3DROGA.PL

Portal 3droga.pl

Portal Nacjonalistyczny

Michał Kardas: Czy Polska potrzebuje programu 500+?

Rodzina 500+ to niewątpliwie pierwszy w Polsce program socjalny zrealizowany z tak dużym rozmachem. Mimo tego, że program wprowadzono w 2016 roku, dalej jest on tematem niekończących się dyskusji zarówno w politycznym mainstreamie, jak i wśród środowisk narodowych. Nic nie wskazuje na to, że żeby te dyskusje miały się w końcu wypalić. Jednocześnie ciężko wymienić inne reformy ostatnich lat, wokół których narosłoby tak dużo nacechowanych emocjami opinii, a zarazem różnych mitów.

Przed programem 500 plus poprzednie rządy kilkukrotnie próbowały wprowadzać różne udogodnienia mogące odciążyć rodziny, takie jak zasiłek rodzinny, becikowe, ulgi prorodzinne, czy karty zniżkowe dla rodzin wielodzietnych – ale trudno było nie odnieść wrażenia, że były to zmiany dla społeczeństwa nieodczuwalne, niemające wiele wspólnego z zaplanowaną i długofalową polityką wsparcia. Do tego czasu nasz wskaźnik wydatków na politykę prorodzinną był jednym z najgorszych w Europie. W tym miejscu warto od razu przytoczyć dosyć istotny fakt, o którym często przypominają przeciwnicy rządowych rozwiązań. Okazało się, że spełnienie założenia o poprawie demografii nie udało się także twórcom 500+. Liczba urodzeń w ostatnich latach wzrosła bardzo nieznacznie lub utrzymała się nie niezmienionym poziomie. Czy to oznacza, że program jest niepotrzebny i można zamknąć temat stwierdzeniem o „niepotrzebnym rozdawnictwie”? Niekoniecznie. Oznaczać to może natomiast tyle, że w dzisiejszych czasach to nie status materialny a najczęściej plany życiowe większości osób determinują to, czy chcemy mieć potomstwo.

Czyje są pieniądze na 500+?

Chociaż program nie osiągnął swojego demograficznego celu, to w dosyć znaczący sposób wpłynął na życie tych rodzin, które niezależnie od niego już dzieci miały, bądź i tak planowały mieć. To, czego nie powinni negować nawet najwięksi krytycy tego programu, to fakt, że ciężko znaleźć w ostatnich dwóch dekadach jakąkolwiek inną ustawę, która przyniosła tak realne i namacalne korzyści dla ogromnej rzeszy Polaków – bezpośrednio wpływając na kondycję budżetową polskich rodzin, zwłaszcza tych posiadających więcej niż dwójkę dzieci. W końcu to dzięki temu programowi sytuacja setek tysięcy gospodarstw domowych uległa poprawie, a tak wiele rodzin mogła sobie nareszcie pozwolić na długo oczekiwane rodzinne wakacje.

Będąc wolnym od liberalnego doktrynerstwa oraz kierując się trzeźwą oceną sytuacji, a nie partyjnymi przepychankami, ciężko nie przyznać, że program ten miał i nadal ma duży wkład w wyciąganiu ludzi z ubóstwa. Warto przypomnieć, jak po wprowadzeniu programu zaczęła spadać popularność tzw. „chwilówek”. Tutaj jednak pojawia się strona liberalna, ze swoich słynnym stwierdzeniem: “Ale oni biorą cudze pieniądze”. Właśnie to jest jednym z największych manipulacji, najbardziej rozpowszechnionych zarówno przez liberałów korwinowskich i tych należących do „opozycji totalnej”.

Przy okazji manipulacja najbardziej nieuczciwa i krzywdząca wobec osób, które z racji posiadania dzieci otrzymują rządowe świadczenie. Nieuczciwą przede wszystkim dlatego, że sugeruje jakoby kilka milionów rodzin otrzymujących na obecny moment świadczenie wychowawcze miały nie pracować i utrzymywać się z „cudzych” pieniędzy. Nasuwa się pytanie w takim razie z czyich, bo w przeciwieństwie do rozkrzyczanych na forach zafascynowanych korwinizmami licealistów i wojujących emerytów z Obywateli RP, to właśnie te rodziny z dziećmi tworzą trzon osób w wieku produkcyjnym.

Czy można nie zabierać, zamiast dawać?

Opcja liberalna lubi podpierać swoja poglądy rzekomym ogromnym kosztem obsługi programu. Dosyć często można się spotkać z opinią: „Państwo musi zabrać 700, aby móc dać 500”, o czym z przekonaniem swego czasu mówił sam Janusz Korwin-Mikke. Problem z tym stwierdzeniem, które tak rozniosło się po internecie, jest taki, że nigdy nie było ono podparte żadnymi konkretnymi danymi, a najprawdopodobniej powstało w wyobraźni samego autora tych słów. O wiele bardziej wiarygodne wydaje się tutaj oświadczenie samego Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej o koszcie obsługi na poziomie ok. 1,5%.

Przeciwnicy wykorzystujący swoje przekonanie, że wszystko można załatwić niskimi podatkami, odpowiadają: „zamiast dawać, przestańcie zabierać” proponując radykalne zwiększenie ulg podatkowych lub całkowite zniesienie podatku dochodowego, bo “przecież wystarczy nie zabierać, zamiast dawać”. Niestety nie wystarczy. Te mające na pierwszy rzut oka sens hasło jest na obecny moment niemożliwe do wykonania w stopniu, który mógłby dać chociaż lekko przybliżony efekt do rządowego programu. Dlaczego? Dlatego, że jedyny podatek, z którego można by na obecny moment zostać zwolnionym, lub dostać bezpośredni zwrot pieniędzy to podatek dochodowy, stanowiący tak naprawdę niewielką część pobieranej w opodatkowaniu pracy kwoty. Kwoty, na której większość składają się przecież składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Dodatkowo podatek dochodowy to podatek już obecnie zawierający rozbudowane ulgi, także dla rodzin.

Większa rodzina oznacza za to większe wydatki na utrzymanie, a więc i większe wpływy do budżetu w postaci VAT. A tutaj najprostszą i najtańszą formą zwrotu podatku jest właśnie bezpośrednie świadczenie tak jak w wypadku programu 500+. Zgodne z prawdą jest więc stwierdzenie, że rząd po prostu oddaje wcześniej zabrane pieniądze. Natomiast zmiany proponowane przez liberałów paradoksalnie przyniosłyby największe korzyści tylko najbogatszym, praktycznie wykluczając z programu mniej zarabiające rodziny, co samo w sobie jest absurdem.

Praca kontra zasiłek

Z narodowego punktu widzenia program powinien być analizowany ze względu na swoją przydatność, bo wśród przeciwników rządowych rozwiązań, wydaje się całkowicie brakować konstruktywnej krytyki. Mamy za to ciągłe wykorzystywanie tematu 500+ do partyjnych wojenek, zarówno ze strony rządu, jak i opozycji. Na próżno szukać też propozycji równie skutecznej alternatywy. Nie słychać też nic o poprawkach, które mogłyby wykluczyć niepożądane efekty programu, a takie zdecydowanie istnieją i warto teraz powiedzieć o nich kilka słów.

Chociaż należy być świadomym, że utrzymanie dziecka w Polsce kosztuje wiele więcej niż miesięczna pomoc w ramach programu, to nie można wykluczyć istnienia w kraju pewnej grupy ludzi, którzy będą próbowali wykorzystać program jako substytut pracy, nawet kosztem życia w skrajnie złych warunkach. Niezależnie od marginalnej skali takiego zjawiska, zasadniczą poprawką, jaką warto postulować, jest uzależnienie uczestnictwa w programie od posiadania stałego zatrudnienia przez przynajmniej jedno z rodziców. Nie tylko wykluczyłoby to pewne patologie, ale w znacznym stopniu mogłoby przyczynić się do tego, by świadczenie zamiast być dla niektórych rozleniwiające, stałby się czymś aktywizującym. Kolejną kwestią wartą rozważenia jest wprowadzenie maksymalnego dochodu, przy którym świadczenie nie byłoby już wypłacane, co mogłoby nieco odciążyć budżet.

Nie można też zapomnieć, że rząd PiS ma na swoim koncie tak niekorzystne i niebezpieczne z narodowego punktu widzenia działania jak otwarcie granic dla imigracji na niespotykaną dotąd skalę.

Ponadto od 2019 roku znacznie ułatwiono dostęp imigrantów do rządowych świadczeń 500+, co od początku budziło kontrowersje i przeczyło idei programu, który miał przecież poprawić byt i demografię Polaków. Program czy wręcz już teraz programy 500+ tracą coraz bardziej swoją racjonalność. Stają się natomiast narzędziami walki wyborczej, a więc w obecnej sytuacji nie można też całkowicie odmówić racji oskarżeniom o bezcelowe „rozdawnictwo”.

Warto jednak pamiętać, że także mityczne liberalne „państwo minimum”, z samej swojej zasady powiększające nierówności społecznie nie jest i nigdy nie będzie żadną alternatywą. Warto szukać takich rozwiązań, które niosą natomiast pomoc tam, gdzie jest to naprawdę potrzebne i przynoszą dobre skutki dla ogółu. Z tego powodu warto rozmawiać, nie o rozszerzaniu lub likwidacji programu 500+, ale jego naprawie i lepszym wykorzystaniu niż ma to miejsce obecnie.

Powyższy materiał został opublikowany w czwartym numerze pisma „W Pół Drogi”. Wszystkie artykuły z tego numeru możesz znaleźć TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *