąć kartkę na podpisy pod petycją do p. prezydenta Donalda Trump’a w sprawie ustawy 447 i zebrać wśród swoich domowników, czy też rodziny pod takową inicjatywą podpisy. Można przyznać rację powiedzeniu „mądry Polak po szkodzie”.

Następnie, widzimy, ile niesnasek, a nawet wojen domowych, wywoływanych jest przez pluralizm religijny. Naród musi być silny duchem, zjednoczony w wyznawaniu jednych wartości. To wiara katolicka była fundamentem rozwoju naszej cywilizacji oraz czynnikiem łączącym Polaków. Niestety, po II soborze watykańskim wiara katolicka, taka, jaką była zawsze, została praktycznie wyrugowana, a jej miejsce zastąpiła nowa wiara – ekumeniczna, kolegialna, synkretyczna. Ta nowa religia w podstępny sposób zatruła wszystek lud katolicki na całym świecie i doprowadziła do jego ateizacji. W społeczeństwie nowym, nieopartym już na tradycyjnej nauce kościelnej, fałsz dostaje równorzędne prawa co prawda, wszystko jest subiektywne. Brak dawniejszego radykalizmu, który kierował świętymi męczennikami, wyznawcami i dziewicami, stał się przyczyną nienawrócenia świata i przyciągnięcia go do Bożej miłości, ale przyciągnięcia do Kościoła ducha światowego. A więc, skoro wszystko jest subiektywne, to czemuż mamy traktować wierność wobec Ojczyzny, czy nawet wobec współmałżonka jako wartość nadrzędną? Przecież „obym był tylko dobrym człowiekiem”. Nowa ta religia całkowicie wyzuła ofiarność z życia społecznego. Papieże poprzednich wieków, a szczególnie „il Papa Polacco” Pius XI w swej encyklice Quas Primas, nauczali, iż jedynym ratunkiem dla świata oraz zabezpieczeniem trwałym dla jedności ludów jest społeczne panowanie Chrystusa Pana. Nie na zasadzie czczych aktów intronizacyjnych, ale w sposób rzeczywisty Chrystus i jego Ewangelia ma znaleźć swoje miejsce w prawie, ustroju i w całym życiu Narodu. Wierzę mocno, iż właśnie ta religia i idące za nią ideały i system moralny, będzie rękojmią jedności narodowej. Ale aby tak się stało, wszyscy musimy zacząć szukać prawdy. Człowiek do szukania prawdy został stworzony, a zawiniona ignorancja jest grzechem ciężkim. Musimy odszukać enklawy dawnej, integralnej katolickiej wiary i przylgnąć do niej.

Kolejnym bardzo ważnym elementem w budowie Polski wielkiej jest edukacja. Edukacja siebie i innych. Jak zostało powiedziane, człowiek stworzony jest, aby szukać prawdy. Jakże często zaniedbujemy nasz rozwój intelektualny! Zamiast rozwijać siebie, często dajemy się uzależniać zachodnim portalom społecznościowym, które zabierają nam wiele godzin z życia. Jak często również chcemy przerzucić na innych obowiązek wychowania i edukacji naszych dzieci, naszego rodzeństwa. Chyba boimy się mądrości, albowiem łatwiej być głupim wśród głupców. Jedną z przyczyn rozbiorów I Rzeczypospolitej był fakt, iż szlachta była nieskora do intelektualnego wysiłku, wszystkimi sprawami szlacheckimi zaczęli się zajmować, bardzo dobrze wykształceni, Żydzi. Dwór szlachecki w pewnym momencie nie mógł istnieć bez swojego Żyda. Oczywiście łatwo domyśleć się można, że naród ten, jako element obcy, nie działał na pożytek Narodu naszego, ale tylko na jak największe wykorzystanie chłopów polskich, aby w ten sposób coraz szybciej i siebie i swojego żywiciela – szlachcica – wzbogacić. Jeden z głównych ideologów polskiego nacjonalizmu, p. Jan Mosdorf chwali żydowską uczoność takimi słowami: „Oświata stała wśród Żydów nierównie wyżej, niż u autochtonów. Gdy wśród żywiołu chłopskiego wyjątki zaledwie zdobywały w szkołach parafialnych rzetelną naukę czytania i pisania, gdy wśród szaraczków nawet niejeden dukał zaledwie na książce do nabożeństwa – Żydzi nie znali niemal analfabetyzmu, a pismo ich, trudne i dla chrześcijan tajemne, pozwalało przekazywać wiadomości z krańca na kraniec państwa, a i poza jego rubieżami, wszędzie, gdzie sięgał dialekt niemiecko-żydowski” (Dziedzictwo Pokoleń). I rzeczywiście, narody silnymi stają się zazwyczaj nie poprzez militarny kunszt, ale przez swą przebiegłość i mądrość. Osoby niewykształcone i głupie nie są warte zbyt wiele, za to ludy mądre, nawet gdy zostaną podbite i pozbawione ojczyzny ziemskiej, są cenione ze względu na posiadaną wiedzę. Czyż nie właśnie przez rodzimą naszą przedsiębiorczość i pomysłowość udało nam się rozbudzać na nowo pragnienie przynależenia do Narodu w czasie zaborów? Czyż wielkie osiągnięcia naszych pobratymców, ich znajomości na międzynarodowych salonach nie doprowadziły do odzyskania niepodległości? Choćbyśmy byli największą potęgą militarną świata – bez własnego wkładu w rozwój intelektualny ludzkości nikt o nas nie będzie pamiętał. Zdobywanie wykształcenia i mądrości jest więc naszym obowiązkiem wobec Ojczyzny!

Przyjrzyjmy się teraz naszym relacjom. Czy jako mąż kocham i dochowuję wierności swojej żonie? Czy jako żona dbam o męża, dom i dzieci? Jeżeli tego nie robię, to choćbym uważał się za nacjonalistę, niszczyłbym najważniejszą i podstawową komórkę społeczną, jaką jest rodzina. Następnie, czy jako patriota utrzymuję kontakty z osobami wrogimi Polsce? Jest taka pokusa rozgraniczania osoby, którą darzymy sympatią od jej poglądów. Gen. Józef Karell – austriacki monarchista – wytoczył swej żonie sprawę rozwodową, gdyż obrażała ona nieustannie ukochaną przez męża monarchię Habsburgów. To jest prawdziwy honor i poświęcenie! Musimy się wznieść ponad zwierzęce instynkty, znajdujące się na samym spodzie naszej duszy, i być wiernymi wobec Narodu i Ojczyzny, jeśliby nawet wiązało się to z utratą osoby darzonej przez nas najgłębszym i najbardziej poufałym uczuciem. Nie możemy mówić: „mój przyjaciel jest wrogiem Polski, ale przyjaźnię się z nim, mimo iż się nie zgadzamy”. My musimy na nowo wracać do tego jednego słowa – „ofiarność”. Musimy być gotowi ofiarować na ołtarzu sprawy polskiej nasze marzenia, relacje, życie osobiste – opowiedzieć się albo radykalnie za Polską, albo przeciwko niej. I owszem, nazwą nas fanatykami, fundamentalistami, wariatami, echem przeszłości, ale jak mówi w swym dziele Wczoraj i jutro Jan Mosdorf: „Jesteśmy fanatykami, bo tylko fanatycy umieją dokonać wielkich rzeczy”.

Nam oczywiście fanatyzm kojarzy się z wielkimi czynami, rewolucjami, działaniem bez namysłu, jednak ten nasz, czyli polski, nacjonalistyczny fanatyzm oparty jest i być musi na codziennym, monotonnym wypełnianiu swoich obowiązków i walce z wadami i przywarami naszymi, jako jednostek oraz naszymi, jako Narodu. Żadnej innej a trwałej drogi nie ma. W kręgach radykalnych popularna jest idea stworzenia nowego człowieka. Jest to myśl bardzo dobra i pożyteczna, o ile zdamy sobie sprawę, iż ten nowy człowiek nie będzie robotem, którego przez tę, czy inną ustawę zaprogramujemy – nie. Tym nowym człowiekiem mamy być my sami! W tym właśnie działaniu – tworzeniu w sobie człowieka nowego – najpełniej wyraża się nasz prawdziwy fanatyzm. Wielki bowiem nie jest ten, kto li tylko rozkazuje, ale ten, co własnych przykazów przestrzega i uczy wypełniać. Wielki nie jest ten, kto mówi wzniośle, odpala race na patriotycznych marszach, krzyczy radykalne hasła, lecz ten, kto niszczy w sobie swoje słabości. Wielkim nie jest ten, kto kłóci się ciągle na historycznych forach internetowych, ale ten, kto tę historię rzeczywiście tworzy, i nie tylko tworzy, a czyni ją również chwalebną. Przykładem takiego prawdziwego fundamentalizmu mogą być dla nas święci Pańscy, o których św. Katarzyna ze Sieny mówi tak: „Świat czci świętych za to, że oni wzgardzili światem”. Tak samo jak odrazą i żałością napawa widok chrześcijanina, który nie walczy o swoje uświęcenie, a wręcz przeciwnie, żyje światowo i występnie, takimiż samymi uczuciami politowania i żałości darzyć winno się „radykała”, który nie tworzy nowego człowieka w sobie. Już by chyba lepiej było, aby człowiek taki był zupełnie nam przeciwny, aniżeli swoją letniością osłabiał morale innych, którzy wstępują na drogę budowy wielkości Polski. Bardzo ważna wydaje się tutaj potrzeba swego rodzaju selekcji naturalnej w kręgach narodowych. Szczególnie organizacji, które mają wytworzyć pewną elitę naszego Narodu, winny do tej kwestii przywiązywać wielką wagę. Tak, by naprawdę elity były elitami, nie zaś zbiorem egocentrystycznych urzędników i zaślepionych mamoną bogaczy. Musimy więc pozbywać się elementów, które niszczą lub osłabiają nas oraz takich, co wprowadzają w nasze szeregi zamęt, zwątpienie i ducha liberalizmu.

Wielką potrzebą naszego Narodu jest pewny autorytet, czyli ktoś, kto będzie wśród elity, jako „primus inter pares” – „pierwszy spośród równych”, lub nawet będzie ponad nią. Oczywiście może być to równie dobrze jakaś grupa, a nie tylko jednostka. Bez względu na to, kim tenże autorytatywny organ będzie, jest on obiektywnie potrzebny, by prowadzić i nadawać bieg sprawom narodowym oraz pobudzać i łączyć serca Polaków. Już sama natura wskazuje na potrzebę instytucji, która będzie niejako najwyższa i najdostojniejsza, wszak nawet ludy pierwotne obierały sobie wodza, króla lub najwyższego kapłana. A przecież i nasz Naród niejednokrotnie doświadczył w swej historii radości z posiadania kogoś, kto, wydawałoby się, wie, co robi i przewodzi reszcie. Wystarczy tutaj wspomnieć o Tadeuszu Kościuszce, Romanie Dmowskim, czy też Stefanie kard. Wyszyńskim.

Powiedziawszy o autorytecie, musimy znowu przyjrzeć się podstawowej komórce społecznej – rodzinie. Większość naszych przyzwyczajeń, zachowań wynosimy przecież właśnie z domu rodzinnego. Jeżeli więc w rodzinie nie będzie silnego autorytetu, jak ojciec, matka, dziadkowie, jakże nowe pokolenie może trwale uznać autorytet kogoś obcego? Jeżeli więc i miłość do Polski, do Kościoła, szacunek dla tradycji nie były praktykowane w domu, jest je trudno nabyć potem. Najlepiej kształtuje się człowiek w rodzinie szczęśliwej. Choć strach i przemoc są skuteczniejsze na krótką metę, jednak to miłość, której doświadczyliśmy, zostaje z nami na zawsze. Lew Tołstoj powiedział: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Jest w tym wielka prawda, którą mogłem i mogę do tej pory bardzo często odczuwać na własnej skórze. Istnieją elementy, które sprawiają, że rodziny stają się naprawdę szczęśliwe. Są pewne idee i style życia, które cementują małżeństwa. I właśnie z mojego doświadczenia, jako integrysty katolickiego, związanego z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X, do którego kaplic uczęszcza wiele takich rodzin, mogę wskazać właśnie te elementy uszczęśliwiające. Pierwszym jest oczywiście wspólna wiara, która jako wartość najwyższa, wpływa na całość życia. Niektóre małżeństwa wraz z dziećmi muszą przebyć bardzo długą drogę, by w niedzielę móc wysłuchać tradycyjnej, katolickiej Mszy św., słyszałem od pewnego kapłana nawet, iż są ludzie w Stanach Zjednoczonych, którzy jadą sześć godzin w jedną stronę, tylko po to, by móc być na Mszy Wszech czasów. Już takie wspólne wyjazdy bardzo rodzinę integrują, a dokładając fakt, iż pobudka wyruszenia w drogę jest nadprzyrodzona, to takie osoby stają się naprawdę dla siebie coraz bliższe. Następnie, wielodzietność. Tam, gdzie małżeństwo ma wiele dzieci, czuć naprawdę tego ducha ofiary. Bo jak inaczej nazwać wszystkie radości życia, pracy zawodowej, które oddaje kobieta w zamian za bóle i smutki związane z wychowaniem? Jak inaczej nazwać to, co robi ojciec, by utrzymać i zapewnić dobry status społeczny swoim najukochańszym? Takie rodziny są najlepszymi szkołami tej podstawowej cechy nacjonalistycznej, którą, jak powiedziałem już, jest ofiarność! Zobaczmy na ten cały zbolały świat, który uwierzył liberalnym ideom, stawiającym wolność jednostki nad dobro kolektywu, czy w nim znajdziemy szczęście? Na pewno znajdziemy krótkotrwałe radostki i zmysłowe przyjemności, ale gdzież tam szczęście, skoro tak wiele rozwodów, samobójstw? Nie twierdzę tutaj, iż rodziny wielodzietne nie mają problemów, nie ma w nich kłótni, „cichych dni”, ale, mimo wszystko, są one zazwyczaj szczęśliwe. Kłótnie są normalne, jednak to neoeuropejskie, hedonistyczne społeczeństwo chce całkowicie zasłodzić obraz rodziny. Niestety udało się to, wystarczy spojrzeć na te dziwne związki, które zamiast potomstwa, postanawiają adoptować kilka piesków. Szczególnie kobiece serca zostały bardzo skrzywdzone przez ten fałszywy, a według liberałów prawdziwy i najwłaściwszy, model rodziny i sposób życia w małżeństwie. To jest właśnie wielki problem, że już nie patrzy się na małżeństwo, jako na ofiarę z własnej woli dla tej drugiej, kochanej osoby, ale jako pewne narzędzie do zaspokojenia li tylko moich potrzeb emocjonalnych i seksualnych. Takie „rodziny” egoistyczne, gdzie nie liczy się dobro osób kochanych, a jedynie ego jej członków, nie będą nigdy właściwym i trwałym fundamentem pod budowę wielkiego Narodu, nie wyniesie dziatwa z nich tego poczucia obowiązku względem Polski, ba, pewnie nie wyniesie nawet poczucia obowiązku względem rodziny, którą nieuchronnie założyć przecież będzie musiała.

Obowiązkiem naszym względem minionych pokoleń jest pamięć i szacunek. Pamięć o heroizmie, o poświęceniu, jakie nasi przodkowie włożyli w budowę naszego kraju. Ale także pamięć o ich myśli, o ich ideach, o tym, co rzeczywiście ich napędzało do działania, wszak heroizm nie rodzi się przypadkiem, ale jest wynikiem wcześniejszego fanatyzmu. Nie możemy zapomnieć o przelanej niewinnie krwi naszych braci. Nie możemy zapomnieć o tych, których z Ojczyzny przymusowo wysiedlono. Nie możemy zapomnieć o przedsiębiorcach, wynalazcach, społecznikach i politykach, którzy odbudowali nasze państwo. Nie możemy zapomnieć też o błędach minionych pokoleń, o tym, co doprowadziło Rzeczpospolitą tylekroć do upadków. Musimy z tego wszystkiego wyciągnąć lekcję, z której wysnujemy wnioski prowadzące ku świetlanej przyszłości. Ta pamięć przejawia się w szacunku, jaki mamy do naszych tradycji i zwyczajów. Nasz Naród jest, mimo licznych wad, bardzo piękny, złożony z tak wielu elementów. Nie mamy najmniejszego powodu, by się za zwyczaje nasze wstydzić, a wręcz przeciwnie – winniśmy je kultywować i o nie dbać. Taki jest nasz obowiązek względem poprzedników naszych – nie pozwolić wcielić Narodu do tej paskudnej, jednakowej globalnej wioski.

Następnie, uczyniwszy wszystko to, o czym wyżej pisałem, to jest odrzuciwszy nasze wady, przylegając do świętej katolickiej wiary, utrzymując miłość wzajemną wśród ludu i poświęcając wszystkie aspekty swego życia dla sprawy polskiej, możemy przekazać Polskę większą i wspanialszą, niż ją zastaliśmy. Wszystko to zmierza właśnie ku temu celowi, aby sukcesja narodowa trwała. Z dochowania wierności temu naszemu obowiązkowi zostaniemy brutalnie osądzeni przez naszych następców. Obyśmy nie stali się kolejnym pokoleniem, o którym wspomnienie napawa jedynie złością i żalem za wszystkie zmarnowane, dziejowe szanse.

Oprawa graficzna: Resistance Arts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *