Krzysztof Stokowiecki: Walka globalna
Taki mamy dzisiaj klimat. Siądziesz w pokoju, odpalisz komputer i dzięki jednemu kliknięciu myszki, możesz zobaczyć co robią ludzie na drugim końcu świata. Z detalami, na tyle dokładnie na ile pozwalają kamery Google. Policzysz ziarnka piasku na środku pustyni, jeśli tylko sięga tak daleko oko Wielkiego Brata. Pojedziesz na wakacje. Do jakiegoś zamorskiego i ekskluzywnego kurortu. Bo w promocji. Bo last minute. Bo bar w hotelu za darmo. I zobaczysz, że taką samą koszulkę jak Ty, ma też jakiś inny, jeszcze bardziej „ekskluzywny” niż ten kurort, jegomość (pewnie jego rodzina i rodzina rodziny także i obie babcie też). Nie znasz go (bo po co Ci takie znajomości?) i nigdy nie widziałeś go na oczy (masz przecież dość wrażeń na co dzień). Ale to bez wątpienia ta sama firma. I znaczek ten sam. Może trochę droższa. Może trochę mniej trwała. Ale koszulka ta sama. Na sto procent. Pomimo dzielącej was odległości i różnic. Jednak nie musisz wyjeżdżać, technologia towarzyszy Ci też w kraju. U siebie. W Kielcach, Krakowie, Bielsku, Wrocławiu i w Sosnowcu. Tak, tam też. Chyba. Masz smartfona. Z Internetem. To piekielnie użyteczne narzędzie. Niezbędne? Może dla Ciebie. Większość używa go do przesyłania głupawych zdjęć. Tego co robi. Co żre. Z kim się spotyka. Z kim gada. Z kim pije. I gdzie (mówiąc najdelikatniej jak się tylko da) załatwia swoje potrzeby. Fizjologiczne i wszystkie inne. To trochę śmieszne. Ale taka jest globalizacja. Co z tego że nikt jej tu nie chciał. Ja mam ją gdzieś, pewnie Wy też macie. Głupie to to i do niczego nam nie potrzebne. No ale nic z nią nie zrobimy. Takie są realia. Nasze realia. Te w których żyjemy i te w których walczymy.
No właśnie. Ale teraz trochę poważniej. Bo ja tu o Internecie, wakacjach, ekskluzywnych tubylcach i technologii, ale globalizacja, nowoczesność, Nowoczesny Świat, czy jakie tam określenie bardziej przypadnie Wam do gustu, wdziera się wszędzie. Nie patrzy na żadne granice. Nic jej nie obchodzi. Nikogo nie pyta o zdanie. Wpływa na umysły, relacje, stosunki polityczne, stosunki międzynarodowe, na środowisko, biznes. Dosłownie na wszystko. Wpływa na nas. Stawia przed nami takie problemy, o których nasi poprzednicy nie mieli pojęcia. O których nawet nie śnili. Walka nacjonalistyczna wykracza poza granice kraju? Dla XIX czy nawet XX wiecznego nacjonalizmu brzmiałoby to jak herezja. Co to znaczy dla nas? Jak to jest z nami? No ale co, nie mam racji? Dzisiejszy świat to jeden, wielki system naczyń połączonych. Amerykanie rozwalają pół Bliskiego Wschodu to do Europy przychodzą hordy muzułmańskich zombie. To chyba najlepszy przykład. Assad i jego sojusznicy wygrywają wojnę, imperium jankesów słabnie także na innych polach. Drugi. Też całkiem dobry. Jeszcze jeden: wielkiej korporacji kończą się złoża ropy- nagle w Iraku znajdują się rakiety, już wycelowane. W USA, Niemcy i Izrael (to tak dla dodania dramatyzmu, co by się lepiej w telewizji sprzedawało). Czy tego chcemy czy nie, nie jesteśmy samotną wyspą pośrodku wielkiego morza. Choćby nie wiem co, nasza walka wpisana jest w znacznie szerszy kontekst. Trzeba to przyznać. Tak po prostu.
Po co? Bo bez względu na to czy jesteśmy w partii, czy mamy portal, czy działamy na ulicy, czy działamy i walczymy w jakikolwiek inny sposób, to ten kontekst powinniśmy rozumieć. Dlaczego? A co jak kogoś interesuje tylko granica jego osiedla albo barwy klubowe? No to i tak! Będę uparty. Będę walił głową w mur i przekonywał. Każdego kto tylko będzie chciał słuchać. Jaki mam plan? Jak to zrobić? Najpierw przede wszystkim: myśleć! Potem patrzyć i obserwować. Wyciągać wnioski. Inspirować się. Porównywać doświadczenia. Wychodzić poza schematy. Świat jest ogromny i cholernie skomplikowany. Świadomość tego nie wyklucza naszej idei, a nawet ją poszerza i wzbogaca. Dodaje nam samym. Przecież chodzi nam nie tylko o nacjonalizm radykalny, ale też o nacjonalizm rozumny. Korzyść z tego ogromna. Bo jak dojdziemy i ogólnie przyjmiemy że większym dla nas problemem od Szwaba, Kacapa i Banderowca jest na przykład syjonizm, kapitalizm i Unia Europejska, to skorzystamy na tym i my i nasze organizacje i nasze działania, które raz że będą właściwe, a dwa że będą oparte na właściwych fundamentach. Chciałbym nacjonalizmu który nie patrzy pod własne nogi i nic go nie obchodzi, lecz ma wysoko uniesioną głowę, która widzi wszystko co jest istotne dla Narodu. Obserwuje to co się dzieje wokół i to rozumie. Taki nacjonalizm byłby dla mnie gwarancją tego, że jak przyjdzie nasz czas, to nikt nas nie wykorzysta, a my nie zmarnujemy swojej szansy. Miałbym pewność że nie podzielimy losu „systemowych rewolucjonistów” i zbudujemy Nowe Jutro. Tego sobie i Wam życzę. Dla Wielkiej Polski w Europie Wolnych Narodów!