Igor Grzyb: Tradycjonalizm a katolicyzm integralny
Grupa określająca się jako tradycjonaliści katoliccy od kilku dziesięcioleci coraz bardziej wzrasta w siłę i znaczenie. Szczególnie po publikacji motu proprio Traditionis Custodes, regulującego używanie starego rytu Mszy wewnątrz posoborowego systemu eklezjalnego, środowiska tradycjonalistyczne otrzymały sporą dawkę tlenu w postaci nowych zwolenników. Jednak, czy określenie tradycjonalista rzeczywiście określa to, kim jest katolik Tradycji? Moim skromnym zdaniem – nie.
Jak już powiedziałem, środowiska tradycjonalistów znacząco rozwinęły się. Także samo pojęcie tradycjonalizm uległo zmianie. Przez wzgląd na pokaźny wachlarz katolickich grup konserwatywnych, pojęcie to stało się szersze. Obejmuje ono zarówno zwolenników reformy reformy, którzy pragną upodobnić estetycznie nową liturgię do starej, a także przywrócić w miarę konserwatywne nauczanie duchownych przynajmniej w dziedzinie życia społecznego; duszpasterstwa indultowe, które celebrują swoje liturgie w rycie tradycyjnym pozostając jednak w jedności z modernistycznym Rzymem; środowiska związane z ruchem oporu wobec zmian poczynionych na II soborze watykańskim i po nim (zaliczają się tu sedewakantyści, sedeprywacjoniści oraz Bractwo Kapłańskie św. Piusa X i współpracujące z nim zgromadzenia – oczywiście istnieją istotne różnice teologiczne pomiędzy tymi grupami, jednak korzeń ich działalności jest ten sam: utrzymanie integralnie katolickiej wiary); ale także pojęcie to obejmuje ludzi różnych niekatolickich wyznań oraz osoby bezwyznaniowe, którym tęskno do starego porządku świata wraz z jego konserwatywnym ustrojem, którego strażnikiem był przez wieki Kościół Katolicki. Tak więc, tradycjonalistą może się nazwać każdy, nawet jeżeli nie przyjmuje on katolickiej doktryny w jej pełni i niezmiennym pięknie. W istocie więc nie ma pomiędzy tradycjonalistami wspólnego frontu teologicznego, ponieważ każde ze środowisk uznaje swoją wersję Tradycji. Tak więc lwia część poprzestaje nad zachwytem starożytną formą rytu rzymskiego, dodając do tego tęsknotę za światopoglądowo konserwatywnym duchowieństwem, a w szczególności Papieżem (w gruncie rzeczy tęsknią za kimś w rodzaju Jana Pawła II, którego postrzegają przez pryzmat jego nauczania moralnego, zapominając przy tym o ekumenicznych hucpach porównywalnych z tymi organizowanymi za obecnego Papieża Franciszka), część uznaje Tradycję w jej pełni doktrynalnej oraz karności z niej wynikającej, zaś część całkowicie nie uznaje Objawienia Bożego. Uważam, że jako przykład tego ostatniego typu tradycjonalisty można śmiało podać śp. prof. Bogusława Wolańskiego, który jako „niewierzący rzymski katolik” bronił chociażby tomizmu, tak bardzo atakowanego już nie przez masonerię i jawnych wrogów Kościoła, co przez modernistycznych duchownych.
Jak więc w tym gąszczu różnych pozycji teologicznych może i powinien określić się katolik Tradycji, który przylgnął całkowicie do tradycyjnego Magisterium, karności i światopoglądu?
Moim zdaniem terminem w pełni oddającym tę postawę jest katolik integralny. W tych dwóch słowach kryje się najpełniej to, kim katolicy od zawsze byli. Dzięki tym dwóm słowom nie trzeba wyjaśniać swojej własnej pozycji teologicznej wewnątrz tradycjonalizmu, bo wszystko staje się wiadome. Integer znaczy wszak z łaciny nietknięty, cały. I rzeczywiście człowieka żyjącego tak, jak katolicy od zawsze żyli i wierzącego tak, jak katolicy zawsze wierzyli słusznie nazwać można integrystą.
Prof. Jacek Bartyzel definiuje integryzm takimi słowami: „istotą integryzmu jest — identyczna z ortodoksją katolicką — zasada niezmienności depozytu wiary (Tradycji) i samego Kościoła jako Ciała Mistycznego Chrystusa i wspólnoty rządzonej hierarchicznie przez Wikariusza Boga na ziemi i następcę Księcia Apostołów; jego specyficznym akcentem, wynikłym z okoliczności czasu i miejsca (zjawiska sekularyzacji kultury i polityki), jest natomiast obrona najwyższego autorytetu papieża również w kwestiach chrześcijańskiego ładu politycznego:
„Jesteśmy integralnymi katolikami rzymskimi. To znaczy, że stawiamy ponad wszystkich i ponad wszystko nie tylko nauczanie tradycyjne Kościoła w porządku prawd absolutnych, lecz również wskazania papieża w porządku spraw praktyki życia codziennego. Kościół bowiem i papież to jedno.”
(deklaracja w ‘La Vigie’, 5 XII 1912)
Sam Papież św. Pius X wprost stawał po stronie integrystów, dał temu wyraz na prywatnej audiencji udzielonej 30 marca 1914 r. historykowi Ludwikowi von Pastorowi, gdy odnosił się do swego przemówienia do Kolegium Kardynalskiego:
„Mówiłem jasno, stając po stronie Integralnych, wyraźnie położyłem nacisk na integrata fide [nienaruszoną wiarę].”
Dodać tutaj należy, że katolicy integralni nie mają nic wspólnego z działalnością p. Szymona Klucznika, który przywłaszczył sobie tytuł katolika integralnego, jednocześnie propagując patologiczną odmianę sedewakantyzmu, wg której nie posiadamy Papieża od jakichś 300 lat.
Warto więc zastanowić się nad tym, w jaki sposób jako katolicy Tradycji, się przedstawiamy. Czy chcemy zostawiać pole do domysłów na temat naszych poglądów, czy też pragniemy, aby jasnym było, iż „całym sercem i całą duszą należymy do Rzymu katolickiego, stróża wiary katolickiej oraz tradycji niezbędnych do jej zachowania, do wiecznego Rzymu, nauczyciela mądrości i prawdy. Odrzucamy natomiast i zawsze odrzucaliśmy pójście za Rzymem o tendencji neo-modernistycznej i neo-protestanckiej, która wyraźnie zaznaczyła się podczas Soboru Watykańskiego II, a po soborze we wszystkich z niego wynikających reformach.” (Deklaracja abpa Marcelego Lefebvre’a z 21 listopada 1974 roku)
Oprawa graficzna: Resistance Arts