Giancarlo Ferrara: Państwo, Nacjonalizm i Imperium; w czasach globalizacji
Profesor Antonio „Toni” Negri wraz z Michaelem Hardtem napisał w 2000 roku przełomową książkę pt. „Imperium”. Zaraz po swojej premierze stała się ona w Stanach Zjednoczonych nie lada bestsellerem i odniosła także zauważalny sukces w Europie Zachodniej. Główną tezą tego profesora z Padwy, który w latach 70 był uznawany za głównego ideologa obozu weneckiej skrajnej lewicy (znanego pod nazwą „Autonomia”) było przekonanie, że państwa narodowe znalazły się obecnie na drodze do całkowitego zaniku, a globalizacja, niszcząc granice pomiędzy krajami, doprowadzi do nieuchronnego konfliktu pomiędzy tzw. „globalistycznym Imperium” (dla profesora była to figura retoryczna oznaczająca Stany Zjednoczone i kraje G8) i tzw. „tłumami”; czyli przebudzoną i na nowo zaktywizowaną formą proletariatu, oraz obecnie przestarzałym już pojęciem „pracowników socjalnych”.
Trzeba przyznać, że teza Negriego jest w swojej istocie dość osobliwa. Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się być zdekonstruowana i obalona przez niezaprzeczalny fakt, że państwa narodowe obecnie nadal sprawują na świecie rządy polityczne i wojskowe. To jednak kiedy przyjrzymy się tej kwestii z bliska, nie trudno pozbyć się wrażenia, że państwa narodowe w obecnej postaci przeszły znaczną przemianę od swojego pierwotnego konceptu, a obecnie mają one znaczenie tylko, gdy należą do szerszego bloku geopolitycznego o charakterze imperialnym (co także udowadniał na kartach swojej książki Negri).
Należy zadać sobie zatem pytanie, czy rzeczywiście w zglobalizowanym świecie narody mogą pochwalić się posiadaniem prawdziwej suwerenności- czyli politycznej, ekonomicznej i militarnej autonomii względem aktorów o większej sile? Czy mają obecnie takie możliwości, czy raczej potencjał do tego, by móc dokonywać skutecznych i autonomicznych wyborów, które wpływają znacząco na ich los i zajmowane przez nich miejsce na świecie?
Wyłączając z naszych rozważań typowy przykład Imperium, jakim są Stany Zjednoczone; mamy prócz w nich w tym zakresie także Chiny; jako wschodzącą potęgę gospodarczą, lecz wciąż nie do końca efektywną militarnie, mamy Rosję; dawną potęgę, która obecnie odstaje od Stanów Zjednoczonych całe lata świetlne zarówno pod względem militarnym, jak i gospodarczym. Mielibyśmy w tym zestawieniu także Europę, gdyby ta nie pozostawała obecnie jedynie aglomeracją państw narodowych; wciąż jeszcze silnych pod względem gospodarczym, ale nieistotnych jeśli chodzi o wpływy polityczne i całkowicie nieliczących się w powszechnej rozgrywce pod względem militarnym. Taki jest właśnie zarys obecnego układu międzynarodowego i rozkładu bloków geopolitycznych na świecie.
Globalizacja ekonomiczna, co należy pamiętać, jest procesem o pewnego rodzaju charakterze przyspieszającym. Jest on przynajmniej od 1989 roku; wyjątkowym i unikalnym wynalazkiem amerykańskiego matrixa, a jego „mitologiczna” ideologia jest czysto amerykańska i w pełni bazuje na rozbudowanym do przesady gospodarczym wykorzystaniu konceptu „praw człowieka” oraz dekonstrukcji myśli i formy stojącej za burżuazyjnym nacjonalizmem. W rzeczywistości proces ten został zapoczątkowany na świecie już znacznie wcześniej. Oczywiście, ogromny wpływ na niego miała też między innymi ideologia roku ‘68 i ideowa praca tzw. „szkoły frankfurckiej” na czele z Adorno i Horkheimerem.
Jednakże państwa narodowe znajdowały się w kryzysie już od dłuższego czasu, co w zasadzie dostrzegano już wcześniej, w zasadzie od lat 30 XX wieku. Jednak globalizacja to proces o innym charakterze. Globaliści posługują się w swoich działaniach pewnego rodzaju mitem. Chodzi o mit ciągłego postępu i reinterpretowanego na nowo amerykańskiego snu. Mit ten jest znacznie bardziej niszczycielski, niż wszystko inne, bo niszczy już nie tylko państwa narodowe, ale uderza także w stare koncepcje państw liberalnych.
Nacjonalizm w formie i w ramach w jakich znaliśmy go od XX wieku, jest obecnie martwy i całkowicie pogrzebany. Nie ma co udawać: żadna próba jego wskrzeszenia nie będzie nic warta. Obecnie znajduję się on całkowicie poza historią. Jednak tyczy się to nie tylko jego. Warto w tym miejscu jednak powiedzieć, że podobnie sprawa wygląda z koncepcją państwa, które zajmuje się wszystkim (czyli tzw. hobbesowskiego Lewiatana). Wciąż można oczywiście zdecydować się, walczyć po stronie tej koncepcji. Próbować mieć coś do powiedzenia na temat tego czy państwo powinno mieć mniejsze lub większe możliwości w zakresie regulacji systemu gospodarczego, czy powinno interweniować mniej lub bardziej w sferę pieniężną, aby pomóc mniej zamożnym czy też powstrzymywać przestępczość. Można lobbować za tym by państwo, mogło to lub tamto, ale czas na takie postulaty już minął. Apele o powstrzymanie takiego stanu rzeczy, spotkają się obecnie jedynie z głuchym milczeniem.
Nadmierna fetyszyzacja pojęcia państwa nie powinna być obecna wśród tych, którzy pragną stawić czoła trzeciemu tysiącleciu z jasnymi i mocnymi ideami. Jeżeli więc Negri miałby się w tym zakresie mylić po raz kolejny (pierwszy raz pomylił się, przywiązując zbyt dużą wagę do potencjału proletariatu; gdy uznał rewolucyjną siłę w „tłumie” i przeciwstawił go Imperium Stanów Zjednoczonych), to warto jednak zauważyć, że ta koncepcja obecnie w najpełniejszy sposób została mimowolnie przeniesiona na grunt narodowo-suwerennistyczny. Rzeczywiście. To w Europie suwerennistyczne partie polityczne i inne tego typu rodzaju ugrupowania przyjmują negryjskie spojrzenie na proces globalizacji ekonomicznej. Oczywiście ich stratedzy i ideolodzy nie proponują negryjskich „tłumów” jako rzeczywistej alternatywy, lecz raczej coś na kształt przejęcia przez poszczególne państwa „suwerenności monetarnej i gospodarczej”.
Bowiem podstawą łączącą te oba światopoglądy jest typowe rozumowanie materialistów i ekonomistów, którzy dostrzegają co prawda wagę czynników geopolitycznych, militarnych i politycznych, lecz z drugiej strony pomijają one dwie znacznie bardziej istotne czynniki.
Po pierwsze, w historii nie ma możliwości odwrotu, a każda próba przywrócenia przeszłości jest z gruntu skazana na druzgoczące nieporozumienie. Przecież nie chcielibyśmy w tym miejscu przytoczyć przykładu postnapoleońskiej restauracji, aby udowodnić prawdziwość tej zależności. Po drugie, mit amerykański jest całkowicie przeciwny wszystkiemu, co niesie za sobą mit europejski, oraz związanej z nim koncepcji geopolitycznej i militarnej niezależności oraz samowystarczalności Europy.
Każda próba stworzenia suwerenności na szczeblu europejskim, jest od początku stracona, jeśli ograniczymy ją jedynie do dyskusji na temat PKB, czy relacji pomiędzy walutą euro, a amerykańskim dolarem (co oczywiście ma swoje praktyczne zastosowanie). Żeby to było jasne; Trump jest całkowitym globalistą na szczeblu międzynarodowym. To on pragnie tego, by Stany Zjednoczone nadal dominowały nad światem, tak jak robiły to od lat 70 i jednocześnie zachowały możliwie słabą i podzieloną Europę w sferze zewnętrznej. W takim układzie typowe pojęcie suwerenności związane ze starym nacjonalizmem burżuazyjnym jest zdecydowanie anachroniczne, ponieważ nie może liczyć na żadnego rodzaju perspektywę polityczną, ekonomiczną czy mitologiczną. Postawa taka jest z góry skazana na odejście do lamusa.
Zdaje się, że przynajmniej pod tym względem, profesor Negri miał całkowitą rację.
Powyższy tekst został opublikowany w czwartym numerze pisma W Pół Drogi. PDF z tym numerem jest dostępny TUTAJ, inne numery naszego pisma możesz zobaczyć TUTAJ
Oprawa graficzna: Resistance Arts