3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Z Baszty Karczmarzy III

Regnum Poloniae było pięknym krajem z niesamowitą rycerską tradycją. Pradawne podania mówiły, że miejscowa szlachta to potomkowie starożytnych Sarmatów, ludu który niegdyś władał tą częścią Europy. Mijały wieki, jedne z nich przynosiły rozkwit narodowej sztuki i dumy, drugie zaś były czasem dekadencji i upadku. Dziś po sarmatach zostały jeno portrety nagrobkowe, skłonność do wojaczki przy kielichu oraz typowy choć niemodny już wąs. Regnum Poloniae było krajem niesłychanie doświadczonym przez historię, bo to nie raz przecież jeden lub drugi najeźdźca, rozrywał kraj na kawałki, zniewalając niegdyś tak potężny naród. Największą słabostką jednak tych ziem była klątwa rzucona przez pewną wiedźmę o imieniu Schlampe. Odrzucona przez księcia płockiego, poprzysięgła zemstę całemu polskiemu rodowi. Zaprawdę nie masz na świecie większej zarazy niźli pragnąca zemsty niewiasta. Rzuciła ona przeraźliwą klątwę na cały naród, a jej słowa odbijały się srogim echem w jednej z pod ojcowskich jaskiń: „Przeklinam was byście nigdy nie mogli wzrosnąć w siłę. By na całym waszym piastowym plemieniu ciążyła klątwa ślepoty, tak byście nigdy nie mogli dostrzec wad waszych w porę. Przeklinam wasz rozum tak by pożarła go noc ciemna i straszna, głupota przeraźliwa niech was pochłonie byście nigdy nie uczyli się na błędach waszych.”

Ponoć od tej pory ciemnica umysłowa rzuciła się na cały sarmacki ród, tak że ten ślepy był na zagrożenia z zewnątrz i wewnątrz. Pozamykano zbrojownie, a kowale trudniący się wyrobem broni, padali jak muchy z braku zarobku. Ci co jeszcze się ostali, produkowali miecze tylko na eksport, bo królewska armia wolała stal tańszą od obcych rzemieślników, ta była jednak gorszej jakości. Przez lata obronność królestwa upadała i nie dorównywała nawet zaciągom czerwonego dwugłowego Smoka, który przed dwudziestu laty żer miał na tym kraju. Stworzył on Ratio Varsoviensis za pomocą którego trzymał w ryzach buntujące się ludy.

Teraz zaś kraj zdawał się być całkiem bezbronny i pogrążony jakby w letargu, a zagrożenie czyhało na wszystkich frontach. We wschodnim księstwie Kijowskim, pogardliwie nazywanym trzynastym chazarskim plemieniem, walki toczyły się z Włodzimierzem Groźnym, i choć ciężko było przypuszczać by mogły one przerodzić się w zagrożenie dla królestwa, to był primum argumentum na to, że historia jest wciąż aktywna, tak jak aktywne są japońskie wulkany. Za czasów swej świetności polska sztuka wojenna wiedziała dobrze o tym, że lepiej najeżdżać niż być najeżdżanym .

Na królewskim dworze panował jednak niespodziewany spokój i pogoda ducha. Wierzono w siłę miłości i pokoju, miast broni kupowano białe gołębie. Co bardziej naiwni wierzyli w siłę międzykrólewskiego paktu północnego, choć jego przedstawiciele już dawno zaczęli solidnie ważyć słowa i deklaracje. A w królestwie wciąż mówiono: po cóż nam armia w czasie pokoju? Na cóż nam zakłady ciężkiego kowalstwa skoro można kupić używane miecze? A dukaty szły nie w armię jeno w gwardię królewską szykowaną do utrzymywania porządku w państwie. Jednostka ta nawet zakupiła pradawne Trąby Jerychońskie, z których jeden tylko dźwięk, potrafił powalić i rozproszyć w chaosie rozgniewany tłum. Taka to była pokrętna logika włodarzy królestwa.

Rodacy bali się przyznać do własnych niedoskonałości.  Zbyt tłusta dieta rozleniwiła ich opasłe brzuszyska i więcej liczy się ciepły kąt do biesiady niźli honor i duma piastowego rodu. Takie to czasy nastały, że niegdyś silni i mocarni obrośli w tłuszcze i stali się zgnuśniali. Regnum Poloniae wciąż posiadało jednak zaciężne wojska, które zdolne były ocalić kraj od katastrofy jeśli by takowa przyszła z którejś strony.

Jeśli zaś na królestwie spoczywała klątwa złej czarownicy, to Bóg jeden na niebie wie kto przeklął nadbałtyckie ludy. Te zaś doszedłszy do swej niezależności , niewiele robiły by ją utrzymać. A problem tych ludów był taki, że nikt by za nimi łzy jednej nie uronił. I cóż mi bracia powiecie jeśli i moje serce obojętne by było na ich los, a jeno rozum rzecze słowa roztropne o konieczności ich bytu.

Cóż mi królestwo bez armii! Cóż mi armia bez królestwa! – powiadają wielcy tego świata. W Regnum Poloniae dość powiedzieć, że ani potęgi Korony, ani chwały oręża.  I tak meum carissimi, kończy się ma dzisiejsza opowieść o losach kraju w śródeuropiu. Niech jednak nie płaczą dziatki i nie szlochają niewiasty. Istnieje bowiem pradawne proroctwo podług, którego to z kraju nad Wisłą może wyjść iskra, która przygotuje świat na jego ostateczny czas, a chwała Białego Orła rozciągnie swe skrzydła w pradawnej potędze, złote zaś pazury oślepią jego wrogów. Może jeszcze przyjść dzień chwały.

Bywajcie Bracia.

 

„Z baszty karczmarza” to cykl tekstów przygotowanych przez jednego z naszych redaktorów – Filipa Palucha. Z dużą dawką humoru oraz w charakterystyczny dla siebie sposób, zręcznie rozprawi się z poruszającymi Polaków tematami, zarówno dotyczącymi polityki jak i spraw społecznych. Zapraszamy do lektury. 

*Po wschodniej stronie muru okalającego pradawny gród Kraka, tam gdzie teraz wznosi się Teatr Słowackiego, przed wiekami stała Baszta Karczmarzy. Dziwne to było miejsce w murze, który ochraniał miasto przed wrogimi najazdami. Ze wszystkich zawodów, którymi trudniono się w mieście, to właśnie Karczmarzom została powierzona ochrona wschodniej części miasta. Wśród ludu mawiano, że Karczmarz jest jak ksiądz, potrafi otworzyć w człowieku najbardziej skrywane wspomnienia i emocje. Bano się ich, a i żyć bez nich nie umiano. Bractwo karczmarzy owiane było ciemną tajemnicą, gmin powtarzał między sobą, że starożytnej receptury na wywar krakowskich trunków, strzeże skamieniały smok co to niegdyś swe legowisko miał w zamkowym wzgórzu. Bardziej naiwni twierdzą, że wykradł ją samemu diabłu pewien mistrz imieniem Cervisiam , zanim jeszcze dzielnice kraju zrosły się jak członki Świętego Stanisława.  Od tamtych wydarzeń minęły wieki, minął i wiek XIX w którym postępowe barbarzyństwo podniosło swą zaciśniętą pięść na wznoszące się ku Bogu na niebie, miejskie umocnienia. Pradawne Bractwo Karczmarzy jednak przetrwało do dziś kontynuując swe tradycje w śródmiejskich podziemiach.

herb

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *